Dziwiłem się swego czasu, że ZBiLK zastąpił procedurę przyznawania mieszkań w systemie ciągłym rozwiązaniem cyklicznym: ZBiLK ma pół tysiąca pustostanów. Zastanawiałem się, czy dla aktualizacji kolejki potrzebny jest nowy system wniosków i czy wymaga to, by przez kilka miesięcy te lokale stały puste?
Kolejne doniesienie prasowe przynoszą czarny scenariusz: W drugiej połowie marca będą gotowe listy z nazwiskami osób, z którymi podpiszemy umowy najmu - precyzuje Tomasz Owsik - Kozłowski z Zarządu Budynków i Lokali Komunalnych w Szczecinie. - Ze względu na procedurę odwoławczą, pierwsi najemcy wejdą do mieszkań w lipcu (regiodom.pl). Czyli porządkowanie sprawy zajmuje urzędnikom pół roku albo i dłużej. W tym czasie 500 lokali w Szczecinie, zamiast być zasiedlonymi - pozostaje puste, a koszty opłat czynszowych ponosi pośrednio budżet miasta poprzez wzrost zadłużenia ZBiLK-u.
Dla mnie jest to niezrozumiałe. Zapewne ludzie, którzy w końcu ujrzą, po pewnie prawie 3/4 roku (składanie wniosków, pół roku rozpatrywania, odwołania) lokal, o który się ubiegali, będą mniej lub bardziej szczęśliwi. Ale porównując sytuację do pierwszej z brzegu sformalizowanej, szczecińskiej procedury, np. naboru dzieci do przedszkoli można się dziwić, że złożenie wniosku i rekrutacja do przedszkola może zamknąć się w datach: 11 marca - 19 kwietnia (ok. 5 tygodni) a do najmu mieszkania - w kilku miesiącach. Przedszkola publiczne w Szczecinie, to ponad 7,5 tys. miejsc w ok. 50 placówkach. Wniosków o mieszkanie jest 5,3 tys. a lokali 500. Skala problemu nie jest więc znacząco większa, o ile ZBiLK ma dobrą inwentaryzację własnych zasobów a kwestionariusz wniosku w sposób jednoznaczny umożliwia klasyfikację i ocenę potrzeb wnioskodawców.
Czy ZBiLK jest niewydolny organizacyjnie?
AKTUALIZACJA: Wg www.mmszczecin.pl lista mieszkań ma być zamknięta w okolicach lipca czy też mieszkania mają być przekazane w III kwartale. Zważywszy, że wnioski składano w październiku zeszłego roku wydaje się, że 3/4 roku może nie starczyć urzędnikom na "wdrożenie nowej polityki mieszkaniowej". Jest też pozytywna kwestia, jeśli ktoś ma wiedzę o pustostanie, to może go zgłosić: zgłoś pustostan w Szczecinie.
Pracuj mądrze a nie ciężko... ...komentuj i cytuj do woli.
Na blogu www.jerzybielec.blogspot.com stosowane są pliki cookies w celach statystycznych. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa komputerze. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących przechowywania i uzyskiwania dostępu do cookies przy pomocy ustawień przeglądarki.
[Zamknij]
piątek, 8 marca 2013
niedziela, 3 marca 2013
Bez komentarza...
Autor:
Jerzy Bielec
o
22:35:00
Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
aktywność społeczna,
Anioł Wolności,
bez komentarza,
floating garden,
getto,
inicjatywa obywatelska,
jasnowidztwo,
ogrodnictwo partyzanckie,
plastikowe kwiaty,
pomoc społeczna,
sarkazm
piątek, 1 marca 2013
Wywóz śmieci od metra kwadratowego czy sześciennego?
Ostatnio prasa doniosła, że radni na Komisji ds. Gospodarki Komunalnej, Ochrony Środowiska i Mienia Urzędu Miasta Szczecina radykalnie zmienili koncepcję naliczania opłaty za odbiór upaństwowionych niedługo śmieci komunalnych...
