wtorek, 8 października 2013

Bulwar Piastowski w Szczecinie: 44 mln bylejakości...

W prasie pojawiło się kilka artykułów nt. jednej z inwestycji miejskich, a w zasadzie remontu Bulwaru Piastowskiego (w Szczecinie "inwestycją" nazywa się nawet wyrównanie dziury w chodniku). Zamknięto go w lutym 2011 roku, miano oddać do użytku przynajmniej rok temu, oddano przed Finałem Regat Wielkich Żaglowców 2013, który miał miejsce między 3 a 6 sierpnia w Szczecinie. Z tym odbiorem, podobnie jak niemal z każdym odbiorem większego remontu czy inwestycji miejskiej w Szczecinie były "problemy". Okazało się, że gotowe toalety pełne są rusztowań, potem, że nie ma komu ich obsługiwać...

Poniższe zdjęcia, własnego autorstwa, obrazują efekt z 1 września 2013 roku.

1. Na ławeczkach, po 2 miesiącach od odbioru trudno dojrzeć lakier. Wykonane z niezwykle cieńkich, jak na warunki zewnętrzne desek "zbierają wodę". Nie sądzę, by po dwóch latach ta okładzina nadawał się do czekokolwiek innego niż wymiany czy remontu kapitalnego.

2. Nieumocniona skarpa osuwa się na ścieżkę rowerową, nie wygląda reprezentacyjnie i na miarę wartej 44 miliony "inwestycji rewiatalizacyjnej". Pobliskie przejście pod Trasą Zamkową jest samo w sobie tematem do kpin, ponieważ - choć wystarczyło je minimalnie inaczej zaprojektować zrobiono je w ten sposób, że przechodnie muszą uważać na głowy. Polecam zobaczenie tej architektonicznej bezmyślności na własne oczy.

3. Część z drzew w donicach nie dała rady. Istotna część. Ciekawe też, dlaczego wymyślono, że rok w rok będzie trzeba organizować (i dokąd) wożenie biednych drzewek powsadzanych w ciasne donice? A może ta piaskownica dla psów w tle to zapas piasku na zimę?

4. Dwa kolejne zdjęcia prezentują poziom sztuki kamieniarskiej. Pokazują również, że jedna ze sztandarowych, opóźnionych inwestycji jest wykonana na niższym poziomie niż robiono to w PRL-u. Na zdjęciu widać dosztukowane kafle okładziny kamiennej z grubsza tylko ponacinane (u góry) lub nawet nie nacinana (z boku szafki) - najwyraźniej zabrakło wiedzy lub młotka i przecinaka, żeby nadać kamieniom strukturę sąsiadów. Na dolnym zdjęciu widać, że "fugę" między kamieniami "się kładzie, jak dziura za duża wyjdzie, albo jak się nie zapomni".


5. Zabrakło kleju? A może ta odklejająca się kamienna okładzina na cokole poręczy również była 5 cm poza obszarem placu budowy?

6. Zabrakło koordynacji? Woli? Zdolności? Kilka metrów dalej (i trzy zdjęcia wyżej) udało się szafki elektryczne schować w ścianach, obłożyć kaflami... tu mamy półwyrób albo po prostu estetyczny niewypał na miarę "alei Kwiatowej" i ustawionych tam bodaj 25 szafek elektrycznych. Może miasto po prostu chce zasłynąć w Polsce z przebudów ozdabianych skrzynkami elektrycznymi? Zresztą na samym bulwarze także można znaleźć wątpliwej urody jednostronne wolnostojące skrzynki elektryczne...

