Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przykłady błędów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przykłady błędów. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Szczeciński rower miejski powodem dewastacji chodników

Tytuł to zamierzona kpina - humorystyczna odpowiedź na pełne patosu poglądy mniejszości społecznej twierdzącej, że rower to rzecz ekologiczna, zdrowa a jednocześnie panaceum na wszelkie bolączki komunikacyjne w mieście, począwszy od -23 stopni w zimie po +45 stopni w lecie. Nie neguję pomysłu roweru miejskiego, który wygrał w zeszłorocznym "budżecie obywatelskim" i miał kosztować ok. 500 tys. zł, a że okazał się za tę kwotę absurdem, to wydano na niego ca. 2,5 mln (tyle ile podobno zaoszczędzono na szczecińskich szkołach przez bodaj 3 lata). Moje uczucia do tego projektu są ambiwalentne - ogólnie uważam, że projekt jest robiony od "złej strony", "od końca" a faktycznie w mieście należałoby się zająć innymi, poważniejszymi kwestiami.

Boję się też tego, że plamą na wizerunku może stać się jakiś rozjechany rowerzysta na licznych, absurdalnie oznakowanych miejscach spotkań rowerów i samochodów (choćby pod Urzędem Miejskim). Prognozuję też, że pojawienie się roweru będzie w przyszłości pretekstem do zwężania, zamykania, ograniczania ruchu samochodów w mieście - nie, nie, nie promocji jazdy rowerowej, np. między kąpieliskiem Arkonka a Jasnymi Błoniami, czy dojeżdżaniem przez studentów na zajęcie do kampusów przy ul. Cukrowej, Żołnierskiej, 26 Kwietnia (nie samą Kaskadą i Galaxy człowiek żyje).

A poniżej zdjęcia, które pokazują, jak kierowca samochodu dostawczego, w środku nocy parkuje na chodniku, żeby ułatwić sobie pracę utrudnioną przez projektanta, Bike_S i NiOL. Kierowca ładuje rowery z pełnej stacji pod Urzędem Miejskim i wiezie je do jakiejś innej, mniej pełnej. Stacja stoi na wyremontowanym pół roku temu, prawdopodobnie przez ZDiTM, chodniku. Prawo o ruchu drogowym oczywiście zabrania wjeżdżania przez samochody dostawcze na chodnik. Kierowca, który dba nocą o poranną wygodę użytkowników, i któremu podatnicy szczecińscy płacą pensję, musiałby zaparkować ładnych kilka metrów dalej, gdyż na ul. Felczaka, pod Urzędem Miejskim obowiązuje zakaz zatrzymywania i postoju. Musiałby rowery przetoczyć po przejściu dla pieszych kilkanaście metrów jednocześnie pilnując, by nikt mu nie ukradł roweru z samochodu. Sporo dodatkowej pracy, której nikt nie uwzględnił (?)



Ciekawe, czy ten sam "partyzancki" sposób załadunku i rozładunku przewidziano dla rowerów na Jasnych Błoniach? Tam też jest stacja rowerowa. Na Jasne Błonia jest zakaz wjazdu, którego jednak nie przestrzega się nadmiernie gorliwie, choć są one chronione jako zabytek i użytek ekologiczny.

To zresztą taki "szczeciński standard", we wpisie sprzed kilku miesięcy można zobaczyć, jak chodnik rozjeżdżał miejski wykonawca, który wieszał oświetlenie świąteczne na lampach.

Szkoda, że za ten brak planowania, brak myślenia, w jaki sposób rowery będą efektywnie, tanio i poprawnie obsługiwane zapłacą podatnicy kolejnym remontem chodnika. Ergonomicznie ukształtowane gniazdo (punkt pracy, obsługi) powinno zapewniać zarówno łatwość użytkowania, co łatwość obsługi jego samego. W tym przypadku powinno być to miejsce wygodne zarówno dla rowerzystów co dostępne dla obsługi technicznej (choćby za pomocą tabliczki ulokowanej pod znakiem zakazu postoju i zatrzymania, że "nie dotyczy godzin 22-6 lub służb NiOL).

Smaczku dodaje fakt, że stojak ustawiono po przeciwnej stronie skrzyżowania a rowerzysta dotrzeć tam może legalnie wyłącznie przeprowadzając rower przez dwie ulice, po pasach, jeśli wcześniej poruszał się drogą dla rowerów. Ustawienie go pod drugim skrzydłem UM wydaje mi się logiczniejsze, a wyznaczenie dojazdów ulicą możliwe (i zgodne z Prawem o ruchu drogowym). Choć może konieczność przejścia po dwóch przejściach dla pieszych nie będzie kusić jazdą w poprzek skrzyżowania? Ups. Zaraz cały plac przebudują na drogę dla rowerów ;-)


sobota, 15 lutego 2014

Głupota w marnowaniu publicznych pieniędzy nie przestaje zadziwiać...

Już myślałem, że wskazałem najgłupszą inwestycję nadchodzącego 2014 roku autorstwa Urzędu Miejskiego w Szczecinie (fontannę na skrzyżowaniu Wawrzyniaka, Wojska Polskiego i Ojca Beyzyma), a tu nagle zaskoczenie! Jest coś równie głupiego! Nie wiem, czy nawet nie głupszego!

Miasto chce wybudować nowy skwer-park! Czemu się czepiam? Bo ten park ma powstać dokładnie po przeciwnej stronie ulicy Taczaka, dosłownie na przeciw niedawno oddanego Parku Międzyosiedlowego, złośliwie określanego "Szczecińskim Biskupinem" ze względu na użycie mnóstwa gwoździ i sosnowych bali, i estetykę większego parkingu leśnego.

Nowy skwer-park ma zatem zostać wybudowany obok oddanego w 2012 roku dużego parku i być od niego oddzielony 4 pasmową ul. Taczaka o podniesionej prędkości jazdy! W dodatku teren planowanego nowego parku graniczy wyłącznie z ogródkami działkowymi. Poniżej link do google maps, wskazujący na lokalizację ugoru i otaczających działek: 



Poniżej zdjęcie mapy: lokalizacja niepotrzebnego parku (za Gazetą Wyborczą, Szczecin).




Warto zaznaczyć, że obu parków nie łączy nawet przejście dla pieszych. Do najbliższych budynków jest znaczny kawałek drogi a w okolicy oprócz Parku Międzyosiedlowego jest jeszcze park wokół Jeziorka Słonecznego. Park będzie więc służył chyba wyłącznie działkowcom a być może przyciągając osoby z drugiej strony ulicy generował zagrożenie w ruch drogowym. Podobnie jak w przypadku fontanny na Wawrzyniaka projekt mi się podoba, ale lokalizacja tego parku jest absurdalna a wydatkowanie na niego pieniędzy jest głupie.

Miasto nie potrafi utrzymać tego co ma, a buduje parki na odludziu
Tym bardziej razi pomysł wydania pieniędzy na ten park, gdy zestawi się go z faktem, że od pół roku służby miejskie nie są w stanie naprawić i zabezpieczyć placu zabaw zlokalizowanego w Ogrodzie Dendrologiczny w Szczecinie, którego zdjęcia ilustrujące dewastację można znaleźć: www.szczecin.naprawmyto.pl/20019. Kilka zdjęć poniżej:






Nie dość, że plac zabaw został posadowiony na szczelinie przeciwlotniczej, to w najmniejszym stopniu nie zabezpieczono gruntu. Płot wokół placu został rozkradziony około pół roku temu a sterczące kikuty ogrodzenia, pomimo zawiadomienia o tym odpowiednich służb nie zostały w żaden sposób zabezpieczone. Również piaskownica nie jest zabezpieczona w najmniejszym stopniu przed możliwością zanieczyszczenia przez zwierzęta.

Bezsilne zgrzytanie zębami...
Na koniec chciałbym podzielić się refleksją. Nie lubię pisać negatywnie o swoim mieście. Mieszkam w nim od urodzenia, moja rodzina pojawiła się tu wraz z pionierami, ale szczerze mówiąc ręce mi opadają, jak czytam o pomysłach na budowanie parków "na ściernisku" a jednocześnie widzę, że jeden z dwóch placów zabaw w kompleksie Parku Kasprowicza od pół roku nie może się doczekać reakcji ZUK, który najwyraźniej jest zbyt zajęty melioracją cmentarza na Bronowickiej, że nie ma czasu zająć się żywymi.
Przepraszam, jak można określić cenzuralnie taki stan rzeczy? Ile razy można zwracać uwagę na to, że zamiast budować fontannę albo malować płotki z żółtego na szary trzeba utrzymać stawkę żywieniową w domu pomocy społecznej na poziomie 9 zł/doba a nie 7 zł/doba? Albo naprawić sygnalizację na rondzie Giedroycia wyłączone rok temu ze względu na usterkę, na której naprawę nie ma środków?


czwartek, 13 lutego 2014

Petent w banku, urzędzie, na poczcie - ergonomia stanowiska obsługi klienta

UWAGA, WPIS ZDEZAKTUALIZOWANY

Bezpośrednią inspiracją tego wpisu stały się dwa poniższe zdjęcia. Jednak ergonomią stanowisk biurowych zajmuję się już dłuższy czas (np. oceniając stanowiska komputerowe www.ergonomia.e-ar.pl).

Zagadnieniem do rozważenia jest stanowisko pracy, które ma łączyć możliwość jednoczesnego korzystania z monitora komputerowego, oraz obsługi interesantów przy utrzymywaniu z nimi dobrego kontaktu (w tym wzrokowego). Dodatkowo istotne jest zapewnienie przekazywania materiałów od i do klienta, oraz pełna kontrola nad materiałami na biurku i wykonywaną przez siebie pracą. Można te dylematy rozwiązać na kilka sposobów, ale najpierw kilka zdjęć poglądowych:
  • Nieergonomiczne stanowisko w urzędzie - trudno orzec, co chciał osiągnąć projektant, choć zdjęcia jasno pokazują, że chyba nie został zrozumiany. Być może chciał, aby dokumenty były podawane dołem, a rozmowa prowadzona przez szparę w szybie. Jedyną realną korzyścią jest utrudnienie sięgnięcia do biurka przez petenta podczas nieobecności urzędnika (może nawet odległość jest zgodna z normami stosowanymi dla tzw. odległości bezpiecznych), ale w praktyce jest to pozbawione sensu - na biurku nie powinny być pozostawiane dokumenty a ochronę można zapewnić bardziej cywilizowanymi sposobami. Dolna szpara (sic!) służy być może do przekazywania dokumentów, górna do komunikacji i zarażania pracownika drogą kropelkową. A może to stanowisko dla niepełnosprawnych? Ale niewiele na to wskazuje.

