Pokazywanie postów oznaczonych etykietą organizacja pracy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą organizacja pracy. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 listopada 2016

Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego w Szczecinie (ZDiTM)

Przyszło mi na myśl, że warto porównać dwie postawy, zdolności i kultury organizacji ruchu w mieście - szczecińskiego magistratu i ZDiTM oraz podobną w Japonii, w mieście Fukuoka.

Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego komunikuje się z mieszkańcami 

By się czegoś dowiedzieć nt. zmian w organizacji ruchu drogowego w Szczecinie - trzeba mieć sporo szczęścia i przebić się przez bełkot ukryty na stronie ZDiTM a przepisany z SIWZ na potrzeby przetargu. Brak map, wizualizacji, tłumaczenia czemu zaplanowano rozbudowę skrzyżowania w środku zimy i czemu nie zrobiono tego w lecie, gdy ruch maleje, bo miasto opuszczają resztki studentów i uczniów. Stąd - chyba przypadkiem - mieszkaniec dowie się o tym, że znów przez nieudolność organizacyjną pracowników ZDiTM oraz organizację przetargów spóźni do pracy... jeśli przypadkiem na tę informację trafi:


www.zditm.szczecin.pl

Awaryjna naprawa 5 pasmowej jezdni w centrum miasta - w tydzień 

Jak widać na filmie, możliwe jest odtworzenie w tydzień 5 pasmowej jezdni wraz z infrastrukturą podziemną i uratowanie budynków stojących wzdłuż ulicy. Wg www.transport-publiczny.pl użyto specjalnej mieszanki stosowanej do wzmacniania wyeksploatowanych szybów kopalnianych - uzupełniono grunt, wybudowano od nowa infrastrukturę, zasypano ją i położono asfalt a nawet odtworzono pasy i to wszystko w tydzień. Pewnie fachowcy nie znają się tam na robocie, bo w Szczecinie zawsze wmawia się kierowcom, że asfaltu nie da się malować zaraz po położeniu... smutny żart, prawda?


Naprawa w 7 dni: przed i po remoncie


Stawiając kropkę nad  i  przykład, że burmistrz (prezydent) może przeprosić mieszkańców za to, że na ulicach zarządzanego przez niego miasta doświadczyli utrudnień (i to niespodziewanych a nie planowanych). Czy któryś z czytelników wyobraża sobie, by takie słowa, nie mówiąc o czynach, mogły paść z ust Prezydenta Szczecina? Ja sobie nie mogę przypomnieć, by przepraszał za którykolwiek z rozciągniętych absurdalnie i źle zorganizowanych remontów dróg, ale może się mylę? Może kiedyś coś bąknął? 






Zobacz więcej: w temacie nowoczesnej organizacji pracy.


niedziela, 6 listopada 2016

III Seminarium Ergonomiczne 2016 - Polska Akademia Umiejętności w Krakowie

Z kronikarskiego obowiązku wspomnę o tym, iż właśnie zakończyło się III Seminarium PAU pn. Ergonomia w produkcji, przetwarzaniu i dystrybucji surowców biologicznych. Podstawowe informacje o nim zawiera krótkie wprowadzenie, zaś słowo o samej instytucji naukowej: Komisja Ergonomii PAU. Poniżej program Seminarium oraz zdjęcie.


Program merytoryczny III Sympozjum Komisji Ergonomii PAU (Mała Aula, I p.), Piątek, 4 listopada 2016, Kraków

9.00 – 11.00 Zwiedzanie Ekologicznej Spalarni Odpadów w Krakowie ul. Jerzego Giedroycia 23

SESJA I, Przewodniczący: Prof. dr hab. inż. arch. Maciej Złowodzki
13.30–13.35 Otwarcie sympozjum – Maciej Złowodzki
13.35–13.40 Słowo wstępu – Ryszard Tadeusiewicz
13.40–13.45 Słowo wstępu – Tadeusz Juliszewski
13.45–14.15 Człowiek w systemie produkcji współczesnego rolnictwa – Tadeusz Juliszewski, Maciej Złowodzki
14.15–14.20 Dyskusja

SESJA II, Przewodniczący: Dr hab. inż. Wiesława Nowacka
14.35–14.50 Miejskie farmy pionowe – utopia czy konieczność? – Małgorzata Dróżdż-Szczybura
14.50–15.05 O architekturze budynków promocji produktów żywnościowych – Katarzyna Zawada-Pęgiel
15.05–15.20 Świat w obliczu globalnej konsumpcji – architektura ekologiczna, dom aktywny i aktywna farma – Bogusław Barnaś
15.20–15.45 Czynnik biologiczny w mieście przyjaznym dla ludzi – Wojciech Kosiński
15.45–16.00 Trudności w wykorzystaniu metod ergonomii i organizacji pracy w przetwórstwie rolno – spożywczym – Jerzy Bielec
16.00–16.15 Analiza ryzyka w procesach odzysku i recyklingu organicznego – Agnieszka Generowicz, Ryszarda Iwanejko
16.15–16.30 Dyskusja

SESJA III, Przewodniczący: Prof. dr hab. inż. Tadeusz Juliszewski
16.45–17.00 Handel przydrożny surowcami ubocznymi pochodzącymi z lasu – zagrożenia dla sprzedawców i kupujących – Wiesława Nowacka, Paweł Staniszewski
17.00–17.15 Możliwości stosowania badań eye-trackingowych w analizach procesów pracy operatorów maszyn leśnych – Grzegorz Szewczyk, Janusz Sowa, Paweł Tylek, Dominika Gaj-Gielarowska
17.15–17.30 Kierunki kształtowania środowiska pracy w zakładach mleczarskich – Karolina Trzyniec
17.30–17.45 Problem przyłowów i odrzutów w rybactwie – Andrzej Ochrem
17.45–18.00 Ergonomiczna ocena wybranego procesu technologicznego – Paweł Kiełbasa
18.00–18.15 Wykorzystanie narzędzi wielokryterialnej optymalizacji dyskretnej do oceny wybranych technologii aglomeracji biomasy – Adrian Knapczyk
18.15–18.30 Dyskusja
18.30–18.35 Zamknięcie sympozjum



sobota, 15 sierpnia 2015

Jak oceniasz wywóz śmieci w Szczecinie? [ANKIETA]

Do czytelników bloga mam prośbę o wyrażeni swojej opinii nt. jakości usług wywozu śmieci, terminowości opróżniania pojemników, oraz zachowania czystości przez firmy wywożące śmieci. Proszę o oddanie głosu w ankiecie a także o anonimowy komentarz pod wpisem.

Bezpośrednią inspiracją dla tej sprawy jest problem z jedną z firm działających w Szczecinie, która uważa, że w świetle przepisów ma prawo nie wywozić odpadów, o ile nie zastanie otwartych drzwi wiaty śmietnikowej. Nie poczuwa się ona w obowiązku do jakiejkolwiek racjonalnej współpracy ze wspólnotami i twierdzi, że posługiwanie się udostępnionym jej kluczem do wiaty na śmieci przerasta ją organizacyjnie. W ramach rzekomego profesjonalizmu deklaruje jedynie posługiwanie się jednym, wspólnym dla połowy miasta kluczem - co w sposób oczywisty prowadzi do sytuacji, w której zamknięcie wiaty śmietnikowej staje się fikcją, bowiem kluczem tym dysponują też zbieracze złomu i inne osoby.

Również Urząd Miasta reprezentowany przez Wydział Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska odpowiedzialny za przygotowanie uchwały, przetargu, regulaminu porządku, nie rozwiązał przez 2 lata tego problemu w sposób kompleksowy. Zapisy w dokumentach ograniczają się do ogólnikowych sformułowań, które firma odpowiedzialna za wywóz śmieci interpretuje na swoją korzyść a na niekorzyść płacących im mieszkańców Szczecina. Wydział ten nie poczuwa się w obowiązku podjąć działań zmierzających do poprawy sytuacji i nie ma nawet pomysłu, co zrobić, jeśli mieszkańcy w trosce o czystość boksu i odpowiedzialność za sortowanie chcą zamykać boks przed osobami postronnymi.

Sytuacja ta może wręcz prowadzić do zagrożenia, gdy do boksu podrzucane są śmieci przez obce osoby, śmieci są rozwlekane przez zwierzęta, a bawiące się na podwórkach dzieci postanowią wykorzystać wyrzucone śmieci do zabaw. Najwyraźniej jednak nie jest to dla urzędników miejskich tak ważne, jak komfort firmy wyłonionej w przetargu, którą przerasta wydanie załodze śmieciarki pęku kluczy na znaną i z góry zaplanowaną trasę. Widocznie lepiej, gdy pół miasta ma otwarte przez pół tygodnia bramy śmietnikowe lub zatrudnia dodatkowe osoby, niż gdyby dyspozytor ekspediujący załogę na miasto wręcza jej ok. 120 kluczy do wiat śmietnikowych (tyle ma w przybliżeniu opróżniać dziennie załoga śmieciarki). Widocznie ekonomiczniej dorobić kilkaset tysięcy (sic!) kluczy systemowych i by za to zapłacili lokatorzy, niż przekazać firmie wywozowej góra 10 tysięcy sztuk, którymi w pękach po ca. 100 mogłyby posługiwać się załogi śmieciarek.