7. Rzut oka na ulicę (między drugą a trzecią lampą) pokazuje, że bruk i ścieżka rowerowa nie są płaskie. Być może projektantowi nie przyszło na myśl, że można zrobić płaską ulicę, skoro 3 metry w bok ma wodę trzymającą poziom. A może taka fala to odzwierciedlenie "falującej jakości wykonawcy"? Urocze jest także wykorzystanie przeróżnych materiałów, częściowo z odzysku (betonowe schody, beton nabrzeża, asfalt ścieżki rowerowej, płyty chodnikowe betonowe, kostka brukowa z odzysku, drewno, panele drewnopodobne. granitowe płyty przetykane kostką-nierówno, znów kostka brukowa ale o innym rozmiarze). Naprawy takiej chaotycznej nawierzchni są drogie, ale myślenie o kosztach eksploatacji (co widać po kwestii obsadzenia wybudowanych toalet) nie jest zmartwieniem projektantów czy inwestora. Stąd może zupełna dowolność w montowaniu małej infrastruktury ławek, słupków, śmietników, oświetlenia... co w efekcie gigantycznie podraża czy wręcz uniemożliwia odtworzenie w razie zniszczeń...

8. Z "falowaniem" jeszcze większe problemy miał operator piły do betonu, który zapewne w celach estetycznych postanowił ponacinań świeżo wylaną betonową krawędź ściany umacniającej brzeg Odry. Samo nacięcie ma zapewne udawać dylatacje - i pojęcia nie mam, czy tych dylatacji zwyczajnie brakuje, czy mają one rzekomo zdobić.



Puenta: Jak można było przeoczyć takie kwestie podczas odbioru technicznego? Czy ktoś pozwoliłby sobie na takie niedoróbki we własnym domu? Bulwar Piastowski znajduje się poniżej znaku wody 100 letniej, to znaczy, że raz na 100 lat ma szanse zostać umyty ;-) Powinienem jeszcze wspomnieć o korkach, jakie ten Bulwar wygenerował... ale sobie na razie daruję.


poniedziałek, 30 września 2013

Kto jest twoim bohaterem i dlaczego towarzysz Stalin? Znów o wizji zwężania dróg...

Przeczytałem trzy artykuły w Gazecie Wyborczej. Dwa mnie wkurzyły, trzeci odrobinę uratował sytuację... Autorem jest redaktor szczecińskiego dodatku do Gazety Wyborczej Andrzej Kraśnicki jr (akr), który systematycznie, na łamach wkładki regionalnej, promuje koncepcje "zwężania, uspakajania, wyciszania, przerabiania na deptak" szczecińskich ulic. Ilość opisywanych pomysłów jest odwrotnie proporcjonalna do ilości nowego asfaltu na ulicach, ale "studyjne" projekty i "wizje" kosztują. Niemal wszystkie artykuły redaktora poświęcone ruchowi drogowemu a publikowane w Gazecie łączą następujące cechy:
  • wątpliwe źródło pierwotnego "pomysłu",
  • realizację pomysłu niemal zawsze kosztem maksymalnego ograniczania ruchu drogowego, co jest uzasadniane "koncepcją zrównoważonego rozwoju", ale w wymiarze idei "zabrać kierowcom, dla ich dobra, możliwość korzystania z samochodu", czyli ja redaktor wiem lepiej...
  • naiwne uzasadnienie odwołujące się do obserwacji wykonywanych w kompletnie niereprezentatywnych porach (np. budzące śmiech politowania "pomiary" na ul. Energetyków) bądź w zadziwiająco dobranych przez redaktora miejscach (np. z pominięciem kluczowych skrzyżowań na ul. Mickiewicza).
  • kompletne pomijanie przez redaktora poglądów odmiennych od pasujących do jedynie słusznej ideologii artykułu i jego propagandowej treści.