  • Miedzioryt Gottlieba Boettgera na podst. Pugina, l. 1790-1820 (antyk.net.pl) - w czasach, gdy projektanci nie mieli do dyspozycji tanich i prostych szyb musieli korzystać z rozwiązań stolarskich. Pod wieloma względami poniższe rozwiązanie ma zalety. Przede wszystkim doskonale widoczne jest, podawanie i odbieranie dokumentów - co w tamtych czasach mogło być szczególnie ważne. Lada-półka jest na wysokości ramion co pozwala wygodnie wypełniać dokumenty. Krótka czynność podawania nie obciąża nadmiernie. Kolejka, o ile urzędnicza obsługa jest szybka i nie wymaga dużej ilości czynności, przesuwa się bardzo szybko. Pracownicy kontrolują napływ klientów. Oczywiście współcześnie realizują to systemy kolejkowe, tzw. numerkowe.
http://antyk.net.pl/533-5027-thickbox/wielka-sala-w-banku-angielskim-miedzioryt-gottlieba-boettgera-na-podst-pugina-l-1790-1820.jpg




  • Oddział nadawczy urzędu pocztowego. Widoczne podwyższenie stanowiska pracy urzędnika (NAC) - rozwinięciem kwestii podestu i zachowania funkcjonalności stanowiska biurowego połączonej z utrzymaniem kontaktu z klientem i listonoszem jest widoczne poniżej biuro zlokalizowane na podwyższeniu, ograniczone ladą. Lada ma taką wysokość, że stojąca osoba, bez problemu wypełni blankiety i przekaże paczki. Pracownicy siedząc mają pole robocze (biurko) na wysokości lady i twarz na wysokości twarzy klienta. Pewnym mankamentem może być konieczność korzystania ze schodków a także głębszego schylania się, przy podnoszeniu paczek z wózka, jednak sam wózek również dopasowany jest do poziomu podłogi. 


Współczesne stanowisko obsługi klienta w banku, urzędzie, na poczcie
Współczesne rozwiązania techniczne i architektoniczne pozwalają na proste (choć nie zawsze najtańsze) rozwiązania ergonomiczne. Przy tym rzadko są one faktycznie stosowane w sposób konsekwentny. Znacznie częściej widać różnego rodzaju estetyczne, ale nie mające nic wspólnego z ergonomią rozwiązania stanowisk pracy. Niekiedy forma estetyczna na tyle dominuje funkcję, że prowadzi do ich niefunkcjonalności.

W sieci aż roi się od różnych rozwiązań, z podpowiedzią przychodzi google.pl a kilka przykładów znalezionych w sieci omawiam poniżej. Podzieliłem przy tym stanowiska obsługi na te w pozycji stojącej i siedzącej, opisałem ich wady i zalety od strony klienta i obsługi:
  • Obsługa klienta pozostającego w pozycji stojącej - rozwiązanie takie stosować należy w miejscach o dużej liczbie klientów wymagających szybkiej obsługi, ponieważ stojąca pozycja przyśpiesza czas obsługi (zniechęcając, niczym na standing party do przesiadywania i prowadzenia przydługich rozmów z obsługującą osobą). Jest przydatna w kasach, punktach składania gotowych formularzy, wszędzie tam, gdzie szybkość obsługi jest kluczem a budowa relacji z klientem oraz sprzedaż produktów w trakcie obsługi na drugim planie.
    • Klient ma do dyspozycji przydatną półkę na torebkę lub aktówkę zmuszającą jednocześnie do nienaturalnej pozycji ze względu na zbyt wąski profil górnej lady. Pracownik musi zadzierać głowę, by zobaczyć petenta. Obsługa bokiem niekorzystna dla kręgosłupa pracownika.
old.radiobiper.info
    • Klient pozbawiony półki na torbę, wypełniając dokumenty wkracza w przestrzeń biurka obsługującego, oddzielony od niego monitorem. Za to wygodniejsza pozycja do stania. Pracownik siedzi na podeście (w głębi widać schodki), nie musi zadzierać głowy w trakcie obsługi, pozostaje w kontakcie "na wprost".
interiorstudio.pl
    • Realizacja takiego podestu od strony urzędnika możliwa jest z wykorzystaniem takich rozwiązań, jak choćby widoczne na poniższych zdjęciach. Ma też spory potencjał pod względem rozbudowy infrastruktury teletechnicznej, co w dłuższej eksploatacji jest opłacalne.
marshall-tufflex.com
    • Starsza konstrukcja stanowisk, z szybą oddzielającą od klienta. Obecnie rzadziej stosowana, wyszła z mody. Od strony klienta pozycja stojąca, oraz mała, średnio wygodna lada i pewien dyskomfort związany z komunikacją głosową przez szybę. Od strony obsługi ponownie "siedzenie bokiem", konieczne zadzieranie głowy, dodatkowo podkreślony dystans od klienta szybą. Na korzyść z pewnością przemawia pewna możliwość sterowania mikroklimatem i mniejszy kontakt z ewentualnymi chorobami przenoszonymi drogą kropelkową. Niekorzystne mogą być refleksy świetlne odbijające się od szyby a bezpieczeństwo przez nią dawane dość złudne.
bslubniany.pl
  • Obsługa klienta pozostającego w pozycji siedzącej - stanowiska takie stosuje się w miejscach, gdzie obsługa klienta wymaga wypełnienia wraz z nim lub w jego obecności dokumentacji (np. w banku, w trakcie składania wniosku o kredyt) bądź gdy chce się nawiązać lepszy kontakt z klientem, wzbudzić jego zaufanie i przekonać do oferowanych produktów. Korzyścią jest pozorna "równość stron" i pozorne zmniejszenie dystansu w relacji klient-obsługa. Sam proces "siadania", znajdowania miejsca na torebkę czy aktówkę, nawiązywania kontaktu, żegnania się wydłuża zasadniczo proces obsługi. Pojawia się też problem pogodzenia roli biurka i lady.
    • Biurko w jednej płaszczyźnie, strefa dla klienta w ciemniejszych brązach. Brak miejsca na torebkę czy aktówkę a także czapkę czy płaszcz pod kontrolą wzrokową interesanta (przy dłuższej obsłudze). Monitor ustawiony w ten sposób, że przy obsłudze jednoczesnej pary klientów jedna będzie traktowana jako osoba drugorzędna, odgrodzona monitorem od obsługi.
silvan.pl
    • Podobne stanowisko, w którym ukryto monitor pozorując, że stanowi on element zabudowy meblowej. Ustawienie stanowisk wyjątkowo niekorzystne, ponieważ osoba obsługiwana (na zdjęciu brak fotela dla niej) będzie w zasadzie równie blisko pracownika zajmującego się w tym czasie obsługą na innym stanowisku. Będzie to powodować dyskomfort i zakłócać komunikację.
azco.pl
    • Starszy model stanowisk obsługowego, posiadający w zasadzie niemal wyłącznie wady. Widoczne jest, że obsługiwany klient musi siedzieć bokiem, ponieważ biurko od jego strony nie pozwala na schowanie nóg pod blatem. Osoby obsługujące również siedzą po skosie, co jest niekorzystne dla kręgosłupa. Dodatkowo cały blat zajęty jest dokumentami i akcesoriami, które nie są ani chronione, ani nie wywołują poczucia porządku i profesjonalizmu, o wypełnianiu koncepcji 5S w biurze nie wspominając.
bsnamyslow.com.pl
    • Mini lada i biurko. Monitor nadal stoi bokiem, ale nie rzuca się tak w oczy jako przegroda a szklenie oddziela sprawy innych klientów realizowane na drugim stanowisku. Klient ma nieco przestrzeni na nogi, ale niezbyt wygodne miejsce do wypełniania druków. Stanowisko pośrednie między pełnym otwarciem wspólnego biurka a ladą.
    impet-meble.pl
    • Zmodyfikowana wersja wcześniejszego stanowiska. Od strony klienta dodano dodatkową półkę, pozostawiając sztuczną przegrodę w formie lady oddzielającą przestrzeń pracownika od przestrzeni klienta. Taka lada w zasadzie pozbawiona jest praktycznej funkcji, buduje jedynie mentalny dystans i fikcyjny porządek (zamiast wspomnianego standardu 5S). Wygodniejsze fotele, ale pojedyncze. "Własna" półka klienta pozwala swobodnie postawić na niej aktówkę lub torbę.

      impet-meble.pl
    • Jedno z najbardziej typowych, a jednocześnie przykład funkcjonalnego rozwiązania przy zastosowaniu koncepcji wspólnego biurka. Stanowisko pozbawione wielu wad, choć nie pozbawione ich całkowicie. Na uwagę zasługuje maksymalne wykorzystanie przestrzeni m.in. przez meble osłaniające monitor a jednocześnie stanowiące element budujący dystans między stanowiskami (zielonkawe przegrody). Wadą jest płytka przestrzeń na nogi od strony klienta, co będąc wadą jednocześnie kreuje w kliencie poczucie dystansu i bycia "chwilowym gościem" na stanowisku-biurku pracownika.
bnos.pl

Jak powinno wyglądać idealnie skonstruowane pod względem ergonomii stanowisko obsługi?
Na to pytanie dziś nie odpowiem. Może innym razem, w kolejnym wpisie. Jako wniosek niech na razie wystarczy zwrócenie uwagi, że inną funkcję realizują stanowiska obsługi w pozycji stojącej a inną w pozycji siedzącej i to zarówno pod względem specyfiki samego procesu usługowego, co budowania relacji z klientem i kosztów związanych z czasem obsługi.
Widoczne są też rozliczne błędy w kształtowaniu wnętrz i braku funkcjonalności mebli stosowanych na salach obsługowych banków, na poczcie, w urzędach, których należy się wystrzegać biorąc pod uwagę fakt, że wyposażenie przede wszystkim ma być funkcjonalne dla obu stron i przyjazne.

A może znacie przykład idealnego stanowiska i podeślecie mi link? 


AKTUALIZACJA: Na blogu palestrapolska.wordpress.com można przeczytać, jak to było z pierwszym, frapującym zdjęciem. Otóż zdjęcie pochodzi z sądu, który przez dwa lata nie zauważył, że może być petentom niewygodnie, bo "nikt się nie skarżył".