Dla przypomnienia: w ustawie zapisano 4 możliwości obciążania miaszkańca za oddawanie śmieci. Szczecinianie opowiedzieli się za liczbą zamieszkałych w mieszkaniu, radni wybrali wariant "od ilości zużytej wody" a obecnie chcą zmienić go "od metra kwadratowego mieszkania". Czwartej opcji na szczęście nikt nie rozważał, każda z trzech wymienionych miała swoje wady i zalety, najbardziej sprawiedliwą wydaje mi się opcja powiązania opłaty za śmieci ze zużyciem wody. Ta sprawiedliwość wynika może nie tyle z sensowności takiej realacji, co z kompletnej bezsensowności pozostałych metod.
Dlaczego jednak ostatnio radni zmienili zdanie? Dlaczego chcą opłat od metra kwadratowego?
Jakie rozwiązanie jest najbardziej uczciwe społecznie? Spośród prostych - z pewnością te związane z ilością zużywanej wody, jest ono też bezwzględnie motywacyjne do proekologicznych zachowań, np. zbierania deszczówki przez posiadaczy domków. W bardziej skomplikowanych metodach, które dopuszcza ustawa - trzeba byłoby rozważyć wysokość opłaty zależną od metrażu, ale z uwzględnieniem jakiejś skali - a to obarczone może być błędem. Nadal jednak ten ostatni sposób byłby najłatwiejszy dla miasta...
Mimochodem:
Jeśli znacie odpowiedź na te pytania lub chcecie wyrazić swoje zdanie, to zapraszam do dyskusji poniżej.
AKTUALIZACJA: Oczywiście technicznie nie ma najmniejszego problemu, żeby zamontować w śmieciarkach wagi do śmieci - w cywilizowanych krajach każda śmieciarka ma takie dość proste i niezawodne urządzenie. Firma odbiera tylko domykający się pojemnik i waży go, żeby sprawdzić, czy nie jest przeładowany (np. gruzem) oraz obliczyć wysokość opłaty. Jest to najbardziej obiektywne działanie - niestety nie znalazło się w ustawie - zatem nie można go zastosować. Szkoda, że najnowocześniejsza i najbardziej logiczna metoda nie została uwzględniona w przepisach.
AKTUALIZACJA: Zmiany nie będzie. Zostaje metoda "od wody" - ale swoją drogą pozostaje pytanie, cóż znów spowodowało kolejną woltę w myśleniu szczecińskich radnych?
Dla przypomnienia: w ustawie zapisano 4 możliwości obciążania miaszkańca za oddawanie śmieci. Szczecinianie opowiedzieli się za liczbą zamieszkałych w mieszkaniu, radni wybrali wariant "od ilości zużytej wody" a obecnie chcą zmienić go "od metra kwadratowego mieszkania". Czwartej opcji na szczęście nikt nie rozważał, każda z trzech wymienionych miała swoje wady i zalety, najbardziej sprawiedliwą wydaje mi się opcja powiązania opłaty za śmieci ze zużyciem wody. Ta sprawiedliwość wynika może nie tyle z sensowności takiej realacji, co z kompletnej bezsensowności pozostałych metod.
Dlaczego jednak ostatnio radni zmienili zdanie? Dlaczego chcą opłat od metra kwadratowego?
Ja nie znalazłem w prasie wyjaśnienia, ale komentujący ten pomysł internauci podają ciekawe propozycje. Zacznijmy od tego: jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze... a zatem, kto na takich decyzjach może zyskać lub stracić?