Pierwszy z artykułów (acz nieostatni w tej fatalnej konwencji) to artykuł promujący odbudowę szczecińskich tramwajów.
Redaktor Kraśnicki, skądinąd zaangażowany w opisywanie historii miasta ani słowem w swoim tekście nie zająknął się o fakcie, że Szczecin należący do III Rzeszy był zupełnie innym tworem, niż ten odbudowany w słusznie minionym PRL-u, nie wspominając o realiach społeczno-gospodarczych jego obecnej, 80 lat starszej wersji. Ubolewa nad niedostatkami komunikacji po 4 pokoleniach i uważa, że długość linii tramwajowej jest to aktualnym wskaźnikiem rozwoju. Proste porównanie długości torowiska w 1940 roku (50 km, link) ze stanem obecnym: 111 km (link) ujawnia, że sama treść artykułu poprowadzona jest w sposób demagogiczny, z wygodnym przemilczeniem niewygodnych faktów. Warto przy tym zaznaczyć, że ludność miasta w 1945 roku była zaledwie o ok. 25 tys. osób niższa, niż obecnie, a miasto było nieporównanie gęściej zaludnione, co z kolei powodowało, że obecne koszty dwukrotnie bogatszej infrastruktury musi ponosić niemal ta sama liczba mieszkańców.
W czasach, gdy Niemcy budowali linie tramwajowe, prywatne środki transportu były luksusem, były rzadkie a sam fakt możliwości przejechania na twardych, drewnianych ławkach to było coś wspaniałego w porównaniu z przechadzką lub dorożką. Obecnie miasto ma niższą gęstość zaludnienia, ma radykalnie większą powierzchnię. Mieszkańcy w większym zakresie przemieszczają się, żyją szybciej. Docierają z własnych a nie jak ówcześnie głównie wynajmowanych koło miejsca pracy mieszkań, podróżują do pracy, także z przedmieść, każdego dnia.
Tramwaje nie są również idealnym rozwiązaniem Były modne, bo nie było dobrych i efektywnych autobusów. Obecnie tramwaje mają znikome przewagi nad autobusem. W razie awarii blokowana jest cała linia a objazdy są często niemożliwe. Również żywotność, choć większa niż autobusów, wiąże się ze znacznymi nakładami na infrastrukturę. Obecnie nie ma żadnego problemu, żeby autobus jeździł na prąd. Poza tym emisja z nowoczesnych silników w porównaniu z tą sprzed kilku lat to problem zupełnie innej skali.
Nie trzeba byłoby budować "zintegrowanych" przystanków na środku jezdni, można byłoby odzyskać całe ciągi dla pieszych środkiem alei i jeszcze wyznakować na nich ścieżki rowerowe... albo pomyśleć o jeszcze ciekawszym zagospodarowaniu.

Drugi artykuł to po prostu poezja demagogii. Redaktor Kraśnicki ni to informuje, ni to organizuje kampanię promocyjną: Zwęzić ulicę Mickiewicza! Powstaje taki plan... zakończoną odezwą wzywającą wszystkich, którym się ten pomysł nie spodoba do wycieczki na tę ulicę. Nie wiem, czy ten tekst jest świadomą prowokacją, nieświadomą prowokacją, czy ukłonem w kierunku radnego Marka Duklanowskiego... czy po prostu chodzi o pieniądze.
Otóż tak się składa, że tym razem nie muszę oglądać dobranych w sposób zmanipulowany obrazkowych argumentów redaktora Kraśnickiego, bo ulicę tę pokonuję od kilku lat średnio po 2 razy dziennie o różnych porach, na całej jej długości.
Na początek przypomnę może, dlaczego zwężono odcinek od Mostu Akademickiego do Bohaterów Warszawy - stało się tak, ponieważ miasto, projektanci i wykonawcy położyli szyny zbyt wysoko w stosunku do jezdni i po kilkunastu niebezpiecznych wypadkach, gdy samochody wpadały w poślizg i się rozbijały - zamiast obniżać nowozałożone szyny postanowiono czasowo wyłączyć część jednej jezdni z ruchu. Po starciu szyn miał tam zostać przywrócony ruch samochodów. Pan redaktor może te informacje sprawdzić w archiwum swojej własnej Gazety.
Ten odcinek jest zdecydowanie spowolniony, Gazeta pisała kiedyś o korkach na tym odcinku przy okazji dowożenia dzieci do szkoły, która swego czasu mieściła się przy WSIE. Sytuacja od tego czasu niewiele się zmieniła. Każdy, kto tamtędy jeździ, wie jak trudno się włączyć w Mickiewicza w godzinach szczytu i jak ciąg samochodów wjeżdzający z Boh. Warszawy i Tarczyńskiego sunie wolno aż do siedziby Prawa i Sprawiedliwości tuż za Mostem Akademickim (na wysokości Wydziału Nauk Ekonomicznych i Zarządzania).
Dwa wąskie pasy stanowią jedyny powód, dla którego jeszcze nie blokuje się ta ulica. Skalę problemu widać na skrzyżowaniu z Traugutta, przy Ryneczku Pogodno, nie wspominając o skrzyżowaniu z Wernyhory na którym co tydzień dochodzi do stłuczki, mimo trzeciej już "tymczasowej" organizacji ruchu. Zresztą dziura na poboczu torowiska wyjeżdzona przez samochody także nie może się doczekać ani koncepcji zasypania tłuczniem, ani nawet wyłożenia betonowymi płytami, widać energia jest potrzebna na inne "wizje".
Jeśli jednak powodem "spowolnienia" miałby być hałas, to znakomicie głośniejsze od ruchu drogowego są, tak lubiane przez redaktora Kraśnickiego... tramwaje, szczególnie na odcinku od Mostu Akademickiego do ul. Żołnierskiej.