środa, 22 maja 2013

Szczecin: Parkingowce, Park&Ride, drogi rowerowe i równe chodniki

W szczecińskim dodatku do Gazety Wyborczej, od jakiegoś czasu, trwa dyskusja nt. różnych aspektów ograniczania ruchu kołowego w Szczecinie. Wypowiedzi i pomysły tam prezentowane są tak różnorodne, że można byłoby z nich stworzyć z sześć sprzecznych koncepcji organizacji ruchu w centrum miasta. I kilka ich zazębiających się wersji:
  • Pieszym przeszkadzają samochody parkujące na chodnikach. Ich wizja to chodniki proste, szerokie, czyste, chyba jednak nie tak duże jak deptak w nadmorskiej miejscowości gotowy na szczyt sezonu?
  • Rowerzystom przeszkadza wszystko, co nie jest drogami rowerowymi. Ich wizja to coś pomiędzy Amsterdamem i Kopenhagą a Pekinem sprzed 30 lat.
  • Mieszkańcom korzystającym z samochodów przeszkadza brak miejsc parkingowych pod bramą ich budynku. Ich wizja to jedno a najlepiej dwa miejsca parkingowe przed XIX wieczną kamienicą (ok. 20 mieszkań), nie dalej niż 30 metrów od bramy.
  • Sklepikarze-przedsiębiorcy boją się, że dalsze ograniczanie możliwości parkowania doprowadzi do przeniesienia klientów do centrów handlowych posiadających własne parkingi i specjalnie przez miasto dostosowany układ drogowy. Ich wizja to wolne miejsca dla każdego klienta, który zechce zaparkować i u nich kupić a najlepiej brak opłaty za pierwsze pare minut postoju, niemal drive-through, byle nie trzeba było płacić za teren i jego sprzątanie.
  • Miastu nic nie przeszkadza - stawia fontanny i pozwala zarabiać NiOL na płatnej strefie snując jednocześnie nierealne koncepcje budowy parkingowców, zaczynając od parkingowca z widokiem na Zamek Książąt Pomorskich i pozbawionego dojazdu.
  • Właściciele domków podmiejskich uważają, że pieniądze powinny trafić na rozbudowę infrastruktury na ich osiedlach. Ich wizja, to dobre drogi i chodniki na osiedlu, szybkie trasy dojazdowe do supermarketów, przedszkoli, szkół i centrów rozrywki oraz tanie, chronione parkingi. Centrum omijają, bo wygodniej i pod jednym dachem zakupy zrealizują w jednym z kilku centrów handlowych a ich "getto" nie przypomina śródmiejskiego "getta", więc jest obce a zatem zagrażające.
Powyższe zestawienie potrzeb interesariuszy i cokolwiek złośliwych wizji nie wypełnia pełnego spektrum różnorodnych potrzeb. Faktycznie potrzeba byłoby znacznych badań socjologicznych określających profil mieszkańca, jego rzeczywiste i potencjalne potrzeby oraz preferencje ich realizacji. Trzeba byłoby pogrupować tych mieszkańców i... wtedy zastanowić się co dalej. Bowiem po etapie diagnozy powinna następować przemyślana budowa koncepcji rozwoju przestrzeni miejskiej.

Niektórzy wybitni urbaniści potrafią intuicyjnie określić preferencje mieszkańców, ale w wielu wypadkach narzucane odgórnie, sprzeczne z potrzebami użytkowników rozwiązania bankrutowały. W mikroskali przykładem może być dróżka do lodziarni zlokalizowanej przy Jasnych Błoniach. Zamiast wytyczyć ścieżkę i pasy - gdy pojawiła się potrzeba dla setek spacerowiczów i nowy element przestrzeni - postanowiono postawić "płotek" z 4 kijków i utrzymać układ przestrzenny sprzed 10 lat. W makroskali przykładem jest budowa stricte biurowych dzielnic w centrum miast (nie dotyczy to Szczecina), które wymierają całkowicie po godzinach pracy i tworzą pustą, martwą, nieprzyjazną przypadkowym przechodniom przestrzeń.

Niestety wymienieni wyżej interesariusze nie mają szans doczekać się od szczecińskiego magistratu ani badań ich preferencji ani spójnej koncepcji rozwoju przestrzennego. Ostatnią, przypadkowo udaną, był Złoty Szlak (Jasne Błonia - al. Jana Pawła II - al. "Kwiatowa" - Zamek Książąt Pomorskich), choć przebudowa skrzyżowania al. Wyzwolnia - al. Jana Pawła II - al. Niepodległości miała chyba za celu całkowite zablokowanie ruchu pieszych lub przekierowanie go do centrum handlowego.

Co zatem należałoby wykonać?
Parkingowce. Pisałem w 2010 roku, w artykule, w Gazecie Wyborczej: "Udawanie, że w centrum miasta nie ma potrzeby budowy parkingowców jest w tej chwili nie do utrzymania. Żeby w centrum miały działać lokale gastronomiczne, sklepy a jednocześnie mieszkańcy mieli gwarancję zaparkowania, bezwzględnie konieczne jest wybudowanie po przynajmniej jednym małym czy średnim parkingu podziemnym lub piętrowym na każde dwa kwartały. Możliwe jest zamienienie obecnych garażowisk np. w obsadzone trawnikami podziemne parkingi, zaopatrzone koniecznie w monitoring. Mogłyby być budowane w partnerstwie publiczno-prawnym, a chętnych mieszkańców z pewnością by nie zabrakło. Równolegle można myśleć o wyłączaniu pewnych odcinków z ruchu miejskiego, ale rozważanie tej możliwości bez zachowania dostępu do samochodu jest utopią. W częściowo uwolnionych z samochodów ciągach komunikacyjnych da się wytyczyć ścieżki rowerowe czy wprowadzić nasadzenia, utrzymując przy tym ich przepustowość i ograniczając hałas".

Później dodałem przykład, jak niewidoczne, wtapiające się w tkankę mogą być parkingowce i dlaczego uważam, że przebudowa nawierzchni Pl.Orła Białego bez budowy pod nim parkingowca to marnotrawienie pieniędzy publicznych.

Budowa parkingowców w żadnym razie nie powinna być realizowana przez NiOL, który skompromitował się sprzedażą kamienicy w al. Niepodległości i oprotestowanym pomysłem budowy parkingowca obok Zamku Książąt Pomorskich.  Miasto wskazało też inne przykładowe adresy: parkingowców w Szczecinie. Póki co nie czyniąc żadnych postępów w tej mierze, co więcej - idąc raczej w kierunku molochów a nie małych, rozsianych po mieście "pargkingowców dla ludzi".
Wg mnie, najlepszym sposobem byłaby wieczysta dzierżawa gruntów dla deweloperów z precyzyjnie zapisanym czasem budowy parkingowców i preferencjami sprzedaży dla mieszkańców. W razie braku chętnych na zakup mieszkańców (w co nie wierzę) pozostałe miejsca parkingowe deweloper mógłby sprzedać na wolnym rynku lub wynajmować. Rozwiązań prawnych i organizacyjnych jest mnóstwo. W promieniu 500 metrów od Urzędu Miejskiego ulokowane jest kilka garażowisk - w miejscach, gdzie powstać mogłyby parkingowce.

Drogi rowerowe. Po wybudowaniu w danym kwartale parkingowca możliwe jest bezkonfliktowe zamykanie jednej strony ulicy lub wydzielanie w części chodnika dróg rowerowych. Mieszkańcy mogąc zaparkować samochód nie dalej niż 100 metrów od domu wręcz będą chcieli mieć drogę rowerową pod domem. Zniknie sens "świętej wojny" rowerzystów i kierowców samochodów. Co więcej - nastanie czas automatycznej promocji tego typu aktywności ruchowej, gdy droga będzie pod domem.

Równe chodniki. To w Szczecinie wybitny wyjątek od reguły. Do serii zniszczeń powodowanych przez lata zaniedbań, parkowanie samochodów na chodnikach, brak przygotowanych i dostosowanych miejsc doszły w ostatnim 10-leciu dewastacje pod przykrywką "przekładania płyt granitowych" kostką brukową. Wątpliwa estetyka miała na celu odtworzenie chodników z wykorzystaniem mniejszej ilości zabytkowych, drogich i niezwykle trwałych płyt granitowych.
Równe chodniki to po prostu standard, z którym nie ma co dyskutować. Ale żeby były - muszą przynajmniej z części z nich zniknąć samochody i muszą zacząć po nich jeździć automatyczne mini-zamiatarki. Trzeba też je zacząć systematycznie i metodycznie naprawiać.

Park&Ride. To w warunkach Szczecina pomysł utopijny. Miasto należy do bardzo rozległych i nie jest gęsto zaludnione. Nie jest też ośrodkiem pracy przyciągającym rzesze pracowników z okolicznych miejscowości. Układ komunikacji miejskiej jest chaotyczny i nie został rzetelnie zweryfikowany od czasu PRL-u. Dojazd np. 5-10 minut do publicznego parkingu po to, żeby przesiąść się w tramwaj kursujący co kilka minut a później przejść jeszcze kilkaset metrów od przystanku do celu nie wydaje się atrakcyjny. W szczególności dla osób, które mając dzieci muszą je odebrać z jednego lub dwóch miejsc w mieście (poza miejscem pracy), albo po godzinach pracy chcą skorzystać z jednego z kilku, ewidentnie nastawionych na zmotoryzowanych klientów, centrów handlowych.

Park&Ride zwyczajnie nie ma uzasadnienia funkcjonalnego w Szczecinie, ponieważ czas przesiadki (w tym oczekiwania na połączenie) i podróżowania środkami komunikacji zbiorowej jest w zasadzie identyczny, co podróży samochodem, wliczając stanie w korkach. Również cenowo komunikacja nie jest specjalnie konkurencyjna. Oczywiście miasto może zmusić mieszkańców do przesiadki: obniżając ceny biletów (w szczególności na odcinku Basen Górniczy -  Brama Portowa), podnosząc ceny parkowania w strefie i ją rozszerzając, korkując ulice wprowadzając wszędzie buspasy, wreszcie budując drogie parkingi przy węzłach przesiadkowych. Jednak nie zyska to uznania wyborców, będzie drogie i niekoniecznie sprawdzi się w tak słabo zagęszczonym, zróżnicowanym a rozległym mieście.

