sobota, 6 kwietnia 2013

Z czego zostanie wypłacona emerytura?

Bardzo dobry tekst: 2 bln zł na kontach emerytalnych Polaków... nie ma! Brakuje mi w nim tylko jednej informacji - o tym, kto odpowiada za utrzymywanie tej fikcji emerytalnej i kto poniesie za nią konsekwencje?
To, co dostaje [ZUS] ze składek pracujących Polaków, czyli ok.120 mld zł. zaraz wypłaca na emerytury i renty. I rok w rok jest na minusie. Dlatego musi brać dotację z budżetu - w tym roku 37 mld zł. Gdzie są więc te biliony? To tylko liczby zapisane na twardych dyskach komputerów w Centralnym Ośrodku Obliczeniowym ZUS na warszawskich Powązkach.


Pozostają jeszcze OFE (Otwarte Fundusze Emerytalne), do których kierowana jest pozostała część składek emerytalnych... tyle, że wiele z nich w swoim portfelu posiada spory udział obligacji (rzędu kilkudziesięciu procent), czyli finansuje bieżące zadłużenie budżetu - i jest zależne od tego budżetu. Z drugiej strony kupują one też udziały w akcjach, co w sensie ekonomicznym zmusza obywateli do inwestowania w rozwój gospodarki, jest słuszne ale niekoniecznie najbardziej pewne.


Ogólnie: niewesołe to informacje i skłaniające do poważnej refleksji, od czego rzeczywiście zależy dobrobyt przyszłych emerytów...

AKTUALIZACJA: Warto przeczytać tekst, poniższa grafika również pochodzi z tego artykułu: Szokujące pustki w kasie ZUS. Przyczyny? Demografia, górnicy.





niedziela, 24 marca 2013

Obrazkowy komentarz do debaty: zostać czy opuścić Szczecin?

gazeta.pl
Można się zastanowić, czy debata nad tym, czy uciekać, czy zostać w Szczecinie przeprowadzona w 2013 roku to postęp czy powtórka wobec kompletnie nieudanej akcji sprzed lat, w której Szczecin zachęcał do... powrotu tych, którzy już uciekli: Londyńczycy, wracajcie! (2009)?


poniedziałek, 18 marca 2013

Zabieram zabawki i zmieniam piaskownicę, czyli gdzie mają pracodawcy pensję minimalną

Dawno nie miałem okazji przeczytać tekstu o gospodarce, z którym zgadzałbym się w 100%, tym chętniej go zlinkuję a nawet wkleję w całości. Mam jednak dylemat, ponieważ prawo cytatu, prawem a nie chciałbym, by czytający mojego skromnego bloga nie wkliknęli się w oryginał i w ten sposób nie dali znać autorowi tekstu, że go czytają... zatem - wybaczcie - utrudnię przeczytanie tekstu, i zachęcam do skorzystania z linku: Emocje, dupa i umowy śmieciowe, autor: Artur Kiełbasiński (wyborcza.biz, 17.03.2013).

Cytuję:

Przedsiębiorcy mają głęboko w dupie, jaką Pan zechce ustanowić płacę minimalną oraz czy zlikwiduje Pan umowy cywilno-prawne - napisał Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców do Piotra Dudy, szefa Solidarności. Emocjonalny list to odpowiedź Kaźmierczaka na kongres Platformy oburzonych gdzie Duda prezentował postulaty społeczne związku.
List Kaźmierczaka budzi emocje, po to powstał i dlatego stał się w internecie hitem. Ale jednocześnie list jest symbolem jałowości polskiej debaty publicznej. Nie niesie żadnego przesłania. To wyłącznie populistyczna odpowiedź na populistyczne często postulaty związkowców. W wersji z "dupą", której użycie zapewne miało pokazać wielkie emocje autora.
Jest jednak kilka problemów, o których warto porozmawiać. Kaźmierczak pisze m.in.: "Gdyby Pan był rzeczywiście zainteresowany ich losem (najbiedniejszych i bezrobotnych - dop. red.) - protestowałby Pan przeciw opodatkowaniu pracy, która w Polsce jest opodatkowana jak wódka i jest główną przyczyną bezrobocia". Czytam i zastanawiam się, czemu swoją złość pracodawca wylewa na związkowca. "Jak zamierza Pan nas zmusić, żebyśmy zatrudniali ludzi, jak nas przy horrendalnych pozapłacowych kosztach pracy na to nie stać?" - dopytuje Kaźmierczak. A ja dalej nie rozumiem. O kosztach pracy w Polsce nie decyduje NSZZ Solidarność, ani żaden inny związek. Wysokie koszty pracy to efekt niewydolnego systemu ubezpieczeń społecznych i przekonania rządzących, że każdy koszt można do pracy "dorzucić". Ale żądanie zmian w tym zakresie - jak najbardziej słuszne - to postulat do rządu. To z rządem pracodawcy powinni dyskutować o wszelkich podatkach i składkach. Najlepiej - ramię w ramię ze związkowcami. No, chyba, że emocje nie pozwalają.
"Informuję Pana, że damy radę, cokolwiek Pan jeszcze wymyśli. Ograniczymy nasze przedsięwzięcia, wyjedziemy z nimi zagranicę" - pisze Kaźmierczak. Brzmi strasznie, ale to nieprawda. Firmy nie wyjadą, bo tu jest rynek, bo tu da się robić biznesy. Bo światowa konkurencja weszłaby natychmiast w zwolnione miejsca. Bo w końcu - jest ciężko - ale depozyty firm i ludności rosną. Tak, bywa trudno, ale histeryzowanie nie jest tym, co w biznesie ma wartość największą.
Powiedzmy szczerze - koszty pracy w Polsce są względnie niskie. Problemem jest nie tyle wynagrodzenie i jego pochodne, co produktywność pracownika. Prawda - często pracownik realnie nie zarabia w Polsce na swoją wypłatę, właśnie z powodu niskiej wydajności. Ale owa niska wydajność pracowników w Polsce, to nie wina samych pracowników. To głównie organizacja pracy, czy produkowany asortyment towarów decydują o tym, czy opłaca się zatrudnić pracownika, czy nie. A o tym decydują pracodawcy. W firmie opartej wyłącznie na machaniu łopatą faktycznie, zatrudnienie legalnie pracownika bywa finansowo uciążliwe. Może o tym warto porozmawiać ze związkowcami? Na spokojnie zastanowić się, jak usprawnić firmy i podnieść wydajność. I tu jest realna przestrzeń do dialogu pracodawców ze związkowcami.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Kaźmierczak pisze "będziemy zatrudniać wyłącznie na działalność gospodarczą, ograniczymy zarobki "do ręki" dla pracowników, w ostateczności będziemy zatrudniać na szaro. Damy radę.". I to mi się zdecydowanie nie podoba. Niestety, wychodzi tu z autora listu "prostota" polskiego przedsiębiorcy. Zakombinować, zapłacić mniej pracownikowi, zatrudnić na czarno. Mam nadzieję, że to tylko poetyka listu, że to wyłącznie populistyczne zwroty kontra populistyczne żądania związku. Bo przepraszam, ale jednak sugerowałbym panu Kaźmierczakowi, aby na szaro nie zatrudniał. Bo to sprzeczne z prawem i dobrymi obyczajami. To po prostu nie jest uczciwe. I powiedzmy szczerze, jeśli firmy nie stać na legalne zapłacenie wynikającego z prawa wynagrodzenia, to może warto, aby jej właściciel zastanowił się nad innym sposobem na życie. Może warto samemu zakasać rękawy, zamiast zatrudniać ludzi "na niby"?