Otóż liczenie opłaty za śmieci od metra sześciennego wody ma dwie zasadnicze wady: ludzie dodatkowo obciążeni opłatą mogą jej wysokość regulować poprzez oszczędzanie wody. Kto na tym traci? Otóż ZWiK, sprzedając mniej wody, będzie miał wyższe koszty utrzymania infrastruktury stałej. Od tego roku ZWiK będzie też spłacał ogromny dług związany z zakończonym programem poprawy wody w Szczecinie, w tym budową oczyszczalni. Drugą wadą jest nierównomierność zużycia sezonowego wody. Nie jest ona tak duża, ale wymaga prognozowania wpływów do budżetu i ich okresowego bilansowania z opłatami za wywóz śmieci. To komplikuje nieznacznie system, ale przede wszystkim nie daje pewności, co do dokładnej kwoty wpływów, do bardzo napiętego szczecińskiego budżetu (pisałem o zadłużeniu spółek miejskich).
Kto zatem zyskuje na liczeniu opłaty za śmieci od metra kwadratowego mieszkania? Otóż zyskują paradoksalnie zarówno statystyczni mieszkańcy Szczecina, co budżet miasta a pośrednio firma, która wygra jeden z czterech obszarów, na który w przetargu podzielono Szczecin. Jak to możliwe, że "statystycznie" wszyscy zyskują?
- Otóż mieszkańcy nie będą zdeterminowani do oszczędzania wody - więc ZWiK utrzyma wielkość sprzedaży (w ten sposób ekologiczny wymiar tej reformy będzie jeszcze bardziej symboliczny).
- Mieszkańcy zyskają ;-) ... bo statystycznie będą płacić prawdopodobnie mniej - policz sam. Czemu? Bo opłata rozłożona na powierzchnię mieszkania - w sytuacji, w której z roku na rok ubywa mieszkańców zameldowanych w Szczecinie a przybywa powierzchni mieszkalnej powodować będzie, że albo statystyczny Kowalski będzie dzięki wzrostowi globalnego metrażu w Szczecinie płacił mniej, albo ten wzrost będzie kompensował wzrost kosztów wywozu, albo stanowił coroczny bonus dla firm startujących w przetargu. Pozornie więc cena za metr kwadratowy będzie wolniej rosła, niż gdyby musiała rosnąć w powiązaniu ze zmniejszającą się konsumpcją wody w metrach sześciennych. Szczególnie, gdy rodzice i dzieci mieszkający wspólnie w jednym mieszkaniu wyniosą się "na swoje", ale w obrębie Szczecina. Z góry można odgadnąć, że opłaty "od metra wody" będą rosły pozornie szybciej niż "od metra powierzchni" ;-)
- Zyska budżet miasta, bo opłata będzie pobierana od doskonale znanych wartości metrażu i będzie prosta do obliczenia i prosta do ściągnięcia a pieniądze będą wpływać systematycznie a może nawet szybciej niż w przypadku tych, które pobiera się w powiązaniu z odczytami licznikowymi, bo np. nakazem płatności na dany dzień roku.
- Zyskają też firmy odpowiedzialne za wywóz śmieci, bo będą mieć nie tylko dokładną wiedzę, ile miasto jest w stanie pozyskać od mieszkańców, co w dodatku będą mieć komfort stabilnej płatności z budżetu. Ale przede wszystkim - wiedząc, że część mieszkańców wyjeżdza nie wymeldowując się - nie będą musiały odbierać śmieci a opłata od mieszkania nadal będzie spływać.
Kto traci? Bo przecież cudów nie ma...
Stracą właśnie "idący na swoje" a także starsi, zamieszkujący duże powierzchnie. Bo choć średnia będzie podobna, to jednak rozrzut wynikający ze zróżnicowania metrażu na głowę będzie prawdopodobnie większy niż w przypadku zużycia wody. W Szczecinie jest to na mieszkańca około 24,0 - 25,4 m kwadratowych (powierzchnia na 1 mieszkańca Szczecina). Zatem jedna osoba zamieszkująca na 80 metrach będzie płacić 3-4 razy tyle, dwie osoby na 140 metrach 3 razy więcej niż wynosi średnia. Trudno sobie wyobrazić, że ktoś zużywa 3 lub 4 razy więcej wody (szczególnie po podwyżkach).Jakie rozwiązanie jest najbardziej uczciwe społecznie? Spośród prostych - z pewnością te związane z ilością zużywanej wody, jest ono też bezwzględnie motywacyjne do proekologicznych zachowań, np. zbierania deszczówki przez posiadaczy domków. W bardziej skomplikowanych metodach, które dopuszcza ustawa - trzeba byłoby rozważyć wysokość opłaty zależną od metrażu, ale z uwzględnieniem jakiejś skali - a to obarczone może być błędem. Nadal jednak ten ostatni sposób byłby najłatwiejszy dla miasta...