Już prędzej sprawdziłaby się całościowa reorganizacja komunikacji autobusowej oraz wprowadzenie "busów na żądanie", czyli komunikacji mikrobusowej. Niestety, brak jest odważnych, którzy chcieliby zaryzykować swoją posadą i ruszyć z posad skostniałą siatkę połączeń. A może zwyczajnie nie chcą się brać za coś, co wymaga skomplikowanych badań preferencji komunikacyjnych mieszkańców? Ale przecież można to wprowadzać ewolucyjnie a nie rewolucyjnie.

Najdobitniej absurdalność sytuacji ujawnia problem budowy na Prawobrzeżu, w szczerym polu, końcowego przystanku przyszłego szybkiego tramwaju. Cały prawobrzeżny układ komunikacyjny podporządkowany jest węzłowi przesiadkowemu na Basenie Górniczym. Dalej zdublowane są na długim odcinku linie tramwajowe i autobusowe (Gdańska, Energetyków, Brama Portowa).

Zaspakajanie potrzeb interesariuszy:
Dla każdej z grup interesariuszy liczy się osobista wartość. Podobno jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził, ale realizując jedne rozwiązania warto uwzględniać interesy innych grup a nie je antagonizować. Kluczem działań wspólnoty samorządowej powinno być generowanie wartość dla mieszkańca-klienta (consumer value) i wartości dodanej (value added). Określa się to mianem orientacji na realizację korzyści klienta, tj. "nastawieniem na korzyść (ma miejsce kiedy klienci są skłonni zapłacić za korzyść jaką osiągną z zakupu produktu, a nie tylko za sam produkt)" (value-added consumer orientation) i polega na podejmowaniu przez organizację tylko takich działań, które nie tylko podniosą jakość (w tym wypadku komfort życia mieszkańców), ale za które są oni w stanie pośrednio się odwdzięczyć (w tym wypadku płacąc podatki, głosując, nie emigrując): A process adds value by producing goods or providing a service that a customer will pay for (Muda). Jest to podstawa działań, które nie są marnotrawstwem (w tym wypadku pieniędzy podatnika).

Podsumowując
Należy, w logicznej kolejności:
  1. Budować parkingowce, jak to robią w Münster. Przyśpieszy to przejazd ulicami, z których znikną manewrujące samochody próbujące "wcisnąć się" na chodnik.
  2. Na uwolnionej od samochodów przestrzeni dróg i chodników wyznakować drogi rowerowe, co będzie dobrze widziane i co będzie można uzasadnić istnieniem parkingowców.
  3. Wyrównać chodniki, które przestaną być niszczone kołami samochodów. Taka naprawa wreszcie będzie miała sens, o ile jeszcze nie będzie dochodzić do jeżdzenia po nich ciężarówek.
  4. Opróżnione chodniki będzie można sprzątać maszynowo, co z kolei spowoduje, że elewacje budynków będą mniej się brudzić a miasto wreszcie będzie czyste a przez to zachęci ludzi do wyjścia na chodniki. Byle nie skończyło się to jak w ww. linku posypywaniem trawników solą.


AKTUALIZACJA: W większych miastach, w podobnych dzielnicach mają bardzo zbliżone problemy. Rozwiązują je różnorodnie, wprowadzając parkowanie pod kątem prostym, ruch jednokierunkowy, parkowanie skośne z jednej strony a z drugiej wzdłuż: uliczki Berlina, niemal żywcem jak szczecińskie kwartały - tylko czystsze, odnowione z samochodami, które najwidoczniej nie przeszkadzają (maps.google.pl). Każda z 50 sąsiednich ulic wygląda podobnie. Ach, no i jest jeden plus tego stanu rzeczy - praktycznie nic to nie kosztuje, poza postawieniem znaków, wymalowaniem pasów i w warunkach polskich obniżeniem krawężników. Jednak wymaga albo dużej kultury drogowej, albo systematycznego używania kupionej przez szczecińską straż miejską lawety do czasu wykształcenia tej kultury.


piątek, 3 maja 2013

Ruskie rozgildziajstwo: czyli gdzie giną pieniądze szczecińskiego podatnika

W swoim bodaj drugim wpisie wyjaśniałem, co w ergonomii określa się mianem: pracy zbędnej, tj. takiej, której wykonanie nie niesie korzyści. Odróżniłem ją wtedy od pracy pozornej, tzn. pracy, w której pracownik jest, ale w praktyce nie wykonuje swoich zadań, ponieważ nie przejawia gotowości intelektualnej czy fizycznej. Pracownik pozoruje pracę, pozornie wygląda wręcz na przemęczonego... tyle, że nic z tego nie wynika. Tę drugą definicję można, z powodzeniem, rozszerzyć o kwestię motywacji do dobrej roboty, odpowiedzialności za to, co się robi czy wręcz etosu pracy.

Zderzenie działalności niektórych pracowników spółek miejskich (lub firm przez nich nadzorowanych) z tymi pojęciami może przypominać zderzenie dwóch skrajnie różnych rzeczywistości. Nie mam podstaw, żeby dociekać, co leży u przyczyn takiego stanu rzeczy: brak systemu motywacji, nepotyzm, brak odpowiedzialności za powierzoną pracę czy brak efektywnego wpływu na podwładnych. Może to być czysty "tumiwisizm", praca może przekraczać zdolności intelektualne zatrudnionych

Przykłady - większość błędów popełniono przynajmniej dwa lata z rzędu:
  • Ul. Żołnierska w Szczecinie wyłożona jest brukiem, była już kilka razy, w domorosły sposób naprawiana. Najpierw na zapadającą się kostkę lano asfalt - naprawa prosta, ale tymczasowa i niebezpieczna, bo asfalt się kruszył i tworzył nierówności. Ponadto różne tarcie na asfalcie i kostce powodowało, że w razie nagłego hamowania tor jazdy samochodu był zupełnie nieprzewidywalny. Dlatego zaczęto naprawiać nawierzchnię poprzez przełożenie kostki. Jak to zrobiono? Zdjęto część kostki, podsypano cementem z piaskiem i ułożono kostkę ponownie w sposób niezbyt spójny. W pracach kamieniarskich kluczowe jest układanie pracującego granitu tak, aby krawędzie kostki dawały sobie nawzajem oparcie, tzn. zapierały się o siebie i przez to przenosiły nacisk. Kamień jest trwałym materiałem, ale kruszy się i jest nieelastyczny - musi być ułożony tak, aby nacisk rozkładał się równomiernie.
    Te naprawy toczą się kolejn rok, tzn. raz wykonano je źle i teraz ponownie się je wykonuje, ponieważ niemal wszystkie wcześniejsze poprawki wyglądają tak, jakby ich nie wykonano - zapadły się w tych samych miejscach. Pytanie na ile poprawek starczy gwarancji lub pieniędzy podatnika? Dlaczego po takiej naprawie kostka jest ułożona mniej spoiście i nie jest zachowany oryginalny układ kamienia? Dlaczego przejeżdzające ciężarówki nadal będą wytłukiwać spomiędzy kamieni zbyt szerokie fugi z betonu?
    W ten sposob można naprawiać tę drogę bez końca... podatnik zapłaci.
  • Al. Papieża Jana Pawła II, trawnik bezpośrednio przed balkonem Prezydenta, tuż przed rzeźbą Gryfa - dwa lata temu zlecono i wymieniono trawę na tym trawniku. Profesjonalna firma zdjęła całą trawę, wywiozła nadmiar ziemi, dosypała nowej, rozłożyła maty z trawą i przez kilka tygodni regularnie podlewała i kosiła trawnik. Zmiana użytkowania nastąpiła natychmiast po przekazaniu reprezentacyjnego trawnika w ręce "specjalistów" ZUK. Zakorzeniony trawnik przestano regularnie kosić i podlewać, pojawiły się pierwsze chwasty.
    Najgorzej, że w zimie, ułatwiając sobie utrzymanie chodnika i ścieżki rowerowej wzdłuż trawnika posypano chodnik i zgarnięto posolony śnieg na trawnik - w następnym roku wzdłuż chodnika pojawił się półmetrowy pas zasolonej ziemi, na której nic nie rosło. ZUK zlecił (ciekawe na koszt kogo?) odtworzenie trawnika: ziemi nie wywieziono, posypano trochę nowej, rozsypano ziarna i przysypano warstwą - nie podlewano, trawnik nie odtworzył się należycie.
    Następnej zimy zrobiono to samo: znów odśnieżano chodnik jeżdząc po nim ciężarówką i niszcząc trawnik. Znów został on kompletnie zdewastowany i znów "naprawa" ograniczyła się do rozsypania ziarna dla gołębi na suchej ziemi. Uczeń ogrodniczej zawodowki i pierwszy z rzędu działkowiec wie, że zrobiono to drugi rok z rzędu wbrew sztuce.
    Dla porównania dwa zdjęcia: jak się naprawia bezmyślność w Szczecinie i jak się zabezpiecza pasy zieleni w Poznaniu brezentowymi płachtami, przed zasoleniem z solarek:


  • Al. Papieża Jana Pawła II, róg Niedziałkowskiego: zniszczony chodnik przez ciężarówkę z podnośnikiem koszowym demontującą oświetlenie świąteczne - najwyraźniej trudno było zaplanować, że w danym dniu będzie prowadzony demontaż światełek i ustawić znaki zakazu parkowania na pół dnia na ulicy. Prościej przejechać chodnikiem kilku tonowy podnośnikiem koszowym. Może nie byłaby to tragedia dla chodnika, ale rok wcześniej chodnik ten był wyrównywany za pomocą wiaderka z piaskiem i łopaty oraz dzielnego pracownika, którego praca pół roku później poszła na marne.
 


  • Ul. Piotra Skargi: niewidoczne spod śniegu betonowe półkule niszczące samochody mieszkańców miasta. Źle dobrana, zupełnie zbędna w tym miejscu, wręcz szkodliwa nadgorliwość spowodowała straty. Infrastruktura drogowa powinna być tak wysoka, żeby cofający kierowca mógł ją zawsze dostrzec przez tylne okno - w Szczecinie montuje się wszelkiej maści rozwiązania, co bardzo podraża ich eksploatację a dodatkowo, ech...