Podsumowując "pomysły" lansowane przez redaktora Kraśnickiego polecam taką myśl:
W jednym z opowiadań Stanisława Zielińskiego władze Warszawy postanowiły zastąpić mosty na Wiśle tunelami biegnącymi pod dnem rzeki. Realizację tego planu rozpoczęły od zburzenia wszystkich mostów (hartman.blog.polityka.pl)
Na koniec obiecałem jednak trzeci tekst, który wg mnie daje nadzieję, że redaktor Kraśnicki czasem wychodzi poza schemat głoszonej rowerow-szynowej ideologii a przynajmniej tę ideologię potrafi użyć w słusznym celu. To tekst poświęcony wielokrotnie krytykowanym chodnikom wykonanym z płyt granitowych i przetykanym kostką brukową. Podjąłem tę kwestię w 10 punkcie swojego pierwszego wpisu na tym blogu - i tu zgadzam się z redaktorem Kraśnickim, co do jednego słowa.

niedziela, 15 września 2013

Szczecin wyprzedaje budynki szkolne, cz. 2

VIII Liceum Ogólnokształcące szkołą prywatną
W kwietniu, na podstawie doniesień medialnych pisałem, że Rada Miasta rozważa sprzedaż budynku VIII Liceum Ogólnokształcącego. Tłumaczylem w tym wpisie, dlaczego uważam sprzedaż budynków po szkołach za działalności szkodliwą społecznie. Po burzy medialnej pojawiły się doniesienia, że budynek pozostanie w zasobach miasta a planuje się sprzedać boiska. Kolejne doniesienia, to informacja, że budynek pozostanie jednak przeznaczony na cele edukacyjne a wydzierżawi go prywatna firma: Szczecin International School. Mimo kontrowersji w sprawie wysokości czynszu i nakładów inwestycyjnych uznać należy to za bardzo korzystne rozwiązanie.