Ze swej strony dodam tylko, że wg wyników wszelkich porównań koszty pracy w Polsce nie należą do najwyższych, a firmy nadal, z każdej zainwestowanej w pracownika złotówki uzyskują dochód. Jednocześnie też wydajność pracy w Polsce należy do jednych z najniższych, wynika to m.in.:
  • małego kapitału polskich firm i niskiego uzbrojenia stanowisk pracy (wyposażenia stanowisk pracy)
  • złej organizacji pracy i/lub braku jej automatyzacji
  • złych stosunków w pracy bazujących na rywalizacji wynikającej z bezrobocia a nie uczenia pracowników i inwestowania w zasób ludzki
  • niskiego przygotowania praktycznego pracowników, braku szkoleń
  • błędów kadry zarządzającej
  • prób dorobienia się przez przedsiębiorców w jedno pokolenie
  • pracy w mało zaawansowanych technologicznie działach, które ze względu na dużą konkurencję globalną nie mają prawa być wysoce zyskowne
  • ograniczeń biurokratycznych...
  • ... i mógłbym tak długo wymieniać. 
Oczywiście nie wszystkie powyższe są równie ważne, nie wszystkie odgrywają tę samą rolę, nie we wszystkich branżach są braki wśród wysoko wykwalifikowanych pracowników i nie we wszystkich dobrzy kierownicy. Są biznesy, które nie wymagają niezwykle zaawansowanego zarządzania, ale są też takie, które nigdy nie będą konkurencyjne na rynku globalnym z braku kapitału, innwacyjności, etc.


AKTUALIZACJA: 
Źródło: forsal.pl

AKTUALIZACJA 2: Ile warta jest godzina pracy w Polsce?


czwartek, 14 marca 2013

Stocznia Szczecińska: w pustych halach bród, smród i ubóstwo

Polecam lekturę z wycieczki bezradnych: radnych, posłów i dziennikarzy. Jest wstrząsająca, ale fakt, że upadek Stoczni rozłożony był w czasie, osłodzony osłonami dla stoczniowców i bajkami o zagospodarowaniu tego poprzemysłowego terenu w iście utopijny sposób powoduje, że nie ma już komu "podpalać komitetu" albo "wywozić na taczkach":
Stocznia Szczecińska to martwe miejsce.
Radni i politycy na terenie zakładu

Żal kluczowego elementu w ekosystemie gospodarki morskiej Szczecina jest dojmujący. Niknie kształcenie kolejny pokoleń kadr, fachowcy pracują w Amsterdamie czy w Norwegii. Studenci nie mają gdzie się uczyć, odbywać praktyk, spotykać rzeczywistej produkcji. Ilość małych "niebytów", jakie spowodował upadek Stoczni zaczęła być zauważalna w Szczecinie po około roku od jej zamknięcia... same podatki, miejsca pracy w tym zakładzie to najwyżej połowa strat, jakie poniosło miasto. To hamulec ręczny dla gospodarki na przynajmniej 10 lat.

Abstrahuję od winnych. Mniejsza, która opcja polityczna i w którym okresie istnienia Stoczni najbardziej dołożyła się do jej upadku. Nie wiem, czy faktycznie przez lata produkowano poniżej realnych kosztów... ważne, że stworzenie tak dużej firmy, z tak zaawansowanym produktem, który wymagał do budowy pewnie ze 100 000 części, nie będzie przez następne pokolenie możliwe.

Lean manufacturing, kaizen, 5S, SMED... szlag!  Tego nie da się uczyć, rozwijać i budować wyłącznie na bazie MSP. To olbrzymi intelektualny i organizacyjny kapitał, jaki bezpowrotnie utracił region, coś na co pracowały 3 pokolenia, coś wartego reanimacji nawet przez kilka lat. Już niemal nie do odtworzenia...

Podyskutuj lub skomentuj - chatroom


Try Relay: the free SMS and picture text app for iPhone.