  • Amfiteatr w Szczecinie (Teatr Letni w Szczecinie im. Heleny Majdaniec) również nie podołał śniegowi tej zimy. A może precyzyjniej byłoby określić, że nikt nie zastanowił się, że należy odśnieżać. Rynny zawsze można wymienić, prawda?



  • Jasne Błonia - żeby zamknąć temat zimy a zaingurować wiosnę, to można pocieszyć się nową atrakcją, czyli 10 zestawami plastikowych kamieni w formie "pływających ogródków" (Głos Szczeciński). Pomysł ciekawy, mam wątpliwości, co do odporności na wandali oraz tego, czy te 22 tys. złotych nie lepiej byłoby przeznaczyć na konserwację już istniejących a połamanych ławek. Co innego łączy te kamienie z poprzednimi obrazkami - otóż ustawiono kamienie na środku trawnika, na błoniach - już teraz widać, że trawa pod kamieniami oraz wokół nich nie ma szans. Jeszcze dwa tygodnie i dzięki tym kamieniom ZUK będzie mógł zlecić kolejną naprawę trawnika. Kilka metrów obok jest dość miejsca na te kamienie, ale widocznie chodzi o spektakularny dla podatnika efekt.
(ZUK Szczecin / Głos Szczeciński)


środa, 17 kwietnia 2013

Szczecin wyprzedaje budynki szkolne ?!?

Nie bardzo potrafię wyrazić rozmiar mojego oburzenia na wieść, że Rada Miasta ma rozważać sprzedaż budynku VIII Liceum Ogólnokształcącego (Gazeta Wyborcza. Szczecin).

Swego czasu próbowałem dowiedzieć się od szczecińskich architektów, czy remont i przystosowanie budynku szkoły na potrzeby żłobka lub przedszkola stanowi realny problem - nie doczekałem się odpowiedzi. W moim mniemaniu ogranicza się do remontu części sanitarnej, zabezpieczenia korytarzy i klatek schodowych. Skoro przedszkola w Szczecinie w połowie mieszczą się w socjalistycznych budynkach, z których może 3 lata temu usunięto azbestowe izolacje a w połowie w adaptowanych willach poniemieckich - to budynek tego typu wydaje się wręcz wymarzony. Koszty takiej adaptacji są nieporównie niższe, niż budowy nowego budynku. Poza tym nie wiążą się z protestami mieszkańców, jak to miało miejsce w przypadku rozbudowy żłobka na ul. Niedziałkowskiego. Dodać należy rozbudowy feralnej, bo wykonawca pokłócił się z miastem i żłobek będzie w najlepszym razie rok później... 

Nie rozumiałem, jak miasto może realizować nowe inwestycje (pomijam potrzebną a spóźnioną o 4 lata szkołę na Warszewie) a jednocześnie miesiącami utrzymywać puste budynki szkół, czy wręcz się ich pozbywać. Gdzie tu rachunek ekonomiczny? Gdzie racjonalność decyzji? 

  • Z punktu widzenia demograficznego - nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten sam budynek co około 10 lat poddawać remontowi i adaptacji i by "rósł" wraz ze starzeniem się roczników wyżu demograficznego. Przypomnę tylko, że w Polsce mamy do czynienia obecnie z wyhamowanym, ale trzecim wyżem. Jest on efektem wyżu lat 70 i początku 80 ubiegłego wieku a ten wyżu powojennego. I choć ograniczony oraz opóźniony z przyczyn ekonomicznych o około 7 lat - to jest. Budynek publiczny mógłby pełnić kolejno funkcję żłobka, przedszkola, szkoły podstawowej i liceum... nadążając za potrzebami demograficznymi. Wyliczenia przedstawia dr inż. Zbigniew Szyroki, były Kurator Szczecińskiego Okręgu Szkolnego. Urząd Miejski nigdy nie zdementował ani nie poprawił publicznie tych wyliczeń. 
  • Przypomnę też, że w Szczecinie czeka się średnio 3 lata na miejsce w domu pomocy społecznej (DPS) a w przypadku osób chorych psychicznie nawet 48 miesięcy (Kurier Szczeciński: Kolejka do domu pomocy społecznej). Najwyraźniej w mieście "pływających ogrodów" fontanny są ważniejsze, niż miejsca dla osób starszych, które mogłyby przy nich wypoczywać. Sprawy nie zmieni jeden dom, który powstanie w budynku Szpitala Kolejowego (Miejskiego), przekazanemu za symboliczną kwotę Kościołowi katolickiemu.
  • Z punktu widzenia technicznego i budowlanego - co kilka lat (w cywilizowanych krajach) a w Polsce co kilkanaście - trzeba budynek remontować, więc adaptacja liceum na potrzeby żłobka czy przedszkola stanowiłaby naturalny remont. 
  • Z punktu widzenia urbanistycznego - absolutnie niezbędne jest, żeby miasto posiadało w swoich zasobach, w centrum, budynki publiczne, które stanowią rezerwę rozwojową i umożliwiają aktywne kreowanie przestrzeni publicznej, przy ograniczonych kosztach tego typu inwestycji. Szkoły (choć niekoniecznie ma to miejsce w Szczecinie) mogą pełnić funkcję zwornika społeczności lokalnej, są miejscem, w którym ludzie spotykają się na wyborach, są miejscem które powinny po południu tętnić życiem, być miejscem rekreacji, integracji. W Szczecinie boisko przyszkolne to miejsce na wyciekający z samochodów olej: zaledwie 6 tys. zł rocznie wystarczy, by sprzedać boisko szkolne...
  • Z punktu widzenia ekonomicznego - sprzedaż tak atrakcyjnych gruntów dostarcza budżetowi jednorazowego zastrzyku gotówki. Później można, korzystać z podatków, ale w ograniczonym zakresie. Rolą samorządu nie jest jednak myślenie pod kątem jednej kadencji. Miasto powinno mieć uchwalony Wieloletni Plan Inwestycyjny a każda sprzedaż majątku powinna mieć uzasadnienie w realizacji ważnych celów społecznych czy inwestycyjnych. W Szczecinie trudno dostrzec wydatki, które mogą w przyszłości przynieść wspólnocie mieszkańców realne zyski albo chociaż samofinansować się. Większość z wykonanych lub raczej dokończonych przez Prezydenta Piotra Krzystka inwestycji będzie generować realne, wysokie koszty a dodatkowo jest budowana na kredyt i będzie wymagała spłacania - być może przez dzieci obecnych czytelników tego bloga. 
  • Nadto budynek i atrakcyjny teren sprzedawany jest w okresie bessy na rynku nieruchomości. Z jednej strony miasto nie potrafi uchwalić planów zagospodarowania i przygotować pod inwestycje gospodarcze gruntów, z drugiej chce sprzedawać bardzo atrakcyjne lokalizacje zabudowane budynkami łatwymi do adaptacji dla wielu celów, leżącumi w centrum miasta. 
  • Z punktu widzenia organizacyjnego - Urząd Miejski, zatrudniający około 1000 urzędników "nie mieści się" w budynku przy pl. Armii Krajowej. Wiele zadłużonych spółek i spółeczek miejskich, wydziałów, powiązanych instytucji ma lokalizacje rozrzucone po całym mieście. Rozumiem, że przeniesienie ich (z często zupełnie niedostosowanych lokali) do jednego, niepotrzebnego rzekomo przez najbliższe 10 lat licealistom budynku, i skomasowanie funkcji biurowych w jednym miejscu zbyt mocno ukazywałoby rozbudowaną biurokrację i jej kompletny bezwład w dziwnych tworach dobudowanych do Urzędu Miejskiego. Pozwoliłoby za to zachować budynek - nazwijmy: strategiczny - i skoncentrować instytucje. Pozwoliłoby też sprzedać lub wyremontować na cele mieszkaniowe różnorodne przybudówki, lokale, rozsiane po całym mieście.

Puentą powinny być słowa z aktu erekcyjnego Akademii Zamojskiej: "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie" autorstwa kanclerza Jana Sariusza Zamoyskiego, ale są one najwyraźniej w Szczecinie przeterminowane (sądząc po poziomie myślenia projektodawców uchwały). Pozostaje zatem Jan Kochanowski:

Cieszy mię ten rym: "Polak mądr po szkodzie";
Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.

Pieśni. Księgi wtóre, Pieśń V "Wieczna sromota i nienagrodzona"


AKTUALIZACJA: Może Miasto chce sprzedać ponad 20-salową szkołę z boiskiem za około 9 mln, żeby mieć 4 mln zł na remont Biura SPP przy starej zajezdni na Wojska Polskiego (Kurier Szczeciński)? I na który już przeznaczono 400 000 zł? Nie rozumiem tego! "Zamienił stryjek siekierkę na kijek" to najbardziej cenzuralne określenie na takie gospodarowanie majątkiem wspólnoty mieszkańców.

AKTUALIZACJA 2: O ile dobrze zrozumiałem - szkoła nie zostanie sprzedana - sprzedany zostanie teren wokół szkoły. Jaki to ma sens? Nie wiem. Ale jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o...

wtorek, 12 marca 2013

Zamki na lodzie... czyli jak wydawać pieniądze z podatków na kolorowe plansze

Swego czasu, z dużym zainteresowaniem, przeczytałem odpowiedź na skargę adwokata Dariusza Szałańskiego w sprawie wieloletnich zaniedbań w remontach ulicy Smoczej (jej stan można obejrzeć w google maps). Wg odpowiedzialnego wiceprezydenta wiele szczeciński dróg jest w takim stanie, więc to, że akurat ta ulica nie jest zadbana nie świadczy o tym, że Prezydent Szczecina ją zaniedbuje...

Wczoraj zaś, media gremialnie doniosły o pomyśle na kapitalną przebudowę odcinka nabrzeża między ulicą Wyszyńskiego a Trasą Zamkową, włącznie z budową ronda przy Moście Długim, rozbiórką części Trasy Zamkowej, budową obok niej parkingowca, ronda oraz kolejnego, niskiego mostu. Przebudowie miałoby ulec całe Nabrzeże Wieleckie, by w tym miejscu powstał ciąg kamienic i by w zamyśle pomysłodawcy przybliżyć w ten sposób Odrę do mieszkańców poprzez zwężenie ciągu komunikacyjnego wzdłuż Odry utworzonego na zniwelowanych zgliszczach przez Prezydenta Piotra Zarembę.