Stara szkoła na Warszewie szkołą prywatną a dzieci z nowej szkoły będą uczyć się w kontenerach
O tym, że trudno się doszukać w działaniach oświatowych zdolności do przewidywania sytuacji demograficznej niech świadczy zestawienie dwóch innych działań z bliskiej przeszłości. Otóż na Warszewie, w młodej i dynamicznie rozwijającej się dzielnicy Szczecina wybudowano nową szkołę. Starą szkołę przy ul. Duńskiej rok temu wydzierżawiono na prywatną placówkę, dzierżawa ma potrwać 30 lat. W tym roku, we wrześniu zapowiedziano dostawienie kontenerów na terenie nowej szkoły, ponieważ okazuje się, że w nowo oddanym budynku brakuje miejsc dla dzieci z zerówki. Donosi o tym Kurier Szczeciński. Warto zadać pytanie, czy radni i urzędnicy nie potrafili prognozować liczby miejsc w szkole podstawowej na Warszewie w perspektywie jednego roku? Drobnym pocieszeniem jest to, że w prywatnej szkole znajdą swe miejsce również dzieci (wierzę, że w większości z Warszewa, nie z innych dzielnic). Nie mogę za to zrozumieć, jak gotowy budynek oświatowy ma zostać w tej chwili zastąpiony przez barako-kontenery. O problemach w tego typu tymczasowych obiektach nie trzeba długo przekonywać, pisałem też o tym przy okazji koncepcji baraków dla ubogich.

Podstawówka "Maciuś" do sprzedaży zamiast do wyburzenia
Jednocześnie pojawiła się inna ciekawa informacja. W związku z likwidacją spółki miejskiej SCR postanowiono sprzedać budynek po szkole podstawowej nr 54 działającej jeszcze rok temu na ul. Obrońców Stalingradu (Króla Maciusia I). Istnieje obawa, że tym razem nikt nie zadba o zachowanie funkcji oświatowej... Myślę, że ci wszyscy, którzy w jakiś sposób mogli zrozumieć sens rewitalizacyjnych projektów dla całego kwartału i nie protestowali, gdy zamykano szkołę obiecując bodaj nawet palmiarnię, mogą się teraz działaniami radnych miejskich i Prezydenta poczuć oszukani.

Dane demograficzne nie pozostawiają złudzeń. Mimo wszystko mamy do czynienia z rocznikami wyżu demograficznego wchodzącego do polskich szkół w dodatku nałożonego na dodatkowy rocznik dzieci, który zostanie w ciągu dwóch lat wtłoczony w okrojoną infrastrukturę szkolną. Szczegółową analizę demograficzną można prześledzić: Rozwój demograficzny.

Rozwój demograficzny Polski

Pojawia się poważne zagrożenie, związane z faktem, że za rok, do szczecińskich szkół ma trafić około 40% liczniejszy rocznik pierwszoklasistów. Związane jest z wprowadzoną reformą obowiązku szkolnego, zgodnie z którą za rok obowiązkowo pójdą do szkół dzieci 7-letnie oraz z 6,5 letnie. A za dwa lata wszystkie 6-latki. Sprzedawanie w tym momencie budynku szkolnego wydaje się bardzo odważnym ruchem... Czy za rok, we wrześniu, będziemy mieć do czynienia z problemem pracy na dwie zmiany w podstawówkach i klasami "dobijającymi" do trzech dziesiątek uczniów?

Pozostaje jeszcze kwestia organizacji zajęć dodatkowych w szczecińskich przedszkolach. Niestety Urząd Miejski tradycyjnie nie zdołał przed rozpoczęciem roku szkolnego wypracować żadnego rozwiązania. Pewnie w okolicach grudnia usłyszymy rozwiązanie...


czwartek, 25 lipca 2013

Place zabaw, błędy i dobre rozwiązania: Świnoujście







Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem opisania błędów w wykonaniu placów zabaw dla dzieci. Od razu zastrzegam, że ich ogólny poziom znacząco wzrasta od kilkunastu lat. Są one teraz dość popularnie i często budowane, co wiąże się z końcówką wyżu demograficznego oraz faktem, że po latach zaniedbań poprzednie place przestały spełniać wymogi techniczne, bezpieczeństwa oraz moralnie się zestarzały. Poprzednie place budowano dla akutalnych młodych rodziców, tworzono je dla poprzedniego wyżu demograficznego z lat 70-tych i początku 80-tych.

Niedawno otworzono nowy plac zabaw w Świnoujściu i tak się złożyło, że miałem nieco czasu, aby obejrzeć go, sfotografować i zweryfikować jego bezpieczeństwo i funkcjonalność nie wnikając, czy zauważone problemy wynikają z decyzji projektowych czy wykonania. Ponieważ spostrzeżenia będą dotyczyły wyłącznie dwóch powyższych kwestii, to wiele innych aspektów zostanie pominiętych.