Może to, o czym piszę nie jest jednak realnym problemem? Może otwarte wiaty nie zapraszają do wypróżniania przypadkowych przechodniów? Może firmy bez problemu radzą sobie z kluczami? 

Proszę o komentarze... i głos w ankiecie u dołu strony. 
ANKIETA ZAKOŃCZONA, wkrótce wyniki i komentarz.

wtorek, 14 kwietnia 2015

No-blame culture. Toyota Way.

Chciałbym się podzielić i skomentować kilka slajdów z prezentacji "Toyota Way w praktyce", która została przedstawiona na V Otwartej Konferencji Lean przez A. Głogowską z Toyota Motor Poland:
"Kaizen - to wyciąganie wniosków z sukcesów i porażek (uczenie się na błędach)."
"Jeśli zrealizujesz cel, który był wyzwaniem, to świetnie!
Jeśli nie zrealizujesz celu, który był wyzwaniem to świetna okazja do nauki - co i dlaczego poszło nie tak.
Podstawą takiego sposobu myślenia jest tzw. kultura nie szukania winnych (no-blame culture)." Karl Klemm, Prezes TMMP
To myślenie, które bazuje na przekonaniu, że zarówno sukcesy, jak porażki czegoś uczą. Że nie chodzi o karanie za błędy, lecz nagradzanie za rozwiązanie problemu. Takie myślenie jest podstawą uczciwego rozwoju firmy, która ceni swoją załogę i traktuje ją jak kapitał ludzki, która korzysta z wiedzy i chęci swoich pracowników. Daje szansę i uczy, a następnie uzyskuje dzięki nim wyższy poziom.

By było to możliwe, trzeba wyjść od identyfikacji problemów i takiej kultury firmy, w której ceni się na równi ujawnianie problemów, co ich rozwiązywanie.
"Kaizen - to rozpoznawanie i rozwiązywanie problemów."
"Uczymy członków naszych załóg ujawniać problemy, bo dzięki temu mogą one zostać rozwiązane." Alex Warren
Zamiatanie pod dywan problemów, ukrywanie ich, by osoby je zgłaszające lub dostrzegające nie spotkały się z przykrymi dla nich konsekwencjami, to najprostsza droga do katastrofy. Jeśli pracownicy nie ufają kierownictwu, jeśli nie wierzą, że zgłaszając problemy działają na rzecz i korzyść firmy. Jeśli pracownicy się tego boją, to kierownictwo samo będzie musiało odnajdywać te problemy, je identyfikować. Będzie to robić z opóźnieniem, czyli po fakcie, po szkodzie. Będzie musiało tracić czas (i środki) na kontrolę pracowników i samodzielne szukanie rozwiązań. Będzie musiało "karać" za błędy, zamiast "nagradzać" za wykrywanie ich przez pracowników i za zgłaszane przez nich usprawnienia. Co jest lepsze? To chyba oczywiste...

Zatem, czemu lepsze nie jest powszechne? Bo...

Sala Ziemi, Poznań, 2000 miejsc czeka na uczestników

poniedziałek, 16 lutego 2015

Remont Mostu Długiego w Szczecinie - szczeciński niedasizm

Filmowy komentarz do koncepcji zamknięcia Mostu Długiego w Szczecinie na czas remontu:

 

A tutaj przykład, że można to zrobić, jak przystało na XXI wiek:

 

Dla niedowiarków jeszcze kilka przykładów ze starszego wpisu: Korek między prawobrzeżem a lewobrzeżem.


Zamiast puenty instrukcja, jak skorzystać z pociągu (po 15 latach twierdzenia, że się nie da i po wydaniu 150 mln zł na tramwaj dojeżdżający na środek pola) - kliknij w link.
 
Link do ulotki ze szczegółami

AKTUALIZACJA: Zainspirowany dyskusją pod wpisem postanowiłem dodać jeszcze mapkę z korków w Szczecinie, dostępną pod linkiem korkowo.pl.

korkowo.pl - kliknij w link, żeby zobaczyć mapę
AKTUALIZACJA 5: W dniu 25 lutego 2015 roku, o godzinie 16.46 ulice Szczecina wyglądały następująco (kliknij, żeby powiększyć obrazek). Nitka wyjazdowa Trasy Zamkowej stała, Niepodległości stała, Dworcowa stała, Szarych Szeregów stało: 



AKTUALIZACJA 2: Koszty paliwa, jakie poniesie 100 tys. warszawskich kierowców ze względu na zamknięcie mostu Łazienkowskiego. Jeśli ktoś dysponuje liczbą samochodów przemieszających się Gdańską, to proszę o link. Na podstawie obciążeń dróg w województwie szacuję mocno nieprofesjonalnie, że trasą tą dobowo porusza się przynajmniej 50 tys. szczecinian. Miesięczny korek (o ile powstanie, co uważam za nieuniknione) oznaczałby ca. 1 mln zł strat dla mieszkańców miasta.

Jeśli któryś z czytelników jest w stanie podać precyzyjniejsze wyliczenia, to chętnie je zacytuję. Może ktoś stojąc w korku uzyska lepsze wyniki?


AKTUALIZACJA 3: A tak wyglądały utrudnienia 20 lat temu, gdy remontowano Most Długi, w wakacje, gdy ruch w akademickim mieście jest mniejszy. Liczba samochodów była wtedy także znacznie mniejsza a przejazd samochodów w jedną stronę dało się utrzymać. Również zakres prac w 1994 roku był większy niż obecnie a planowane tempo prac szybsze. Poza wymianą torowiska i wymianą nawierzchni zakonserwowano, wzmocniono i naprawiono konstrukcję stalową środkowego przęsła.



AKTUALIZACJA 4: Internet podsumowuje plany budowlańców na 5 (?) tygodniowy remont Mostu Długiego w lutym 2015 roku.

www.ciecin.pl


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Szczeciński rower miejski powodem dewastacji chodników

Tytuł to zamierzona kpina - humorystyczna odpowiedź na pełne patosu poglądy mniejszości społecznej twierdzącej, że rower to rzecz ekologiczna, zdrowa a jednocześnie panaceum na wszelkie bolączki komunikacyjne w mieście, począwszy od -23 stopni w zimie po +45 stopni w lecie. Nie neguję pomysłu roweru miejskiego, który wygrał w zeszłorocznym "budżecie obywatelskim" i miał kosztować ok. 500 tys. zł, a że okazał się za tę kwotę absurdem, to wydano na niego ca. 2,5 mln (tyle ile podobno zaoszczędzono na szczecińskich szkołach przez bodaj 3 lata). Moje uczucia do tego projektu są ambiwalentne - ogólnie uważam, że projekt jest robiony od "złej strony", "od końca" a faktycznie w mieście należałoby się zająć innymi, poważniejszymi kwestiami.

Boję się też tego, że plamą na wizerunku może stać się jakiś rozjechany rowerzysta na licznych, absurdalnie oznakowanych miejscach spotkań rowerów i samochodów (choćby pod Urzędem Miejskim). Prognozuję też, że pojawienie się roweru będzie w przyszłości pretekstem do zwężania, zamykania, ograniczania ruchu samochodów w mieście - nie, nie, nie promocji jazdy rowerowej, np. między kąpieliskiem Arkonka a Jasnymi Błoniami, czy dojeżdżaniem przez studentów na zajęcie do kampusów przy ul. Cukrowej, Żołnierskiej, 26 Kwietnia (nie samą Kaskadą i Galaxy człowiek żyje).

A poniżej zdjęcia, które pokazują, jak kierowca samochodu dostawczego, w środku nocy parkuje na chodniku, żeby ułatwić sobie pracę utrudnioną przez projektanta, Bike_S i NiOL. Kierowca ładuje rowery z pełnej stacji pod Urzędem Miejskim i wiezie je do jakiejś innej, mniej pełnej. Stacja stoi na wyremontowanym pół roku temu, prawdopodobnie przez ZDiTM, chodniku. Prawo o ruchu drogowym oczywiście zabrania wjeżdżania przez samochody dostawcze na chodnik. Kierowca, który dba nocą o poranną wygodę użytkowników, i któremu podatnicy szczecińscy płacą pensję, musiałby zaparkować ładnych kilka metrów dalej, gdyż na ul. Felczaka, pod Urzędem Miejskim obowiązuje zakaz zatrzymywania i postoju. Musiałby rowery przetoczyć po przejściu dla pieszych kilkanaście metrów jednocześnie pilnując, by nikt mu nie ukradł roweru z samochodu. Sporo dodatkowej pracy, której nikt nie uwzględnił (?)