Oczywiście wybrani w wyborach radni miejscy mogą decydować, czy podatki płacone przez mieszkańców lepiej przeznaczyć na zwężenie ulicy i uwolnienia pod kilka kamienic części podzamcza, czy też na wyremontowanie ulic, przy których mieszkają podatnicy. Prawem wybranych jest bycie wizjonerami, których decyzje nie tyle obciążą przyszłe pokolenia koniecznością spłaty długów zaciągniętych przez rajców a obecnych koniecznością napraw bieżących zawieszenia, co niebotycznymi zyskami dla całej wspólnoty mieszkańców. Rzecz w tym, że pochylający się nad wyciągniętym z kapelusza królikiem rajcy raczej wyrażają zachwyt w konwencji "jaki ładny króliczek" niż "czy to jest rzeczywiście potrzebne i chociaż kiedyś się zwróci...". Trudno też mówić o racjonalnej dyskusji nad kierunkami rozwoju newralgicznych obszarów miasta, nie wspominając nawet o minimalnych konsultacjach społecznych... także głosów fachowców, poza zgłaszającym projekt trudno wysłuchać, bo ich brak w "powiatowej rzeczywistości".

Sądząc po stanie zadłużenia Szczecina, po rozpoczętych i nie zakończonych inwestycjach (np. obwodnicy śródmiejskiej, Nowoszerokiej, wyrzuconych w błoto pieniądzach na projekty kąpieliska na Głębokim), zamykanych z oszczędności szkołach - pomysł, by przebudowywać funkcjonalny węzeł komunikacyjny tylko w pogoni za czyimś przekonaniem, że będzie lepiej wydaje się dość drogim eksperymentem. Zważywszy, że przebudowa Al. "Kwiatowej" (Al. Skrzynek) z budową niedziałającego zegara słonecznego i niedostępnego niepełnoprawnym pawilonu kosztowała 8 mln a kolejne miliony poszły na wyłączenie bulwaru Piastowskiego i przekształcenie go w deptak - będzie to kosztowało małą fortunę (w przynajmniej połowie na kredyt).

Podobnie eksperymentalne jest zamknięcie i zwężenie ulicy stanowiącej główną oś północ-południe przebiegającą wzdłuż Odry i wykorzystywaną głównie dlatego, że na wielu odcinkach jeszcze pozostaje drożna, a skazaną w efekcie na rolę osiedlowej uliczki. Jej zamknięcie to przeniesienie większości ruchu w zdewastowaną al. Niepodległości przekształconą w 5 pasmową asfaltową pustynię przez wycięcie dziesiątek drzew i doprowadzenie otoczenia zabytkowej Bramy Portowej do roli przybudówki do przystanku...

Jeśli jednak eksperymentujemy, to proponuje najpierw na pół roku ograniczyć przejazd istniejącymi ulicami, przerobić zamknięte jezdnie w miejsca postojowe albo oddać pod knajpki i zobaczyć, czy:
  • miasto się zakorkuje czy też ulica faktycznie okaże się niepotrzebna
  • ludzie masowo oderwą się od Internetu i rozpoczną wędrówki nad wodę.
Moim zdaniem jest to utopia, która jest sprzeczna z obecnymi oczekiwaniami mieszkańców, koszmarnie droga i zupełnie niecelowa.

Na wizualizacji autorstwa Macieja Sochanowskiego widoczne jest od lewej: przekształcenie skrzyżowania w rondo, zwężenie jezdni i budowa nowych kamienic, nowy most w miejsce wyburzonych zjazdów z Trasy Zamkowej i zbudowany zaraz za trasą wielopoziomowy parking.

Wizualizacja Maciej Sochanowski
mmszczecin.pl

Dlaczego zajmowanie się pomysłem uważam, za czystą stratę czasu próbowałem już wskazać poprzez odniesienie do rzeczywistych potrzeby podatników. Pokrótce postaram się jeszcze uzupełnić o argumenty, jakie podawałem w dyskusji na facebooku:
  1. Na budowę mostu (znacznie niższego niż Trasa Zamkowa obecnie), mającego się nijak do obecnego wyglądu tego miejsca, trzeba setek milionów złotych. To o tyle niecelowe, że obsługiwałby on w zasadzie ruch lokalny "do parkingu" a pieniądze potrzebne są na znacznie poważniejszą przeprawę przez Odrę na przedłużeniu obwodnicy śródmiejskiej bądź doprowadzenie wjazdu z Autostrady do Szczecina drugą nitką (Podjuchy). Most pod Trasą Zamkową, od strony Mostu Długiego wyglądałby jak ubogi krewny... o tym, że pod nim pływać byłoby trudno - nie wspominając.
  2. Most ten jest w tej chwili, w tym miejscu, zupełnie niepotrzebny, ale byłby potrzebny, gdyby dodatkowo zakorkowano fragment tej dzielnicy. Zwężenie Nabrzeża oraz lokalizacja parkingu pod Trasą Zamkową wymusza wiele nowych inwestycji.
  3. Budowa wielopiętrowego parkingu obok Trasy Zamkowej rozdzieli Wały Chrobrego od Starówki - stworzy poważaną barierę, sztucznie rozdzieli obszar, który już obecnie rozgraniczony jest ciężką konstrukcją Trasy. Niezależnie od wszystkiego trudno mówić by parking nadziemny pasował w tym rejonie do Zamku i Wałów Chrobrego.
  4. Z tarasu Zamku Książąt Pomorskich, zamiast Odry, nad Trasą Zamkową będzie przede wszystkim widok na ogródek lub tani dach będący mniej więcej na wysokości jezdni obecnej Trasy Zamkowej. Ludzie uwielbiają spędzać czas obok trasy szybkiego ruchu ;-) Hałas to jest to, co na takim dachu jest niezbędne ;-) Chyba, że w wizji jest też budowa ekranów dźwiękochłonnych na estakadach Trasy... to dopiero byłby widok!
  5. Gryfici postawili Zamek, Niemcy Wały Chrobrego (sic!), PRL wprowadził Trasę Zamkową w fosę warowni... a aktualne pokolenie wizjonerów chce dobudować pomiędzy tym wszystkim parkingowiec i przytulić kolejny mostek i rondo...
  6. Ten parkingowiec nie ma tam żadnego sensu (czy raczej jest bezSENSowny, nawiązując do serii bardzo kontrowersyjnych pomysłów kilku osób), jest wyłącznie wygenerowany przez administracyjne ustalenie, tj. sztucznie wprowadzoną granicę strefy płatnej w tym miejscu. Rok temu nie było tam żadnych problemów z parkowaniem - parkingi pozostawały w większości puste. Wystarczy jedna uchwała rady miasta, by ten parking był potrzebny 100, 200 albo pół kilometra dalej ;-)
  7. Budowanie parkingowca bez wjazdu z Trasy Zamkowej nie ma sensu, ale rozbieranie jeszcze nie skończonej trasy to przejaw doprawdy wielkopańskiego gestu. Budowanie parkingowca w domyśle służącego dojazdowi z prawobrzeża do urzędów na lewobrzeżu jest bez sensu - pozostaje w kompletnej sprzeczności z budową szybkiego tramwaju. Sens mają parkingi w kwartałach, dla mieszkańców. Pozwalają one na wyłączenie parkowania na chodnikach i przerobienie wolnych, szerokich parkingów na doskonałe drogi rowerowe. Duże centralne parkingi dla dzielnic to czysta utopia. Wiedzą o tym od przeszło 100 lat Amerykanie - naród samochodziarzy. Wystarczy poczytać historię budowy parkingu przy budynku Pentagonu w USA. Niemcy też budują parkingi dla ludzi, np. w Münster: system parkingów w mieście wielkości Szczecina.
  8. Koszt całej wizji, przy nadal nieskończonej Starówce, która mimo rzekomego gigantycznego potencjału nie może się wybudować - będzie bardzo duży, teren jest fatalny, potrzeba przenieść infrastrukturę. Wszystko będzie wymagało palowania, przekładania instalacji, to inwestycja za setki milionów, blokująca na min. 2 lata centrum miasta (tyle budowano głupi chodnik i szklany koszmarek).
  9. W mieście są dziesiątki inwestycji, które pilnie trzeba zrealizować lub dokończyć. Niszczenie istniejącej, jeszcze nowej i sprawnej infrastruktury, bo ktoś poświęcił pół dnia na kolorowe wizualizacje programami 3D, jest absurdalne i świadczy o poziomie urbanistyki i architektury w Urzędzie Miejskim a także pretekstowym zainteresowaniu rozwojem swojego miasta przez radnych.
  10. Powtórzę na koniec konstruktywną propozycję: zamknijcie na pół roku część pasów, zróbcie tam parkingi i knajpy. Po tym czasie sprawdźcie, czy nadal ta wizja ma sens, czy ludzie z ery Internetu, chcą przerabiania miasta w deptak. Zastanówcie się, czemu bankrutują knajpy w mieście i czy 100-200 mln na nowy deptak, most, rondo oraz kilka bloków to załatwi. I czy na koniec będzie nas stać na kamerę za 100 tys. zł, na którą nie stać Szczecina na Deptaku Bogusława...

AKTUALIZACJA: Tak wygląda rozwiązanie, jakie buduje firma Calbud w Hamburgu: uwaga, trzeba być zarejestrowanym na facebooku. Nie tylko przybliżyli rzekę miastu... ale o dziwo zmieścili przy nabrzeżu podziemny parking.

AKTUALIZACJA 2: Mój pomysł na rozwiązanie problemu parkingowego w Szczecinie.


poniedziałek, 18 lutego 2013

System zarządzania ruchem, czyli o braku ergonomii na ulicach Szczecina (cz. 3)

W Szczecinie wdrażany jest system zarządzania ruchem, wspominałem o nim, jako o przykładzie rozwiązania nieergonomicznego. Moje krytyczne uwagi dotyczyły przede wszystkim nieczytelnych tablic, na których nie stosuje się układu schematycznego a próbuje się odwzorowywać układ rzeczywisty ulic. Przypomnę też, że moim zdaniem cały ten system jest przestarzały koncepcyjnie a sens miałoby wydanie środków na dostęp do internetu na przystankach... ponadto tablice są nieproporcjonalne do wielkości liter i zwyczajnie bardziej reklamują koncepcję "pływających ogródków" niż informują o czymkolwiek. Ponadto konstrukcje w pasie drogowym są zwyczajnie niezabepieczone w razie wypadku drogowego.