Mimochodem:
- Na forach intenetowych gazet można przeczytać pytanie do radnych, dlaczego chcą organizować przetarg dzieląc Szczecin jedynie na cztery obszary, zamiast na kilknaście? Pojawia się sugestia, że przetargi te są ustawione pod duże firmy posiadające niekwestionowaną pozycję na szczecińskim rynku - w praktyce oznacza to zmniejszenie konkurencji ze strony małych, czasem tańszych firm. W każdym razie nie jest to korzystne dla mieszkańców.
- Brak jest też informacji, czy wspólnoty lub spółdzielnie, które będą podpisywać na odbiór śmieci umowę z jedną z maksymalnie 4 firm (skoro 4 obszary, to może je wziąć jedna firma lub góra cztery) będą mogły swobodnie, w ramach wewnętrznych regulacji rozliczać zużycie między lokatorami, czy nie. Gdyby tak było, a odbiór odpadów zależał nie od powierzchni pojedynczego mieszkania a np. powierzchni wspólnoty, która sama może uchwałą sobie ustalić społecznie sprawiedliwe zasady podziału opłaty, to system ten mógłby być zupełnie inaczej odbierany.
- Nie dotarłem też do informacji, gdzie mają stanąć pojemniki na upaństwowione śmieci. Po czyjej stronie będzie leżała dzierżawa terenu pod te pojemniki i opłaty za miejsce na nie - zważywszy, że miasto zmuszało wspólnoty radykalnymi opłatami, do przejmowania podwórek... to może to być dodatkowy temat do rozważań.
- Nie znalazłem też nigdzie informacji, ile obecnie wygląda koszt wywozu metra sześciennego śmieci, ile będzie wynosił po wprowadzeniu "upaństwowienia" a ile, gdy przyjdzie w śmieciach spłacać budowę spalarni śmieci. Przyznaję, nie szukałem zbyt wnikliwie.
Jeśli znacie odpowiedź na te pytania lub chcecie wyrazić swoje zdanie, to zapraszam do dyskusji poniżej.
AKTUALIZACJA: Oczywiście technicznie nie ma najmniejszego problemu, żeby zamontować w śmieciarkach wagi do śmieci - w cywilizowanych krajach każda śmieciarka ma takie dość proste i niezawodne urządzenie. Firma odbiera tylko domykający się pojemnik i waży go, żeby sprawdzić, czy nie jest przeładowany (np. gruzem) oraz obliczyć wysokość opłaty. Jest to najbardziej obiektywne działanie - niestety nie znalazło się w ustawie - zatem nie można go zastosować. Szkoda, że najnowocześniejsza i najbardziej logiczna metoda nie została uwzględniona w przepisach.
AKTUALIZACJA: Zmiany nie będzie. Zostaje metoda "od wody" - ale swoją drogą pozostaje pytanie, cóż znów spowodowało kolejną woltę w myśleniu szczecińskich radnych?
poniedziałek, 18 lutego 2013
System zarządzania ruchem, czyli o braku ergonomii na ulicach Szczecina (cz. 3)
W Szczecinie wdrażany jest system zarządzania ruchem, wspominałem o nim, jako o przykładzie rozwiązania nieergonomicznego. Moje krytyczne uwagi dotyczyły przede wszystkim nieczytelnych tablic, na których nie stosuje się układu schematycznego a próbuje się odwzorowywać układ rzeczywisty ulic. Przypomnę też, że moim zdaniem cały ten system jest przestarzały koncepcyjnie a sens miałoby wydanie środków na dostęp do internetu na przystankach... ponadto tablice są nieproporcjonalne do wielkości liter i zwyczajnie bardziej reklamują koncepcję "pływających ogródków" niż informują o czymkolwiek. Ponadto konstrukcje w pasie drogowym są zwyczajnie niezabepieczone w razie wypadku drogowego.