Ciekawe, czy ten sam "partyzancki" sposób załadunku i rozładunku przewidziano dla rowerów na Jasnych Błoniach? Tam też jest stacja rowerowa. Na Jasne Błonia jest zakaz wjazdu, którego jednak nie przestrzega się nadmiernie gorliwie, choć są one chronione jako zabytek i użytek ekologiczny.

To zresztą taki "szczeciński standard", we wpisie sprzed kilku miesięcy można zobaczyć, jak chodnik rozjeżdżał miejski wykonawca, który wieszał oświetlenie świąteczne na lampach.

Szkoda, że za ten brak planowania, brak myślenia, w jaki sposób rowery będą efektywnie, tanio i poprawnie obsługiwane zapłacą podatnicy kolejnym remontem chodnika. Ergonomicznie ukształtowane gniazdo (punkt pracy, obsługi) powinno zapewniać zarówno łatwość użytkowania, co łatwość obsługi jego samego. W tym przypadku powinno być to miejsce wygodne zarówno dla rowerzystów co dostępne dla obsługi technicznej (choćby za pomocą tabliczki ulokowanej pod znakiem zakazu postoju i zatrzymania, że "nie dotyczy godzin 22-6 lub służb NiOL).

Smaczku dodaje fakt, że stojak ustawiono po przeciwnej stronie skrzyżowania a rowerzysta dotrzeć tam może legalnie wyłącznie przeprowadzając rower przez dwie ulice, po pasach, jeśli wcześniej poruszał się drogą dla rowerów. Ustawienie go pod drugim skrzydłem UM wydaje mi się logiczniejsze, a wyznaczenie dojazdów ulicą możliwe (i zgodne z Prawem o ruchu drogowym). Choć może konieczność przejścia po dwóch przejściach dla pieszych nie będzie kusić jazdą w poprzek skrzyżowania? Ups. Zaraz cały plac przebudują na drogę dla rowerów ;-)


czwartek, 14 sierpnia 2014

Korek między prawobrzeżem a lewobrzeżem Szczecina: ul. Energetyków i ul. Gdańska - szczeciński niedasizm

Przebudowa dróg i torowisk może, ale nie musi być kłopotliwa dla mieszkańców - zależy to od poziomu organizacji pracy i zastosowanej technologii. Kluczową kwestią są zawsze utrudnienia w ruchu (dla mieszkańców albo wykonawców), możliwość ich zmniejszenia a także związane z tym koszty inwestycji.

Wstęp. Proponuję go pominąć i zacząć od filmów...



Koszty inwestycji w wypadku inwestycji drogowej są dwojakie, ale zawsze są pochodną marnotrawstwa czasu. Są to:
  • koszty ponoszone na realizację samego projektu - brak możliwości zamknięcia lub radykalnego ograniczenia ruchu na ulicy wiąże się z trudnościami logistycznymi dla wykonawcy a przez to wydłuża i komplikuje proces remontowy. Koszty te są przerzucane na inwestora, czyli miasto, czyli wszystkich mieszkańców. 
  • koszty społeczne związane z utrudnieniami z korzystania z remontowanej infrastruktury - mierzone dłuższym czasem przejazdu, zmarnowanym paliwem i czasem stania w korkach, dezorganizacją i obniżeniem poziomu życia. Koszty te ponoszą wszyscy mieszkańcy i przyjezdni, którzy muszą korzystać z danej drogi lub objazdu a także przedsiębiorcy, do których dojazd staje się utrudniony. Są to koszty możliwe do rzetelnego wskazania i idą w miliony.
Czas wykonania inwestycji zależy w Polsce od wielu czynników:
  • rzetelności przygotowania przetargu przez urzędników - np. przetarg ogłaszany ze zbyt krótkim terminem przygotowania, w niekorzystnej pogodowo porze roku, bez troski o wygodę mieszkańców;
  • rzetelności, profesjonalizmu, gotowości do realizacji przez wykonawcę, w tym posiadania zasobów osobowych i technicznych - np. liczenie na przypadkowych podwykonawców, realizowanie zleceń poprzez przerzucanie pracowników wyłącznie na budowy, na których upływa termin oddania, by ograniczać koszty osobowe;
  • specyfiki sieci drogowej, w tym szczególnie zdolności do wyznaczenia alternatywnej drogi bez szczególnych utrudnień - są to też koszty dodatkowe tymczasowej organizacji ruchu drogowego, która w Polsce jest traktowana po macoszemu;
  • technologii, którą można zastosować - np. czasu koniecznego na uzyskanie parametrów wytrzymałościowych betonu, innym razem warunków atmosferycznych koniecznych np. do malowania pasów;
  • kosztów wyboru metody remontu, które są pochodną wybranej lub narzuconej technologii a często też czasu i wykorzystania zasobów technicznych i ludzkich.

Czas

Po tym przydługim wstępie, czas na przykład: kompleksowego remontu skrzyżowania z wymianą podbudowy, nawierzchni ulicy oraz torowiska z rozjazdami - przeprowadzonego w 3,5 dnia a do obejrzenia w 12 minut. 


Film udowadnia, że wcześniejsze dokładne zaplanowanie inwestycji, przygotowanie parku maszynowego, wyszkolonego personelu a także koordynacja dostaw niezbędnych materiałów umożliwia wykonanie naprawy w weekend. Zapewne wiąże się to z pewnym hałasem nocnym, a w zależności od organizacji pracy i specyfiki technologii być może nawet powoduje przekroczenia hałasu uciążliwe dla mieszkańców, ale w przypadku ul. Energetyków czy Gdańskiej ten problem w zasadzie nie stanowi kwestii.

Dla porównania - na znacznie prostszą wymianę torowiska wykonawca, Energopol Szczecin S.A., ma 270 dni, czyli 9 miesięcy. Jak długo zajmie mu z tego przebudowa ok. 8296 metrów toru pojedynczego na ul. Gdańskiej? Czy mieszkańcy Szczecina będą musieli znosić korki i zwężenia miesiącami? Czy we wrześniu zgotują gehennę rodzicom rozwożącym po mieście dzieci do przedszkoli i szkół?

Liczba zamkniętych pasów ruchu

Czy zamknięcie aż tylu pasów ruchu na wjeździe i wyjeździe, na newralgicznej, najważniejszej trasie w mieście jest konieczne ze względu na technologię i bezpieczeństwo pracy? Czy zwężenie musi się odbywać na całej długości odcinka prac? Czy rzeczywiście prace są prowadzone jednocześnie na całej linii budowy? Czy wyłączony pas ruchu służy jako wygodna droga dojazdowa dla ekip budowy, które inaczej stałyby w korkach? Czy rzeczywiście nie można tak rozplanować zadań i zgromadzić sprzętu wzdłuż linii prac, żeby wystarczył wyłącznie jeden pas techniczny?

Tym bardziej, że już w przykładach samej organizacji ruchu drogowego polscy drogowcy jeżdżą do Szwecji i uczą się, że możliwe i efektywne jest tworzenie ciągów dwupasmowych nawet na krótkich odcinkach. Powiedzmy, że takie rozwiązanie jak projekty dodatkowych pasów ruchu na dwupasmowych drogach dwukierunkowy (edroga.pl) nie jest najlepsze dla tak krótkiej i o tak dużym natężeniu ruchu drogi, jak w przypadku ul. Gdańskiej...

Jeśli nie jest, to czy przekracza zdolności organizacyjne miasta (inwestora) i wykonawcy (Energopolu) zaplanowanie, by w godzinach porannych więcej pasów było wolnych od strony wjazdu do miasta, a po południu od strony wyjazdu? Czy wjazd na te pasy nie mógłby być oznaczony sygnalizatorami świetlnymi? Być może przydałby się wtedy absurdalny system wyświetlaczy zamontowanych nad ulicami wjazdowymi?

Wiem, wymaga to planowania od wykonawców pracy w systemie zmianowym, zaanagażowania dodatkowej ekipy porządkowej oraz chęci i wiedzy. Wątpię by wykonywane prace były tak skomplikowane technologicznie, że niemożliwe jest zaplanowanie przerwy technologicznej na przemieszczenie sprzętu z lewej strony remontowanego torowiska na prawą i odwrotnie w godzinach między 12.30 a 13.30.

Na świecie możliwe było 70 lat temu zorganizowanie lądowania samolotów co 2 minuty, a współcześnie ten standard jest normą na lotniskach cywilnych i taka organizacja pracy nie stanowi żadnego problemu. Także posprzątanie pasa technicznego (pasa ruchu na jezdni) przy właściwej organizacji prac nie stanowi żadnego realnego obciążenia czasowego. Może zatem ustawienie świateł pozwalających na wjazd na pas techniczny zależnie od pory i kierunku natężenia ruchu byłoby możliwe w Szczecinie, dla inżynierów z Energopolu? Ot, taki prezent dla szczecinian wymagający dobrych kierowników brygad, dobrej logistyki, jednej maszyny do zamiatania i 2-3 pracowników do włączania świateł.