Od tego czasu nieco się zmieniło, minimalnie na lepsze. Po pierwsze zrezygnowano z różnego rodzaju cieków wodnych i trzeciorzędnych uliczek. Skupiono się na głównych kierunkach jazdy i 3-4 wyrazach. Niestety tablice nadal są źle zaprojektowane.

1) Nadal starają się odwzorowywać mapę, co jest kuriozalne, sprzeczne z zasadami projektowania informacji i jej percepcji. Żeby nie być gołosłownym przytaczałem już przykład specjalnie zaprojektowanej, do wyuczonej percepcji człowieka, czcionki autostradowej. Teraz inny przykład, sprzed 80 lat (sic!):
Niejaki Pan Harry Beck rozwiązał problem szczecińskich fachowców i to na skalę znacząco większą niż 3 drogi wjazdowe do Szczecina. Otóż opracował w 1933 roku schematyczną mapę połączeń metra londyńskiego, ponieważ dotychczasowa mapa przestała być czytelna (wikipedia.org). Stara mapa wyglądała tak: mapa z 1932 roku. Nowa mapa wyglądała tak: mapa z 1933 roku
Najwyraźniej ta wiedza nie została przetransferowana i zaimplementowana w Szczecinie. Pomyśleć, że wszelkie prawa autorskie przestają obowiązywać zaledwie po 70 latach ;-)

2) Warto też przypomnieć moją uwagę o liczbie możliwych do zapamiętania w trakcie jazdy informacji. Otóż, od połowy lat 50-tych ubiegłego wieku wiadomo, że pamięć krótkotrwała w praktyce przechowuje około 7 informacji. Różne osoby są w stanie zapamiętać od 5 do 9 kategorii pojęciowych. Określa się to mianem liczby Millera. Jeśli ktoś wątpi i uważa, że na tablicy czytanej przy prędkości około 60-80 km/h można umieścić więcej i bardziej skomplikowanych informacji, to proponuje ćwiczenie na zapamiętanie 7 różnych spraw do załatwienia w danym dniu w tempie potrzebnym na podanie tych spraw za pomocą rówoważników zdań lub pojedynczych pojęć. Jeśli się uda w mniej więcej 10 sekund (albo innej, wylicz sobie sam sokole oko), to jesteś albo po kursie z mnemotechnik, albo masz zadatki na Roberta Kubicę.

Rozwiązanie: Zrezygnować z prób odwzorowania mapy na rzecz ujęcia schematycznego. Podawać czas z dopiskiem "min." lub "minut" a nie stosowanych raczej w geografii glifów: glif minuty w edytorstwie.
Dlaczego prawdopodobnie tak się nie stanie? Ponieważ oznaczałoby to w praktyce, że tak gigantyczne, ciężkie, drogie tablice są zwyczajnie mało użyteczne - wystarczyłyby o połowę mniejsze... i tańsze. Choć może ich ukrytą użyteczność poznamy, o ile zdarzy się jakiś wypadek i zaczną wyświetlać krótkie, czytelne i poprawiające organizację ruchu komunikaty?

Dogrywka: Zupełnie odrębną kwstią jest zabezpieczenie praw autorskich do projektu oraz organizacja kolejnego przetargu na to wątpliwej jakości udogodnienie dla pasażerów komunikacji miejskiej i kierowców samochodów. Bo mają zostać wydane kolejne pieniądze a firmy startujące w przetargu już boją się, czy będą mieć te same szanse co obecny operator: Kurier Szczeciński: Przetargowa zmowa.


czwartek, 20 grudnia 2012

Pływające ogródki na prywatnych kamienicach

W Szczecinie, ZBiLK skarży się powszechnie na brak pieniędzy na renowacje kamienic, w których mieści się mieszkaniowy zasób gminny. Gmina m.in. nie dofinansowała ZBiLKu pieniędzmi na remont 500 pustostanów. Ciekawostka: za to, na sypiących się elewacjach, montuje się nieczytelne tabliczki adresowe w konwencji "pływających ogródków" (Floating Garden).

O ile wiem, gmina nie zapytała się (przynajmniej niektórych) właścicieli kamienic, czy wolno jej zdemontować ich własne, prywatne tablice adresowe a w zamian za to powiesić nowe w wątpliwej estycznie i funkcjonalnie konwencji.

Taka sytuacja rodzi kilka wątpliwości:
  1. Dlaczego gmina jednym daje za pieniądze podatników nowe tabliczki a innym nie daje? Gdy była dyskusja o programie rewitalizacji kamienic okazało się, że gmina Szczecin nie może finansować remontów elewacji kamienic, bo to byłaby dotacja dla prywatnych właścicieli. A tabliczki rozdawać może?
  2. Jakim prawem ktokolwiek demontuje prywatną własność i co z nią robi? Jakim prawem ktoś wierci prywatną ścianę wspólnoty, zakłada inną tabliczkę i co się dzieje ze starą, często całkiem dobrą tabliczką?
  3. Znaki reklamowe "pływających ogródków" gmina ma udostępniać odpłatnie. Urząd Miejski twierdzi, że musi pobierać od tego potwornego knota reklamowego opłaty: "Mamy jednak opinie prawne, w świetle których nie możemy udzielić licencji nieodpłatnej". Czy zatem obdarowane wspólnoty zostaną zmuszone do płacenia, czy będzie to odstępstwo od reguły?
  4. A może, zgodnie z prawem, wspólnoty winny obciążyć miasto za reklamowanie się na swojej ścianie marką "pływających ogródków"? Skoro jej upowszechnianie jest wymierne, to może należy za reklamownie marki na ścianie pobierać opłatę?
  5. A może za przechowywanie niezamówionej rzeczy pobierać opłatę? Myślę, że można byłoby jeszcze rozważyć opłatę za wiercenie prywatnych ścian przez najętą przez miasto firmę...
  6. Kto będzie ponosił koszty wymiany tabliczek, ich konserwacji? Kto poniesie koszty ewentualnego złego montażu i wypadku tym spowodowanego?
Zupełnie osobną kwestią - poza wątpliwą estetyką i niską czytelnością tabliczek - jest fakt, że odstają one od ściany. Powoduje to, że w przypadku części oświetleń plafonowych montowanych na ścianach tablica przestaje być oświetlana. Ponadto będzie się na niej osadzać brud a topiący się śnieg będzie spływał po mocowaniach do ściany. Taka tabliczka, na czystej ścianie będzie generowała zacieki zbierając wodę, śnieg, brud. Wypukły kształt będzie utrudniał odczytanie pełnej nazwy (czy wręcz jej odgadnięcie), jeśli będzie się patrzyło na tabliczkę pod ostrym kątem.

Podsumowując: bezsensownie wydane pieniądze na wymianę tabliczek często w doskonałym stanie wyłącznie po to, aby zamanifestować wątpliwej funkcjonalności estetyzację zaniedbanych budynków. Ale remont 6 podwórek po 100 000 zł i przywrócenie godnych warunków życia około 200 rodzinom jest najwyraźniej mniej pokazowym osiągnięciem, niż nieczytelna tabliczka na odrapanej ścianie obok zasikanej bramy (miejska toaleta ma być odpłatna).

Zdjęcie "z sieci", autor nieznany.

AKTUALIZACJA: Wspólnota nie chce tablicy Majdaniec, bo uważa, że dawała zły przykład. Zaangażowana w tę sprawę inicjatorka projektu: www.kamieniceszczecina.pl uważa taki pogląd za zacietrzewienie. Gdy kilka tygodni temu próbowałem podyskutować na forum społecznościowym: www.facebook.com/KamieniceSzczecina nt. tego, czy ważniejsze są tabliczki na obsypujących się elewacjach czy to, żeby zwiedzający nie wdepnął w psią kupę lub nie złamał nogi na krzywym chodniku - podziękowano mi banem za wypowiedzi, ponieważ nie pasowały one do wizjonerskiego samozadowolenia osób stojących za skądinąd sympatycznym projektem i rozbudowywaną skarbnicą zdjęć zapuszczonych lub ratowanych szczecińskich kamienic. Dotąd nie wiem, czy jest to prywatna inicjatywa, czy coś co współfinansujemy z podatków. Nie wiem też, czy na tych tablicach w wersji "pływających ogródków" Szczecin zarabia, czy tym razem udostępnia bezpłatnie?
Cieszy mnie i smuci jednocześnie, że Wspólnota wie, że mury są jej i nie bardzo chce współpracować przy akcji reklamowo-propagandowej, bo jest świadoma kuriozalności sytuacji: przypomniano sobie o ich kamienicy wtedy, gdy ich elewacja była komuś do czegoś potrzebna. Nie dając przy tym kompletnie nic w zamian, co więcej, nawet nie informując, czy np. środki z funduszu Jeremie mogą być dostępne właścicielom kamienic i być tanią alternatywą kredytu hipotecznego. Jeśli ktoś wie, czy Jeremie pójdzie na parkingi NiOL, czy na kamienice - proszę o informację, bo mi się nie udało do niej dotrzeć.


wtorek, 18 grudnia 2012

Szczecin 2012 kontra Warszawa 1937: standardy odśnieżania

Natrafiłem na zdjęcia Narodowego Archiwum Cyfrowego umieszczone na stronie Gazety Wyborczej a przedstawiające odśnieżanie ulic Warszawy w 1937 roku. Zabawnie było rzucić okiem, jak kiedyś radzono sobie ze śniegiem.

Początkowo wydawało mi się, że różnica tkwi wyłącznie w używanych ówcześnie samochodach, ale im bliżej przyglądałem się, tym bardziej dziwiłem, że choć asfalt i chodniki są niemal w całości czarne, to nadal trwa zbieranie resztek śniegu z ulic. I porównałem tę sytuację do tego, co widać na szczecińskich ulicach. Gdy tylko opady śniegu nieco odpuściły a chodniki i ulice stały się przejezdne zainteresowanie pozostałym na ulicach śniegiem radykalnie spadło.

Pamiętać należy, że 1937 rok to początek końca kryzysu gospodarczego, bezrobocie w Polsce było bardzo wysokie, na porządku dziennym były prace interwencyjne i stąd może aż taki poziom zadbania ulic - siła robocza była tania. Więc albo zamiłowanie do porządku obecnie jest niższe, albo siła robocza droższa... a może jest jeszcze inne wytłumaczenie? Może ówczesny etos nie pozwalał na to, by na głównych ulicach zalegały sterty śniegu.