Od tego czasu nieco się zmieniło, minimalnie na lepsze. Po pierwsze zrezygnowano z różnego rodzaju cieków wodnych i trzeciorzędnych uliczek. Skupiono się na głównych kierunkach jazdy i 3-4 wyrazach. Niestety tablice nadal są źle zaprojektowane.
1) Nadal starają się odwzorowywać mapę, co jest kuriozalne, sprzeczne z zasadami projektowania informacji i jej percepcji. Żeby nie być gołosłownym przytaczałem już przykład specjalnie zaprojektowanej, do wyuczonej percepcji człowieka, czcionki autostradowej. Teraz inny przykład, sprzed 80 lat (sic!):
Niejaki Pan Harry Beck rozwiązał problem szczecińskich fachowców i to na skalę znacząco większą niż 3 drogi wjazdowe do Szczecina. Otóż opracował w 1933 roku schematyczną mapę połączeń metra londyńskiego, ponieważ dotychczasowa mapa przestała być czytelna (wikipedia.org). Stara mapa wyglądała tak: mapa z 1932 roku. Nowa mapa wyglądała tak: mapa z 1933 roku.
Najwyraźniej ta wiedza nie została przetransferowana i zaimplementowana w Szczecinie. Pomyśleć, że wszelkie prawa autorskie przestają obowiązywać zaledwie po 70 latach ;-)
2) Warto też przypomnieć moją uwagę o liczbie możliwych do zapamiętania w trakcie jazdy informacji. Otóż, od połowy lat 50-tych ubiegłego wieku wiadomo, że pamięć krótkotrwała w praktyce przechowuje około 7 informacji. Różne osoby są w stanie zapamiętać od 5 do 9 kategorii pojęciowych. Określa się to mianem liczby Millera. Jeśli ktoś wątpi i uważa, że na tablicy czytanej przy prędkości około 60-80 km/h można umieścić więcej i bardziej skomplikowanych informacji, to proponuje ćwiczenie na zapamiętanie 7 różnych spraw do załatwienia w danym dniu w tempie potrzebnym na podanie tych spraw za pomocą rówoważników zdań lub pojedynczych pojęć. Jeśli się uda w mniej więcej 10 sekund (albo innej, wylicz sobie sam sokole oko), to jesteś albo po kursie z mnemotechnik, albo masz zadatki na Roberta Kubicę.
Rozwiązanie: Zrezygnować z prób odwzorowania mapy na rzecz ujęcia schematycznego. Podawać czas z dopiskiem "min." lub "minut" a nie stosowanych raczej w geografii glifów: ' glif minuty w edytorstwie.
Dlaczego prawdopodobnie tak się nie stanie? Ponieważ oznaczałoby to w praktyce, że tak gigantyczne, ciężkie, drogie tablice są zwyczajnie mało użyteczne - wystarczyłyby o połowę mniejsze... i tańsze. Choć może ich ukrytą użyteczność poznamy, o ile zdarzy się jakiś wypadek i zaczną wyświetlać krótkie, czytelne i poprawiające organizację ruchu komunikaty?
Dogrywka: Zupełnie odrębną kwstią jest zabezpieczenie praw autorskich do projektu oraz organizacja kolejnego przetargu na to wątpliwej jakości udogodnienie dla pasażerów komunikacji miejskiej i kierowców samochodów. Bo mają zostać wydane kolejne pieniądze a firmy startujące w przetargu już boją się, czy będą mieć te same szanse co obecny operator: Kurier Szczeciński: Przetargowa zmowa.