Cała Polska pisałaby o sukcesie na miarę organizacji lotu na księżyc. Ach, Policja też mogłaby się pojawić na te dwie godziny na tym odcinku.


AKTUALIZACJA: Niestety na Gdańskiej się nie sprawdzi...



Bariera umożliwiająca zamianę kierunku ruchu  na pasie ruchu 
zależnie od kierunku, w którym przemieszczają się 
samochody w szczycie: www.youtube.com

Nie jesteśmy drugą Japonią (ani Chinami)


W Chinach inżynierowie bawią się w szybkie budowy. Poniżej przykłady budów wieżowców, odpowiednio w 6 dni dla 16-piętrowego i 15 dni dla 30-piętrowego. Oczywiście budynki te są prefabrykowane, wcześniej przygotowane a same konstrukcje zoptymalizowane i powtarzalne po to, by na placu budowy ich montaż był możliwie najkrótszy. Zapewne zazwyczaj budują wolniej, spokojniej, ekonomiczniej - ale potrafią.

Sądzę jednak, że wymiana torowiska nie należy do zadań technicznie i logistycznie bardziej skomplikowanych, o czym zresztą upewnia mnie też wcześniejszy film (z San Francisco). Dla porównania przypomnę, że w 1931 roku, w USA, wybudowano Empire State Building, czyli 102 piętra w 58 tygodni. Przy okazji, to 102 post na blogu ;-)


youtube.com/watch?v=QSM31SkxytI
budowa Szpitala w Chinach w 10 dni


youtube.com/watch?v=rwvmru5JmXk
budowa biurowca w 15 dni

Oczywiście kluczem jest organizacja pracy i posiadane know-how.


AKTUALIZACJA:

https://www.youtube.com/watch?v=yTLiyn74cFI 
automatyczna budowa torowiska

https://www.youtube.com/watch?v=jkVBg_-OviI#t=59 
maszynowe układanie kostki brukowej

budowa wielopoziomowego skrzyżowania w kwartał
http://www.skyscrapercity.com/showpost.php?p=39501808&postcount=1378
 






piątek, 3 maja 2013

Ruskie rozgildziajstwo: czyli gdzie giną pieniądze szczecińskiego podatnika

W swoim bodaj drugim wpisie wyjaśniałem, co w ergonomii określa się mianem: pracy zbędnej, tj. takiej, której wykonanie nie niesie korzyści. Odróżniłem ją wtedy od pracy pozornej, tzn. pracy, w której pracownik jest, ale w praktyce nie wykonuje swoich zadań, ponieważ nie przejawia gotowości intelektualnej czy fizycznej. Pracownik pozoruje pracę, pozornie wygląda wręcz na przemęczonego... tyle, że nic z tego nie wynika. Tę drugą definicję można, z powodzeniem, rozszerzyć o kwestię motywacji do dobrej roboty, odpowiedzialności za to, co się robi czy wręcz etosu pracy.

Zderzenie działalności niektórych pracowników spółek miejskich (lub firm przez nich nadzorowanych) z tymi pojęciami może przypominać zderzenie dwóch skrajnie różnych rzeczywistości. Nie mam podstaw, żeby dociekać, co leży u przyczyn takiego stanu rzeczy: brak systemu motywacji, nepotyzm, brak odpowiedzialności za powierzoną pracę czy brak efektywnego wpływu na podwładnych. Może to być czysty "tumiwisizm", praca może przekraczać zdolności intelektualne zatrudnionych

Przykłady - większość błędów popełniono przynajmniej dwa lata z rzędu:
  • Ul. Żołnierska w Szczecinie wyłożona jest brukiem, była już kilka razy, w domorosły sposób naprawiana. Najpierw na zapadającą się kostkę lano asfalt - naprawa prosta, ale tymczasowa i niebezpieczna, bo asfalt się kruszył i tworzył nierówności. Ponadto różne tarcie na asfalcie i kostce powodowało, że w razie nagłego hamowania tor jazdy samochodu był zupełnie nieprzewidywalny. Dlatego zaczęto naprawiać nawierzchnię poprzez przełożenie kostki. Jak to zrobiono? Zdjęto część kostki, podsypano cementem z piaskiem i ułożono kostkę ponownie w sposób niezbyt spójny. W pracach kamieniarskich kluczowe jest układanie pracującego granitu tak, aby krawędzie kostki dawały sobie nawzajem oparcie, tzn. zapierały się o siebie i przez to przenosiły nacisk. Kamień jest trwałym materiałem, ale kruszy się i jest nieelastyczny - musi być ułożony tak, aby nacisk rozkładał się równomiernie.
    Te naprawy toczą się kolejn rok, tzn. raz wykonano je źle i teraz ponownie się je wykonuje, ponieważ niemal wszystkie wcześniejsze poprawki wyglądają tak, jakby ich nie wykonano - zapadły się w tych samych miejscach. Pytanie na ile poprawek starczy gwarancji lub pieniędzy podatnika? Dlaczego po takiej naprawie kostka jest ułożona mniej spoiście i nie jest zachowany oryginalny układ kamienia? Dlaczego przejeżdzające ciężarówki nadal będą wytłukiwać spomiędzy kamieni zbyt szerokie fugi z betonu?
    W ten sposob można naprawiać tę drogę bez końca... podatnik zapłaci.
  • Al. Papieża Jana Pawła II, trawnik bezpośrednio przed balkonem Prezydenta, tuż przed rzeźbą Gryfa - dwa lata temu zlecono i wymieniono trawę na tym trawniku. Profesjonalna firma zdjęła całą trawę, wywiozła nadmiar ziemi, dosypała nowej, rozłożyła maty z trawą i przez kilka tygodni regularnie podlewała i kosiła trawnik. Zmiana użytkowania nastąpiła natychmiast po przekazaniu reprezentacyjnego trawnika w ręce "specjalistów" ZUK. Zakorzeniony trawnik przestano regularnie kosić i podlewać, pojawiły się pierwsze chwasty.
    Najgorzej, że w zimie, ułatwiając sobie utrzymanie chodnika i ścieżki rowerowej wzdłuż trawnika posypano chodnik i zgarnięto posolony śnieg na trawnik - w następnym roku wzdłuż chodnika pojawił się półmetrowy pas zasolonej ziemi, na której nic nie rosło. ZUK zlecił (ciekawe na koszt kogo?) odtworzenie trawnika: ziemi nie wywieziono, posypano trochę nowej, rozsypano ziarna i przysypano warstwą - nie podlewano, trawnik nie odtworzył się należycie.
    Następnej zimy zrobiono to samo: znów odśnieżano chodnik jeżdząc po nim ciężarówką i niszcząc trawnik. Znów został on kompletnie zdewastowany i znów "naprawa" ograniczyła się do rozsypania ziarna dla gołębi na suchej ziemi. Uczeń ogrodniczej zawodowki i pierwszy z rzędu działkowiec wie, że zrobiono to drugi rok z rzędu wbrew sztuce.
    Dla porównania dwa zdjęcia: jak się naprawia bezmyślność w Szczecinie i jak się zabezpiecza pasy zieleni w Poznaniu brezentowymi płachtami, przed zasoleniem z solarek:


  • Al. Papieża Jana Pawła II, róg Niedziałkowskiego: zniszczony chodnik przez ciężarówkę z podnośnikiem koszowym demontującą oświetlenie świąteczne - najwyraźniej trudno było zaplanować, że w danym dniu będzie prowadzony demontaż światełek i ustawić znaki zakazu parkowania na pół dnia na ulicy. Prościej przejechać chodnikiem kilku tonowy podnośnikiem koszowym. Może nie byłaby to tragedia dla chodnika, ale rok wcześniej chodnik ten był wyrównywany za pomocą wiaderka z piaskiem i łopaty oraz dzielnego pracownika, którego praca pół roku później poszła na marne.
 


  • Ul. Piotra Skargi: niewidoczne spod śniegu betonowe półkule niszczące samochody mieszkańców miasta. Źle dobrana, zupełnie zbędna w tym miejscu, wręcz szkodliwa nadgorliwość spowodowała straty. Infrastruktura drogowa powinna być tak wysoka, żeby cofający kierowca mógł ją zawsze dostrzec przez tylne okno - w Szczecinie montuje się wszelkiej maści rozwiązania, co bardzo podraża ich eksploatację a dodatkowo, ech...





  • Amfiteatr w Szczecinie (Teatr Letni w Szczecinie im. Heleny Majdaniec) również nie podołał śniegowi tej zimy. A może precyzyjniej byłoby określić, że nikt nie zastanowił się, że należy odśnieżać. Rynny zawsze można wymienić, prawda?