Ciekawostkę stanowi wrzucanie śniegu do kanałów ściekowych, którymi był on odprowadzany bezpośrednio z ulic. Nie trzeba było angażować za kilkaset tysięcy złotych ciężarówek do wywozu śniegu poza miasto: Kary za odśnieżanie (MMSzczecin).

Warto mieć na uwadze, że zima w Szczecinie dopiero się zaczęła... Przykre jest to, że miejsca parkingowe pod przedszkolami nadal są zasypane śniegiem i nikomu z ZDiTM to nie przeszkadza. "Służby opanowały" pozycję bałwana z lewej strony obrazka. Strach pomyśleć, jakie okrągłe zdania opowiadałyby służby, gdyby śnieg popadał jeszcze 3 dni.


Jestem też bardzo ciekaw, jak będą wyglądać trawniki w sąsiedztwie ścieżek rowerowych oczyszczanych i posypywanych solą przez quady: Ścieżki rowerowe (i trawa obok nich) obdarzona solą z quadów. Z zafascynowaniem obserwowałem, jak środkiem Złotego Szlaku sunęły quady rozsypując (także na ścieżkę) sól. Dla przypomnienia - sól niszczy mosty i drzewa.

W Szczecinie robiąc jedno niszczy się drugie. Projektując jedno nie uwzględnia się drugiego. Ciekawe ile spośród krawężników montowanych na jezdniach przetraw atak pługopiaskarek i na wiosnę wyłoni się w całości spod brudu? Np. na ul. Chopena? Podatnicy zapłacą za kolejną naprawę separatorów, wymianę trawników, nowe nasadzenia...

czwartek, 29 listopada 2012

ZDiTM - Zadziwiająca Decyzjami i Trywializowaniem Myślenia

Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego w Szczecinie jest na forach internetowych bardzo często określany przez Szczecinian niewybrednymi epitetami. Trzeba z ręką na sercu przyznać, że niejedne gorzkie słowo skierowane pod adresem ZDiTM łączy się z całkiem poważnymi argumentami internautów sugerującymi, że ta instytucja wymaga poważnych zmian.

W Szczecinie są ulice, które od wielu lat nie mogą się doczekać chodnika, nawierzchni, nawet prostego remontu. Jednocześnie instytucja ta podejmuje rozliczne, bardzo wątpliwe działania "inwestycyjne", przykładowo: 
  • Remontuje chodnik na ul. Witkiewicza układając go z jednolitej płytki chodnikowej, choć bez problemu można byłoby, na szerokim chodniku, wyodrębnić - na przyszłość - ścieżkę rowerową stosując dwa kolory nawierzchni.
  • Remontując chodnik na ul. Słowackiego wymienia dobrą nawierzchnię asfaltową, po niemal nie używanej stronie jezdni na chodnik betonowy.
  • Montuje na jezdniach separatory, które bywają zmiecione przez pierwszy pług śnieżny, bo są pod śniegiem kompletnie niewidoczne.
  • Ustawia betonowe półkule na chodnikach tam, gdzie rodzice odwożą dzieci do przedszkoli i szkół a gdzie trudno inaczej, bezpiecznie zaparkować (np. przed siedzibą Arcybiskupa Dzięgi na Piotra Skargi).
Najnowszy, z serii idiotycznych pomysłów ZDiTM to "malowanie asfaltu na czarno", tj. kładzenie nowego asfaltu na betonowych płytach na ul. Szafera. Wydawać by się mogło, że ZDiTM wiedział remontując np. ul. Mickiewicza, że asfalt kładziony na płytach betonowych musi być specjalnie przygotowany. Ul. Szafera jest wykonana w znacznie prymitywniejszej technologii - ułożona z płyt budowlanych, po zalaniu asfaltem będzie wyglądać kilka miesięcy później, tak jak wygląda obecnie. Może jednak chodzi wyłącznie o to, by do czasu uroczystego otwarcia ulicy wyglądała ona "ładnie" i udawała przedłużenie Arkońskiej - Niemierzyńskiej?

Szkoda, kolejny raz pieniądze wyrzucone "w beton"... podobnie, jak w przypadku kilka razy naprawianej Żołnierskiej, z której po każdej "naprawie" ginie trochę kostki granitowej, za to kwartał później pojawiają się te same dziury. Ciekawe, ile jeszcze razy ZDiTM będzie tę ulicę remontował wbrew technologii?


niedziela, 11 listopada 2012

O ergonomii, której nie można zobaczyć na ulicach Szczecina (cz. 2)

Pisałem już o problemie ergonomii na szczecińskich ulicach - dowodziłem wtedy, że tablice z nazwami ulic stawiane w ramach koncepcji "Floating Garden" są drogie i zupełnie nieczytelne. Że są sprzeczne z funkcją informacyjną, że dla przykładu, w Wielkiej Brytani, ponad 60 lat temu znaki (dla autostrad) projektowano biorąc pod uwagę psychologię poznawczą i przetwarzanie informacji przez mózg i możliwości wzroku. W szczególności chodziło o to, by tablice przy drogach były łatwe do odczytania dla mijających je kierowców samochodów: Motorway (typeface).

W Szczecinie wdrażany jest system zarządzania ruchem, niebanalny system, za który miasto zapłaci 24 mln a kolejne 30 mln otrzyma z Unii Europejskiej. Czy tak drogi i skomplikowany system jest potrzebny? Nie wiem, ale dziwnie w tym konkekście brzmią tłumaczenia ZDiTM, że miasta nie stać na wydatek 250 tys. zł na wydłużenie linii nr 80. Można wierzyć, że montaż elektroniki w autobusach spowoduje, że ktoś, kto się na tym zna, w końcu zacznie wyciągać wnioski i zmieniać układ komunikacji miejskiej, która obecnie jest "doskonale zakonserwowana" w rozkładach sięgających - z drobnymi korektami - głębokiego PRL-u.

W ramach tego systemu chciałem skrytykować dwa elementy, które mogłem sam zobaczyć:
  • Tablice informacji "o korkach" ustawiane na wjeździe do Szczecina.
  • Tablice "o spóźnieniach" ustawiane na przystankach autobusowych i tramwajowych.

Informacje "o korkach" wyświetlane są na olbrzymich tablicach m.in. na ul. Gdańskiej czy szosie Stargardzkiej. Problem z tymi wyświetlaczami jest taki, że mimo ich olbrzymich rozmiarów to, co na nich odwzorowało jest zupełnie nieczytelne. Trochę przeszkadza słońce w nich odbijające (mam nadzieję, że są regulowane pod względem natężenia i w nocy będą ciemniej świecić a w dzień jaśniej). Najbardziej przeszkadza to, co "artysta miał na myśli", tzn. w miarę wierne odwzorowanie przebiegu tras - co jest poważnym błędem w sztuce. W tego typu informacji nie chodzi o uzmysłowienie kierowcom, jak wygląda topografia okolicy. Chodzi o wskazanie "lewej bądź prawej". Tyle i aż tyle. Kierowca nie musi nawet wiedzieć ILE jest dróg prowadzących na lewobrzeże. Ma się dostać najprostszą i najmniej zakorkowaną. W przypadku wjazdu od ul. Struga wybór jest oszałamiający...
Generalną zasadą przy projektowaniu dróg jest przestrzeganie, aby kierowca nadmiernie się nie dekoncentrował. Musi także, jadąc z przewidzianą prędkością (na tej trasie 70-80 km/h), bez problemu odczytać znaki i bez zastanowienia móc się do nich zastosować. Oznacza to, że nieczytelny znak pogłębiać będzie dezorientację i dekoncentrować. Czytelny może ułatwić decyzję. W mojej opinii obecne tablice są najgorszej klasy dezinformacją, są nieczytelne.
Osobną kwestią jest bezpieczeństwo użytkowania. Otóż w Niemczech stawia się bariery energochłonne oddzielające od kierowcy drzewa co jeszcze lepiej widać tutaj: drzewa zabezpieczone przed uderzeniem w nie samochodu. W Szczecinie, stalowe wsporniki olbrzymich ekranów są wykonane z dwuceownika o przekroju przynajmniej 20 cm. Zderzenie z nimi samochodu osobowego będzie pociągać w najlepszym razie śmierć lub kalectwo kierowcy, faktycznie zaś katastrofę w ruchu drogowym, ponieważ uderzony słup może się przewrócić i upaść na 3 pasmową jezdnię, a w konstrukcję mogą uderzyć jadące tymi pasami 80 km/h samochody. Założenie barier energochłonnych wokół słupów bramownicy oraz ustawienie znaków ostrzegawczych wcześniej wydaje się absolutnie konieczne. Tym bardziej, że śledzący tablice kierowcy będą starali się jednocześnie dokonywać zmian pasów ruchu. Może więc, należałoby pod tablicami wprowadzić linie ciągłe?
O estetyce tych konstrukcji żal nawet wspominać, lepiej nie myśleć o kosztach ich utrzymania oraz niezawodność. Oględnie mówiąc są one ordynarne, brzydszych (i tańszych wsporników) chyba nie można było ustawić. W dobie smartfonów, nawigacji komputerowych aż prosi się, by taki informacje były dostępne on-line lub za pomocą nieco już przestarzałych SMS-ów...

Informacje "o spóźnieniach" również mają karkołomną konstrukcję: więcej powierzchni jest na nich poświęcone reklamowaniu głupiej koncepcji "Floating Garden" niż przekazywaniu informacji o odjazdach. Ma to jeszcze trwać... bo podobno ma się to poprawić. Temat ten był zgłaszany ZDiTM o czym można poczytać, jednak skutków czego nie można zobaczyć. Niestety, póki co (a obym znów nie był prorokiem, także później), tablice będą służyć poczuciu dobrze wydanych 24 mln złotych z kieszeni podatnika a jedynie dalekowidze będą mogli z nich, w miarę wygodnie, korzystać. Że połowa tablicy to reklama "sukcesu automarketingowego" a nie system informacji komunikacyjnej, na który dała pieniądze Unia Europejska, można zobaczyć na zdjęciu z Gazety Wyborczej.

AKTUALIZACJA: Czytelność informacji na tablicach można podziwiać: tutaj. System zarządzania ruchem na miarę XXI wieku: tutaj. Wątpliwości, czy tablice są czytelne: Pomoc czy gadżet?

Podyskutuj lub skomentuj - chatroom


Try Relay: the free SMS and picture text app for iPhone.