1. Nawierzchnia - największy plus i największa porażka
Na placu założono specjalną nawierzchnię gumową, która zależnie od grubości potrafi doskonale amortyzować upadek dziecka z różnych wysokości. Niestety tę doskonałą i drogą powierzchnię otoczono zupełnie niepotrzebnie wąskimi opaskami wysypanymi otoczakami. W efekcie cała gumowa, bezpieczna powierzchnia pokryta jest przeniesionymi z obrzeży kamieniami i w zasadzie nie tylko przestała być bezpieczna, co w dodatku utrudnia sprzątanie czy choćby koszenie trawy. Jest to największy i bezwzględnie niedopuszczalny błąd w zasadzie dyskwalifikujący ideę bezpiecznej nawierzchni.
Poza niebezpieczeństwem dla dzieci (upadając mogą nadziać się na kamienie a nie upaść na gumę), uniemożliwia ona koszenie maszynowe trawników oraz grę w piłkę koszykową, o ile zawodnicy nie zaczną najpierw od prac z miotłą...





2. Krawężniki - tym razem dobrze oraz... trochę niepotrzebnie
Na duży plus zasługuje użycie gumowych krawężników wokół placu, jednak niepotrzebną komplikacją wpływającą niewątpliwie na twardość nawierzchni i jej trwałość jest wprowadzenie kolorowych pasów rozdzielających różnego koloru okręgi gumowe. Na wcześniejszym obrazie widać, że linie można nanieść na gumę farbą (boisko) zachowując idealną nawierzchnię.




3. Oświetlenie - dziwne, ale dla kogo?
Wokół placu wybudowano dziwne postumenty obłożone płytami granitowymi z wmurowanymi lampami - ich użyteczność dla dzieci pozostaje dla mnie totalną zagadką. Są także bardziej typowe lampy. Niektóre doskonale zakamuflowane między gałęziami drzew.


4. Bramki - najprostsze mocowanie
Istnieją już bramki, które mają wychylne zawiasy. Włożenie ręki między słupek przenoszący ramię bramki a bramkę powoduje, że ręka nie zostaje zmiażdzona a same skrzydło bramki "unosi się". Na placu zamontowano najprostsze zamknięcia, w dodatku niewyposażone w samozamykacze, co w razie niedbałości typowej u dzieci (i częstej u dorosłych) pozwala na wejście na plac zwierząt i zanieczyszczenie placu zabaw.


5. Brak tablic ostrzegawczych i regulaminu placu zabaw
Przed wejściem nie ma żadnych regulaminów, ostrzeżeń, piktogramów. Brak nawet informacji o odpowiedzialnym za teren. Płotek wykonany jest z bardzo łatwego do gięcia metalu, jednak zupełnie niepotrzebnie jego dół stanowią sterczące druty - widoczne jest, że starano się mocno zaoszczędzić przy jego tworzeniu. 


6. INNY PLAC ZABAW W ŚWINOUJŚCIU:
Drugi plac zabaw (w Parku Zdrojowym) zawiera dla odmiany ostrzeżenia w formie piktogramów (bez danych właściela placu) a nawet zakaz wyprowadzania psów. Nie ma za to wokół niego ogrodzenia - dostęp mają zarówno psy, jak i dziki. Ponadto niektóre elementy wymagają pilnej konserwacji.




Przydatne linki:

Listę typowych nieprawidłowości na placach zabaw dla dzieci można znaleźć: na tej stronie (to niemal gotowa prosta lista kontrolna). Można także zajrzeć na stronę Polskiego Komitetu Normalizacyjnego PKN po normy, ich listę można znaleźć także na stronie: normy.  



Podyskutuj lub skomentuj - chatroom


Try Relay: the free SMS and picture text app for iPhone.