  • Jasne Błonia - żeby zamknąć temat zimy a zaingurować wiosnę, to można pocieszyć się nową atrakcją, czyli 10 zestawami plastikowych kamieni w formie "pływających ogródków" (Głos Szczeciński). Pomysł ciekawy, mam wątpliwości, co do odporności na wandali oraz tego, czy te 22 tys. złotych nie lepiej byłoby przeznaczyć na konserwację już istniejących a połamanych ławek. Co innego łączy te kamienie z poprzednimi obrazkami - otóż ustawiono kamienie na środku trawnika, na błoniach - już teraz widać, że trawa pod kamieniami oraz wokół nich nie ma szans. Jeszcze dwa tygodnie i dzięki tym kamieniom ZUK będzie mógł zlecić kolejną naprawę trawnika. Kilka metrów obok jest dość miejsca na te kamienie, ale widocznie chodzi o spektakularny dla podatnika efekt.
(ZUK Szczecin / Głos Szczeciński)


środa, 17 kwietnia 2013

Szczecin wyprzedaje budynki szkolne ?!?

Nie bardzo potrafię wyrazić rozmiar mojego oburzenia na wieść, że Rada Miasta ma rozważać sprzedaż budynku VIII Liceum Ogólnokształcącego (Gazeta Wyborcza. Szczecin).

Swego czasu próbowałem dowiedzieć się od szczecińskich architektów, czy remont i przystosowanie budynku szkoły na potrzeby żłobka lub przedszkola stanowi realny problem - nie doczekałem się odpowiedzi. W moim mniemaniu ogranicza się do remontu części sanitarnej, zabezpieczenia korytarzy i klatek schodowych. Skoro przedszkola w Szczecinie w połowie mieszczą się w socjalistycznych budynkach, z których może 3 lata temu usunięto azbestowe izolacje a w połowie w adaptowanych willach poniemieckich - to budynek tego typu wydaje się wręcz wymarzony. Koszty takiej adaptacji są nieporównie niższe, niż budowy nowego budynku. Poza tym nie wiążą się z protestami mieszkańców, jak to miało miejsce w przypadku rozbudowy żłobka na ul. Niedziałkowskiego. Dodać należy rozbudowy feralnej, bo wykonawca pokłócił się z miastem i żłobek będzie w najlepszym razie rok później... 

Nie rozumiałem, jak miasto może realizować nowe inwestycje (pomijam potrzebną a spóźnioną o 4 lata szkołę na Warszewie) a jednocześnie miesiącami utrzymywać puste budynki szkół, czy wręcz się ich pozbywać. Gdzie tu rachunek ekonomiczny? Gdzie racjonalność decyzji? 

  • Z punktu widzenia demograficznego - nic nie stoi na przeszkodzie, żeby ten sam budynek co około 10 lat poddawać remontowi i adaptacji i by "rósł" wraz ze starzeniem się roczników wyżu demograficznego. Przypomnę tylko, że w Polsce mamy do czynienia obecnie z wyhamowanym, ale trzecim wyżem. Jest on efektem wyżu lat 70 i początku 80 ubiegłego wieku a ten wyżu powojennego. I choć ograniczony oraz opóźniony z przyczyn ekonomicznych o około 7 lat - to jest. Budynek publiczny mógłby pełnić kolejno funkcję żłobka, przedszkola, szkoły podstawowej i liceum... nadążając za potrzebami demograficznymi. Wyliczenia przedstawia dr inż. Zbigniew Szyroki, były Kurator Szczecińskiego Okręgu Szkolnego. Urząd Miejski nigdy nie zdementował ani nie poprawił publicznie tych wyliczeń. 
  • Przypomnę też, że w Szczecinie czeka się średnio 3 lata na miejsce w domu pomocy społecznej (DPS) a w przypadku osób chorych psychicznie nawet 48 miesięcy (Kurier Szczeciński: Kolejka do domu pomocy społecznej). Najwyraźniej w mieście "pływających ogrodów" fontanny są ważniejsze, niż miejsca dla osób starszych, które mogłyby przy nich wypoczywać. Sprawy nie zmieni jeden dom, który powstanie w budynku Szpitala Kolejowego (Miejskiego), przekazanemu za symboliczną kwotę Kościołowi katolickiemu.
  • Z punktu widzenia technicznego i budowlanego - co kilka lat (w cywilizowanych krajach) a w Polsce co kilkanaście - trzeba budynek remontować, więc adaptacja liceum na potrzeby żłobka czy przedszkola stanowiłaby naturalny remont. 
  • Z punktu widzenia urbanistycznego - absolutnie niezbędne jest, żeby miasto posiadało w swoich zasobach, w centrum, budynki publiczne, które stanowią rezerwę rozwojową i umożliwiają aktywne kreowanie przestrzeni publicznej, przy ograniczonych kosztach tego typu inwestycji. Szkoły (choć niekoniecznie ma to miejsce w Szczecinie) mogą pełnić funkcję zwornika społeczności lokalnej, są miejscem, w którym ludzie spotykają się na wyborach, są miejscem które powinny po południu tętnić życiem, być miejscem rekreacji, integracji. W Szczecinie boisko przyszkolne to miejsce na wyciekający z samochodów olej: zaledwie 6 tys. zł rocznie wystarczy, by sprzedać boisko szkolne...
  • Z punktu widzenia ekonomicznego - sprzedaż tak atrakcyjnych gruntów dostarcza budżetowi jednorazowego zastrzyku gotówki. Później można, korzystać z podatków, ale w ograniczonym zakresie. Rolą samorządu nie jest jednak myślenie pod kątem jednej kadencji. Miasto powinno mieć uchwalony Wieloletni Plan Inwestycyjny a każda sprzedaż majątku powinna mieć uzasadnienie w realizacji ważnych celów społecznych czy inwestycyjnych. W Szczecinie trudno dostrzec wydatki, które mogą w przyszłości przynieść wspólnocie mieszkańców realne zyski albo chociaż samofinansować się. Większość z wykonanych lub raczej dokończonych przez Prezydenta Piotra Krzystka inwestycji będzie generować realne, wysokie koszty a dodatkowo jest budowana na kredyt i będzie wymagała spłacania - być może przez dzieci obecnych czytelników tego bloga. 
  • Nadto budynek i atrakcyjny teren sprzedawany jest w okresie bessy na rynku nieruchomości. Z jednej strony miasto nie potrafi uchwalić planów zagospodarowania i przygotować pod inwestycje gospodarcze gruntów, z drugiej chce sprzedawać bardzo atrakcyjne lokalizacje zabudowane budynkami łatwymi do adaptacji dla wielu celów, leżącumi w centrum miasta. 
  • Z punktu widzenia organizacyjnego - Urząd Miejski, zatrudniający około 1000 urzędników "nie mieści się" w budynku przy pl. Armii Krajowej. Wiele zadłużonych spółek i spółeczek miejskich, wydziałów, powiązanych instytucji ma lokalizacje rozrzucone po całym mieście. Rozumiem, że przeniesienie ich (z często zupełnie niedostosowanych lokali) do jednego, niepotrzebnego rzekomo przez najbliższe 10 lat licealistom budynku, i skomasowanie funkcji biurowych w jednym miejscu zbyt mocno ukazywałoby rozbudowaną biurokrację i jej kompletny bezwład w dziwnych tworach dobudowanych do Urzędu Miejskiego. Pozwoliłoby za to zachować budynek - nazwijmy: strategiczny - i skoncentrować instytucje. Pozwoliłoby też sprzedać lub wyremontować na cele mieszkaniowe różnorodne przybudówki, lokale, rozsiane po całym mieście.

Puentą powinny być słowa z aktu erekcyjnego Akademii Zamojskiej: "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie" autorstwa kanclerza Jana Sariusza Zamoyskiego, ale są one najwyraźniej w Szczecinie przeterminowane (sądząc po poziomie myślenia projektodawców uchwały). Pozostaje zatem Jan Kochanowski:

Cieszy mię ten rym: "Polak mądr po szkodzie";
Lecz jesli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.

Pieśni. Księgi wtóre, Pieśń V "Wieczna sromota i nienagrodzona"


AKTUALIZACJA: Może Miasto chce sprzedać ponad 20-salową szkołę z boiskiem za około 9 mln, żeby mieć 4 mln zł na remont Biura SPP przy starej zajezdni na Wojska Polskiego (Kurier Szczeciński)? I na który już przeznaczono 400 000 zł? Nie rozumiem tego! "Zamienił stryjek siekierkę na kijek" to najbardziej cenzuralne określenie na takie gospodarowanie majątkiem wspólnoty mieszkańców.

AKTUALIZACJA 2: O ile dobrze zrozumiałem - szkoła nie zostanie sprzedana - sprzedany zostanie teren wokół szkoły. Jaki to ma sens? Nie wiem. Ale jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o...

poniedziałek, 18 marca 2013

Zabieram zabawki i zmieniam piaskownicę, czyli gdzie mają pracodawcy pensję minimalną

Dawno nie miałem okazji przeczytać tekstu o gospodarce, z którym zgadzałbym się w 100%, tym chętniej go zlinkuję a nawet wkleję w całości. Mam jednak dylemat, ponieważ prawo cytatu, prawem a nie chciałbym, by czytający mojego skromnego bloga nie wkliknęli się w oryginał i w ten sposób nie dali znać autorowi tekstu, że go czytają... zatem - wybaczcie - utrudnię przeczytanie tekstu, i zachęcam do skorzystania z linku: Emocje, dupa i umowy śmieciowe, autor: Artur Kiełbasiński (wyborcza.biz, 17.03.2013).