Od tego czasu nieco się zmieniło, minimalnie na lepsze. Po pierwsze zrezygnowano z różnego rodzaju cieków wodnych i trzeciorzędnych uliczek. Skupiono się na głównych kierunkach jazdy i 3-4 wyrazach. Niestety tablice nadal są źle zaprojektowane.
1) Nadal starają się odwzorowywać mapę, co jest kuriozalne, sprzeczne z zasadami projektowania informacji i jej percepcji. Żeby nie być gołosłownym przytaczałem już przykład specjalnie zaprojektowanej, do wyuczonej percepcji człowieka, czcionki autostradowej. Teraz inny przykład, sprzed 80 lat (sic!):
Niejaki Pan Harry Beck rozwiązał problem szczecińskich fachowców i to na skalę znacząco większą niż 3 drogi wjazdowe do Szczecina. Otóż opracował w 1933 roku schematyczną mapę połączeń metra londyńskiego, ponieważ dotychczasowa mapa przestała być czytelna (wikipedia.org). Stara mapa wyglądała tak: mapa z 1932 roku. Nowa mapa wyglądała tak: mapa z 1933 roku.
Najwyraźniej ta wiedza nie została przetransferowana i zaimplementowana w Szczecinie. Pomyśleć, że wszelkie prawa autorskie przestają obowiązywać zaledwie po 70 latach ;-)
2) Warto też przypomnieć moją uwagę o liczbie możliwych do zapamiętania w trakcie jazdy informacji. Otóż, od połowy lat 50-tych ubiegłego wieku wiadomo, że pamięć krótkotrwała w praktyce przechowuje około 7 informacji. Różne osoby są w stanie zapamiętać od 5 do 9 kategorii pojęciowych. Określa się to mianem liczby Millera. Jeśli ktoś wątpi i uważa, że na tablicy czytanej przy prędkości około 60-80 km/h można umieścić więcej i bardziej skomplikowanych informacji, to proponuje ćwiczenie na zapamiętanie 7 różnych spraw do załatwienia w danym dniu w tempie potrzebnym na podanie tych spraw za pomocą rówoważników zdań lub pojedynczych pojęć. Jeśli się uda w mniej więcej 10 sekund (albo innej, wylicz sobie sam sokole oko), to jesteś albo po kursie z mnemotechnik, albo masz zadatki na Roberta Kubicę.
Rozwiązanie: Zrezygnować z prób odwzorowania mapy na rzecz ujęcia schematycznego. Podawać czas z dopiskiem "min." lub "minut" a nie stosowanych raczej w geografii glifów: ' glif minuty w edytorstwie.
Dlaczego prawdopodobnie tak się nie stanie? Ponieważ oznaczałoby to w praktyce, że tak gigantyczne, ciężkie, drogie tablice są zwyczajnie mało użyteczne - wystarczyłyby o połowę mniejsze... i tańsze. Choć może ich ukrytą użyteczność poznamy, o ile zdarzy się jakiś wypadek i zaczną wyświetlać krótkie, czytelne i poprawiające organizację ruchu komunikaty?
Dogrywka: Zupełnie odrębną kwstią jest zabezpieczenie praw autorskich do projektu oraz organizacja kolejnego przetargu na to wątpliwej jakości udogodnienie dla pasażerów komunikacji miejskiej i kierowców samochodów. Bo mają zostać wydane kolejne pieniądze a firmy startujące w przetargu już boją się, czy będą mieć te same szanse co obecny operator: Kurier Szczeciński: Przetargowa zmowa.
Autor:
Jerzy Bielec
o
01:52:00
Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
1_ten temat na blogu,
ergonomia,
jasnowidztwo,
komunikacja miejska,
liternictwo,
nowoczesne technologie,
organizacja ruchu drogowego,
przykłady błędów,
Szczecin
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Podyskutuj lub skomentuj - chatroom
Try Relay: the free SMS and picture text app for iPhone.