Cytuję:

Przedsiębiorcy mają głęboko w dupie, jaką Pan zechce ustanowić płacę minimalną oraz czy zlikwiduje Pan umowy cywilno-prawne - napisał Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców do Piotra Dudy, szefa Solidarności. Emocjonalny list to odpowiedź Kaźmierczaka na kongres Platformy oburzonych gdzie Duda prezentował postulaty społeczne związku.
List Kaźmierczaka budzi emocje, po to powstał i dlatego stał się w internecie hitem. Ale jednocześnie list jest symbolem jałowości polskiej debaty publicznej. Nie niesie żadnego przesłania. To wyłącznie populistyczna odpowiedź na populistyczne często postulaty związkowców. W wersji z "dupą", której użycie zapewne miało pokazać wielkie emocje autora.
Jest jednak kilka problemów, o których warto porozmawiać. Kaźmierczak pisze m.in.: "Gdyby Pan był rzeczywiście zainteresowany ich losem (najbiedniejszych i bezrobotnych - dop. red.) - protestowałby Pan przeciw opodatkowaniu pracy, która w Polsce jest opodatkowana jak wódka i jest główną przyczyną bezrobocia". Czytam i zastanawiam się, czemu swoją złość pracodawca wylewa na związkowca. "Jak zamierza Pan nas zmusić, żebyśmy zatrudniali ludzi, jak nas przy horrendalnych pozapłacowych kosztach pracy na to nie stać?" - dopytuje Kaźmierczak. A ja dalej nie rozumiem. O kosztach pracy w Polsce nie decyduje NSZZ Solidarność, ani żaden inny związek. Wysokie koszty pracy to efekt niewydolnego systemu ubezpieczeń społecznych i przekonania rządzących, że każdy koszt można do pracy "dorzucić". Ale żądanie zmian w tym zakresie - jak najbardziej słuszne - to postulat do rządu. To z rządem pracodawcy powinni dyskutować o wszelkich podatkach i składkach. Najlepiej - ramię w ramię ze związkowcami. No, chyba, że emocje nie pozwalają.
"Informuję Pana, że damy radę, cokolwiek Pan jeszcze wymyśli. Ograniczymy nasze przedsięwzięcia, wyjedziemy z nimi zagranicę" - pisze Kaźmierczak. Brzmi strasznie, ale to nieprawda. Firmy nie wyjadą, bo tu jest rynek, bo tu da się robić biznesy. Bo światowa konkurencja weszłaby natychmiast w zwolnione miejsca. Bo w końcu - jest ciężko - ale depozyty firm i ludności rosną. Tak, bywa trudno, ale histeryzowanie nie jest tym, co w biznesie ma wartość największą.
Powiedzmy szczerze - koszty pracy w Polsce są względnie niskie. Problemem jest nie tyle wynagrodzenie i jego pochodne, co produktywność pracownika. Prawda - często pracownik realnie nie zarabia w Polsce na swoją wypłatę, właśnie z powodu niskiej wydajności. Ale owa niska wydajność pracowników w Polsce, to nie wina samych pracowników. To głównie organizacja pracy, czy produkowany asortyment towarów decydują o tym, czy opłaca się zatrudnić pracownika, czy nie. A o tym decydują pracodawcy. W firmie opartej wyłącznie na machaniu łopatą faktycznie, zatrudnienie legalnie pracownika bywa finansowo uciążliwe. Może o tym warto porozmawiać ze związkowcami? Na spokojnie zastanowić się, jak usprawnić firmy i podnieść wydajność. I tu jest realna przestrzeń do dialogu pracodawców ze związkowcami.
Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Kaźmierczak pisze "będziemy zatrudniać wyłącznie na działalność gospodarczą, ograniczymy zarobki "do ręki" dla pracowników, w ostateczności będziemy zatrudniać na szaro. Damy radę.". I to mi się zdecydowanie nie podoba. Niestety, wychodzi tu z autora listu "prostota" polskiego przedsiębiorcy. Zakombinować, zapłacić mniej pracownikowi, zatrudnić na czarno. Mam nadzieję, że to tylko poetyka listu, że to wyłącznie populistyczne zwroty kontra populistyczne żądania związku. Bo przepraszam, ale jednak sugerowałbym panu Kaźmierczakowi, aby na szaro nie zatrudniał. Bo to sprzeczne z prawem i dobrymi obyczajami. To po prostu nie jest uczciwe. I powiedzmy szczerze, jeśli firmy nie stać na legalne zapłacenie wynikającego z prawa wynagrodzenia, to może warto, aby jej właściciel zastanowił się nad innym sposobem na życie. Może warto samemu zakasać rękawy, zamiast zatrudniać ludzi "na niby"?

Ze swej strony dodam tylko, że wg wyników wszelkich porównań koszty pracy w Polsce nie należą do najwyższych, a firmy nadal, z każdej zainwestowanej w pracownika złotówki uzyskują dochód. Jednocześnie też wydajność pracy w Polsce należy do jednych z najniższych, wynika to m.in.:
  • małego kapitału polskich firm i niskiego uzbrojenia stanowisk pracy (wyposażenia stanowisk pracy)
  • złej organizacji pracy i/lub braku jej automatyzacji
  • złych stosunków w pracy bazujących na rywalizacji wynikającej z bezrobocia a nie uczenia pracowników i inwestowania w zasób ludzki
  • niskiego przygotowania praktycznego pracowników, braku szkoleń
  • błędów kadry zarządzającej
  • prób dorobienia się przez przedsiębiorców w jedno pokolenie
  • pracy w mało zaawansowanych technologicznie działach, które ze względu na dużą konkurencję globalną nie mają prawa być wysoce zyskowne
  • ograniczeń biurokratycznych...
  • ... i mógłbym tak długo wymieniać. 
Oczywiście nie wszystkie powyższe są równie ważne, nie wszystkie odgrywają tę samą rolę, nie we wszystkich branżach są braki wśród wysoko wykwalifikowanych pracowników i nie we wszystkich dobrzy kierownicy. Są biznesy, które nie wymagają niezwykle zaawansowanego zarządzania, ale są też takie, które nigdy nie będą konkurencyjne na rynku globalnym z braku kapitału, innwacyjności, etc.


AKTUALIZACJA: 
Źródło: forsal.pl

AKTUALIZACJA 2: Ile warta jest godzina pracy w Polsce?


czwartek, 14 marca 2013

Stocznia Szczecińska: w pustych halach bród, smród i ubóstwo

Polecam lekturę z wycieczki bezradnych: radnych, posłów i dziennikarzy. Jest wstrząsająca, ale fakt, że upadek Stoczni rozłożony był w czasie, osłodzony osłonami dla stoczniowców i bajkami o zagospodarowaniu tego poprzemysłowego terenu w iście utopijny sposób powoduje, że nie ma już komu "podpalać komitetu" albo "wywozić na taczkach":
Stocznia Szczecińska to martwe miejsce.
Radni i politycy na terenie zakładu

Żal kluczowego elementu w ekosystemie gospodarki morskiej Szczecina jest dojmujący. Niknie kształcenie kolejny pokoleń kadr, fachowcy pracują w Amsterdamie czy w Norwegii. Studenci nie mają gdzie się uczyć, odbywać praktyk, spotykać rzeczywistej produkcji. Ilość małych "niebytów", jakie spowodował upadek Stoczni zaczęła być zauważalna w Szczecinie po około roku od jej zamknięcia... same podatki, miejsca pracy w tym zakładzie to najwyżej połowa strat, jakie poniosło miasto. To hamulec ręczny dla gospodarki na przynajmniej 10 lat.

Abstrahuję od winnych. Mniejsza, która opcja polityczna i w którym okresie istnienia Stoczni najbardziej dołożyła się do jej upadku. Nie wiem, czy faktycznie przez lata produkowano poniżej realnych kosztów... ważne, że stworzenie tak dużej firmy, z tak zaawansowanym produktem, który wymagał do budowy pewnie ze 100 000 części, nie będzie przez następne pokolenie możliwe.

Lean manufacturing, kaizen, 5S, SMED... szlag!  Tego nie da się uczyć, rozwijać i budować wyłącznie na bazie MSP. To olbrzymi intelektualny i organizacyjny kapitał, jaki bezpowrotnie utracił region, coś na co pracowały 3 pokolenia, coś wartego reanimacji nawet przez kilka lat. Już niemal nie do odtworzenia...

piątek, 8 marca 2013

ZBiLK ma pół tysiąca pustostanów ... i pół roku hula po nich wiatr, cz. 2.

Dziwiłem się swego czasu, że ZBiLK zastąpił procedurę przyznawania mieszkań w systemie ciągłym rozwiązaniem cyklicznym: ZBiLK ma pół tysiąca pustostanów. Zastanawiałem się, czy dla aktualizacji kolejki potrzebny jest nowy system wniosków i czy wymaga to, by przez kilka miesięcy te lokale stały puste?

Kolejne doniesienie prasowe przynoszą czarny scenariusz: W drugiej połowie marca będą gotowe listy z nazwiskami osób, z którymi podpiszemy umowy najmu - precyzuje Tomasz Owsik - Kozłowski z Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych w Szczecinie. - Ze względu na procedurę odwoławczą, pierwsi najemcy wejdą do mieszkań w lipcu (regiodom.pl). Czyli porządkowanie sprawy zajmuje urzędnikom pół roku albo i dłużej. W tym czasie 500 lokali w Szczecinie, zamiast być zasiedlonymi - pozostaje puste, a koszty opłat czynszowych ponosi pośrednio budżet miasta poprzez wzrost zadłużenia ZBiLK-u.

Dla mnie jest to niezrozumiałe. Zapewne ludzie, którzy w końcu ujrzą, po pewnie prawie 3/4 roku (składanie wniosków, pół roku rozpatrywania, odwołania) lokal, o który się ubiegali, będą mniej lub bardziej szczęśliwi. Ale porównując sytuację do pierwszej z brzegu sformalizowanej, szczecińskiej procedury, np. naboru dzieci do przedszkoli można się dziwić, że złożenie wniosku i rekrutacja do przedszkola może zamknąć się w datach: 11 marca - 19 kwietnia (ok. 5 tygodni) a do najmu mieszkania - w kilku miesiącach. Przedszkola publiczne w Szczecinie, to ponad 7,5 tys. miejsc w ok. 50 placówkach. Wniosków o mieszkanie jest 5,3 tys. a lokali 500. Skala problemu nie jest więc znacząco większa, o ile ZBiLK ma dobrą inwentaryzację własnych zasobów a kwestionariusz wniosku w sposób jednoznaczny umożliwia klasyfikację i ocenę potrzeb wnioskodawców.

Czy ZBiLK jest niewydolny organizacyjnie?


AKTUALIZACJA: Wg www.mmszczecin.pl lista mieszkań ma być zamknięta w okolicach lipca czy też mieszkania mają być przekazane w III kwartale. Zważywszy, że wnioski składano w październiku zeszłego roku wydaje się, że 3/4 roku może nie starczyć urzędnikom na "wdrożenie nowej polityki mieszkaniowej". Jest też pozytywna kwestia, jeśli ktoś ma wiedzę o pustostanie, to może go zgłosić: zgłoś pustostan w Szczecinie.


piątek, 8 lutego 2013

Pierwsza blogowa frustracja...

Jak chyba każdy prowadzący blog zaczynam zastanawiać się, nad jego sensem i oddziaływaniem. Podobno przeciętny pamiętnik lub blog nie żyje dłużej niż 4 lata, zatem te 4 miesiące to bardzo dobry czas, żeby podzielić się pierwszą refleksją.

Najpierw - dlaczego mnie naszła. Otóż w ostatnim tygodniu, ze względu na przeziębienie musiałem ograniczyć pracę, za to posiedziałem nieco przed komputerem robiąc przegląd prasy i poważnie "mi się odechciało". Nie chodzi o wielką politykę, w której toczy się dość zastępcza dyskusja o związkach partnerskich. Chodzi o lokalne doniesienia prasy nt. skali bezsensownych działań podejmowanych zastępczo przez osoby kierujące różnego rodzaju lokalnymi instytucjami czy samorządami.

Przygnębienie nie było jakieś wielkie, ale doprowadziło do pytania, czy ten blog ma dotyczyć szczecińsko-zachodniopomorskiego grajdołka, czy też ma się wyspecjalizować np. wyłącznie w ergonomii, organizacji pracy, polityce społecznej jako takiej? Poważnym argumentem za tym, żeby tak właśnie się stało jest fakt, że trudno na bieżąco śledzić wszystkie śmiesznostki szczecińskiej rzeczywistości a z drugiej strony to niesprawiedliwe jedne komentować a drugie pozostawiać bez refleksji. Z trzeciej strony - wręcz nie chce się czasami cytować lub komentować niektórych wymysłów, pomysłów i wniosków dzielnych radnych, dyrektorów i innyszych innowatorów rzeczywistości.

Zaniechanie pisania o gospodarce regionalnej, to z kolei grzech przemilczenia. Ale też i "święty spokój". Zaczęcie pisania blogu technicznego, organizatorskiego, poświęconego wyłącznie wiedzy, to niestety przenoszenie pracy na blog a w dodatku zupełnie inna grupa odbiorców. W ten sposób - być może bardziej trafię do fachowców, ale nie spopularyzuje specjalnie wiedzy o ergonomii wśród osób, które o niej niewiele wiedzą.

Wszelkie podpowiedzi mile widziane...


poniedziałek, 28 stycznia 2013

Ile można na kasie w markecie? Czyli rzecz o wydajności pracy

Niejednokrotnie podziwiałem w różnych supermarketach w jak zły sposób organizowane są stanowiska kasowe. Ale inspiracją tego wpisu jest doniesienie Gazety Wyborczej: Strajk w Tesco? Nie chcą skanować 1500 produktów na godzinę. Wcześniej na ten temat też już pisano: Pisk czytnika co 2,25 sekundy. Norma tempa skanowania dla kasjerek w Tesco.

Zatem tym razem nie będę pisał o błędach w konstruowaniu i organizacji samych kas a skupię się na organizacji pracy na stanowisku.

W artykule czytam, że przeciętny pracownik ma kasować w ciągu godziny od 1200 do 1500 artykułów. Związkowcy oczywiście są przeciwni, pracodawca dąży zaś do wzrostu wydajności. Jaka powinna być norma? Jest to bardzo łatwo policzyć - o ile zastosowałoby się naukowe metody - chodzi o wykonanie fotografii dnia roboczego na stanowisku kasjerki (ma to drugorzędne znaczenie) oraz badania chronometrażowego.

Podejrzewam, że pracodawca ma dostęp do statystyk z kas fiskalnych i zwyczajnie wyciągnął z nich jakiś wniosek, przyjął normę np. najszybszej lub średniej kasjerki. W pierwszej lub środkowej godzinie pracy. Jest to oczywiście bardzo dobra metoda, o ile wytypuje się wcześniej stanowisko zgodnie z naukowymi zasadami. Raczej nie podejrzewam kierownictwa, by zwyczajnie wzięło "normę z sufitu". Lub, że wybrało najwyższe możliwe wartości i określiło je jako normę, zgodnie z koncepcją: stachanowca. Niemniej firma, która nie chce strajków nie powinna mieć problemów z podaniem np. 5. i 95. centyla wydajności z kas.

Oprócz złej organizacji stanowisk kasowych w supermarketach, bardzo często zatrudnia się w nich osoby przypadkowe, korzysta się z outsoursingu - jest to ewidentnie strategia kosztowa realizowana przez większość sieci sprzedażowych w Polsce. Zamiast stawiać na wypracowanie metod najefektywniejszej pracy oraz dobre szkolenie - optymalizuje się koszty poprzez zatrudnienie gorzej wyszkolonych, czasami przypadkowych osób do relatywnie prostej pracy. Zwalnia to przeciętnego pracodawcę z odpowiedzialności za pracownika, jego zdrowie, etc. Złą jakość obsługi tłumaczy się wyłącznie niskim poziomem pracowników a nie oszczędzaniem na organizacji stanowisk pracy czy szkoleniach.

Wracając jednak do zasadniczego pytania, czy jest to dużo? Z pewnością można mówić, że wkraczamy przy takich wartościach w zakres monotypowości pracy - czyli w karcie oceny ryzyka, którą pracodawca ma obowiązek przedstawić każdemu pracownikowi powinna być szczegółowa analiza w zakresie zmniejszenia monotypowości pracy.
Ponadto 1200 produktów, to średnio 20 produktów na minutę. Ale to nieprawdziwe dane, należy od nich odliczyć czas na skasowanie pieniędzy (płatność terminalem), rozliczenie bonów, etc. Albo sieć wlicza to w normę godzinową, albo liczy tylko średni czas "od pierwszego produktu do ostatniego" i odlicza czas na kasowanie. Z prasowego doniesienia nie sposób tego wywnioskować, a spotkałem się z różnymi standardami liczenia tej normy.
Zatem potrzebne nam kolejne założenie: od normy nie odlicza się czasu obsługi kasowej, a przeciętny klient ma około 30 produktów w koszyku, co znaczy, że w ciągu godziny kasowanych jest ok. 40 klientów. Jeśli kasowanie pieniędzy trwa choćby 30 sekund, to 40 klientów zabiera 20 z 60 minut. Pozostałe 40 minut pozostaje na skanowanie 1200 produktów, tj. 2 sekundy na produkt.
Norma dotycząca np. szybkości ruch rąk zakłada rozłożenie kart z talią 52 kartową w tzw. tempie normalnym pracy w 30 sekund. Ale jest to norma dla jednolitego, lekkiego produktu, który ma zawsze te same parametry a praca wykonywana jest bez precyzji i żadnych przestojów.
Czy zatem takie tempo jest możliwe do utrzymania? Myślę, że mogłoby być teoretycznie możliwe, ale w praktyce jest ono niezwykle wysokie. Żeby móc takiego tempa wymagać należałoby spełnić kilka postulatów, jedynie w części realnych. Zacznijmy od realnych:
  • towar musiałby mieć metki (kody paskowe) wyraźne, zawsze dające się skanować, łatwe do znalezienia
  • towar musiałby być pakowany w nietłukące się lub trudno tłukące się opakowania
  • ważenie towaru musiałoby być zoptymalizowane bezpośrednio "na kasie" lub wykonywane poza kasą
  • w kasach zawsze musiałby być zapas drobnych, żeby kasjer nie musiał dbać o to, jakie monety wydaje
  • wszelkie wezwania pomocy do kasy powinny się odbywać błyskawicznie
  • kasy powinny być zawsze sprawne, absolutnie zoptymalizowane
  • terminale płatnicze działałby bez żadnych opóźnień 
Te mniej realne, to: szybkie pakowanie przez klientów towaru, szybkie wyciąganie pieniędzy lub karty, kupowanie wyłącznie towaru nietłukącego, z którym nie trzeba się delikatnie obchodzić na taśmie i przy pakowaniu.

Czy odpowiedziałem? Nie, zarysowałem jedynie kontekst tej kwestii. Czy można podać realną wartość - tak - trzeba byłoby dokonać kilkudniowej lub kilkugodzinnej (kamery przemysłowe) analizy nagrań z kas oraz pobrać statystyki a w szerszym kontekście zbadać jakość pracy całego sklepu.

Niestety w strategii niskokosztowej trudno sobie wyobrazić, że sieć handlowa zdecyduje się postawić na konieczną do najlepszej obsługi jakość - prędzej będzie się godzić na niski standard obsługi i udawać, że go optymalizuje poprzez podnoszenie norm ilościowych a nie poprzez optymalizację jakości przechodzącą w ilość.

A tu taka ciekawostka o sieci Wal-Mart, szczególnie podoba mi się ten kawałek o programach optymalizujących sprzedaż ze względu na prognozę pogody: Wal-Mart.





AKTUALIZACJA: Poza mobilizacją pracowników do pracy przyjmowanie norm bywa niekiedy pretekstem umożliwiającym zwolnienia. W niektórych firmach wygórowane plany sprzedażowe lub normy wykonania mają być wyłącznie środkiem presji na pracownika i pozwalać pracodawcy w dowolnym momencie uzasadnić zwolnienie pracownika, który nie realizuje niemożliwych do zrealizowania norm. Przykładowo w ten sposób niektóre firmy i instytucje pozyskują rodziny pracowników, jako klientów. Czy tak jest w tym wypadku? Podkreślę raz jeszcze - trzeba byłoby policzyć. Z naukowego punktu widzenia, aż się prosi, żeby to policzyć...  

AKTUALIZACJA 2: Nie wprowadzono, aż tak drastycznych norm, o czym można przeczytać w artykule: Tesco obniża normy dla kasjerek. Mogą skanować 1250 produktów na godzinę, było 1500.

AKTUALIZACJA 3: W Lidlu strajk i 1800 produków na godzinę? Warto też rzucić okiem na komentarz internauty: dyskont w UK.


czwartek, 25 października 2012

ZBiLK ma pół tysiąca pustostanów

Czytam artykuł w Głosie Szczecińskim nt. liczby oczekujących w Szczecinie na przyznanie mieszkania komunalnego i dowiaduję się, że w Szczecinie jest około 500 pustostanów. Tyle pustych mieszkań oznacza, w przeliczeniu, że ponad 8 dziesięciopiętrowych wieżowców (punktowców) o średnio 6 mieszkaniach na pietrze pozostaje w Szczecinie puste. Albo jest to ze 3 razy tyle pustych kamienic.

Co miesiąc jednostka budżetowa ZBiLK samodzielnie płaci wspólnotom mieszkaniowym, w których najczęściej zlokalizowane są te mieszkania opłaty stałe i ryczałtowe, mógłby też pobierać na swoje konto czynsz. Co miesiąc każde niezasiedlone mieszkanie kosztuje pośrednio szczecińskiego podatnika przynajmniej 350 zł, czyli co miesiąc budżet jednostki budżetowej traci na fakcie niewynajmowania 175 tysięcy złotych.

Czytam też, że dotychczasowy system ciągłej klasyfikacji osób do mieszkań zastąpiono rozwiązaniem "akcyjnym", ponieważ oficjalnie część kolejkowiczów była już niezainteresowana, a faktycznie urzędnicy ZBiLK nie potrafili zaktualizować danych ok. 16 tysięcy oczekujących osób. Mieli za to 80 tysięcy na wysłanie informacji o podwyżkach czynszów, które to informacje zostały na ostatniej Radzie Miasta zmienione.

Zastanawiam mnie jedna kwestia: jak długo te mieszkania stoją puste? Ile miesięcy po 175 tys. zł dokłada do tego rozwiązania przeciętny podatnik? O ile niższe mogłby być podwyżki czynszu, jakie na kolanie wprowadzane są w Szczecinie, gdyby każde mieszkanie było tylko tak długo puste, jak to wymaga jego odświeżenie przed udostępnieniem nowemu lokatorowi?

Czy gospodarny właściciel może sobie pozwolić na utrzymywanie przez kilka miesięcy (akcja trwa już ponad miesiąc, pustostany także nie pojawiły się w liczbie 500 z dnia na dzień) i jeszcze będzie przez czas potrzebny na narady, odwołania, etc. utrzymywał ten majątek? Czy taką blokadę wykorzystania mieszkań uzasadnia nieumiejętność zwykłej weryfikacji dokumentów przez urzędników w systemie ciągłym? Czy w ZBiLK ktokolwiek studiował ekonomię i słyszał o systemie Just in time? albo o "inwentaryzacji w toku"?

Niedawno pisałem, że Szczecin zadłużony jest na blisko 800 mln, jego jednostki i spółki na podobną kwotę i planuje współfinansowanie spalarni kosztującej kolejne 800 mln złotych. ZBiLK jest zadłużony we wspólnotach, w których posiada lokale, wskazuje też, że dług jest wynikiem niepłacenia przez lokatorów i deklaruje "aktywną akcję eksmisyjną", czyli po prostu wysiedlanie niepłacących mieszkańców. Po co? Żeby uzbierać kolejne 500 lokali, które puste, niezasiedlone i opłacane przez ZBiLK czekać będą rok na lokatorów? Łatwiej ZBiLK-owi raz do roku zmuszać wszystkich chętnych mieszkańców do ponownego kompletowania wszystkich dokumentów, niż prosić tylko tych, którzy ze względu na pule mają na nie szanse o wykazanie prawa do ich dostania?

Może należałoby zastanowić się, kto postanowił zastąpić stary system i kto poniesie odpowiedzialność za kilka miesięcy utrzymywania pustostanów? I za to, że zamiast zorganizować efektywny system weryfikacji wniosków minimalizujący czas niewykorzystania zapasów i wysiłek kolejkowiczów - zorganizował sobie kilka miesięcy postoju, w którego czasie mieszkania czekają a urzędnicy przekładają dokumenty?

AKTUALIZACJA: ZBiLK twierdzi, że ma 493 lokale, których remont kosztować miałby 13 mln. Zakładając, że średnio mieszkania te mają po 45 metrów oznaczałoby to po 585 zł/m2 remontu. To bardzo dużo, bo w tej kwocie możliwy jest kapitalny remont: z wymianą elektryki, hydrauliki, gładzeniem ścian, położeniem tanich podłóg i wykafelkowaniem łazienek. Przy niskim standardzie oznaczałoby to nawet wymianę okien czy stolarki. Jednocześnie ZBiLK twierdzi, że płaci zaledwie po 35 tys. zł miesięcznie za utrzymanie tych mieszkań, co oznacza, że mieszkanie kosztuje go po 70 zł/miesiąc. Jestem niezmiernie ciekaw, jak to jest możliwe. Rozumiem, że ZBiLK nie wlicza utraconych korzyści w formie czynszu, jaki powinien pobierać. Ale sam fundusz remontowy i opłaty bieżące do wspólnot są chyba większe... no, może mniejsze, jeśli ZBiLK nie płaci funduszu i czeka na wyroki i dopiero wtedy uiszcza swoje długi. Zadziwiające są te różnice....


Podyskutuj lub skomentuj - chatroom


Try Relay: the free SMS and picture text app for iPhone.