Dziś bardzo krótko i wyłącznie dla podtrzymania tradycji i z kronikarskiego obowiązku. W planach był remanent i porządki na blogu, szczególnie w zakresie słów kluczowych, niestety muszą poczekać na chwilę wolnego.
Uzyskanie kolejnych 10 000 wyświetleń zajęło tym razem 2,5 miesiąca. Licznik systemu stat4u pokazał w chwili pisania tego postu bardzo zacne 28002 odwiedzin. Wg stat4u częściej na blog zaglądali czytelnicy w lutym, wg google, w marcu.
Również ten tydzień, nie będzie sprzyjał pojawianiu się nowych wpisów ze względu na wyjazd na V Otwartą Konferencję Lean w Poznaniu. Z drugiej strony, kto wie, jeśli baterie w laptopie pozwolą, to może być to okazja do zaprezentowania kilku ciekawych myśli z konferencji, której przewodnią ideą jest faktyczne wprowadzenie Polski do grona najbardziej rozwiniętych państw świata... I to zupełnie bez zaangażowania w to polityków ;-)
Pracuj mądrze a nie ciężko... ...komentuj i cytuj do woli.
Na blogu www.jerzybielec.blogspot.com stosowane są pliki cookies w celach statystycznych. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa komputerze. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących przechowywania i uzyskiwania dostępu do cookies przy pomocy ustawień przeglądarki.
[Zamknij]
niedziela, 12 kwietnia 2015
sobota, 28 marca 2015
Konsultacje publiczne projektu Szczegółowego Opisu Osi Priorytetowych RPO
Właśnie rozpoczęły się konsultacje publiczne projektu Szczegółowego Opisu Osi Priorytetowych (SzOOP) RPO dla województwa zachodniopomorskiego. Można wyrazić swoją opinię o SzOOP-ie, tj. o 449 stronicowym dokumencie i jego zapisach, acz nie ma możliwości zanegowania czy poprawienia zapisów wypływających bezpośrednio z Regionalnego Programu Operacyjnego (452 strony), tj. nazw priorytetów, wskaźników.
Powiedziałbym, że jest to ekstremalnie trudne zadanie, a urzędnicy nie ułatwili go choćby wyróżniając kolorem co podlega a co nie podlega konsultacjom w jednym konsultowanym dokumencie. Ciekaw też jestem, jak wiele instytucji i osób w efekcie weźmie udział w tych konsultacjach, które ja promuje z pewną niewiarą co do ich powszechnej formuły a wręcz z przekonaniem o elitarności. Termin także nie daje wielkiego pola do popisu - uwagi są przyjmowane do 15 kwietnia.
Jednocześnie przypominam wynik głosowania moich czytelników i wytypowane przez nich kluczowe projekty, do realizacji z ostatniej puli pieniędzy unijnych.
Powiedziałbym, że jest to ekstremalnie trudne zadanie, a urzędnicy nie ułatwili go choćby wyróżniając kolorem co podlega a co nie podlega konsultacjom w jednym konsultowanym dokumencie. Ciekaw też jestem, jak wiele instytucji i osób w efekcie weźmie udział w tych konsultacjach, które ja promuje z pewną niewiarą co do ich powszechnej formuły a wręcz z przekonaniem o elitarności. Termin także nie daje wielkiego pola do popisu - uwagi są przyjmowane do 15 kwietnia.
Jednocześnie przypominam wynik głosowania moich czytelników i wytypowane przez nich kluczowe projekty, do realizacji z ostatniej puli pieniędzy unijnych.
Autor:
Jerzy Bielec
o
17:39:00
Brak komentarzy:
Wyślij pocztą e-mailWrzuć na blogaUdostępnij w XUdostępnij w usłudze FacebookUdostępnij w serwisie Pinterest
Etykiety:
fundusze unijne,
gospodarka regionalna,
kluczowe inwestycje,
nowa perspektywa,
Urząd Marszałkowski Województwa Zachodniopomorskiego,
województwo zachodniopomorskie
poniedziałek, 23 marca 2015
Ruskie rozgildziajstwo, cz. 3. Wizjonerstwo kontra przaśna rzeczywistość
Poniżej kilka tendencyjnie dobranych zdjęć ze spaceru po centrum miasta. Na zdjęciach inwestycje miejskie z ostatnich lat: te mające kilka lat i te jeszcze nie odebrane (jak druga droga rowerowa w Szczecinie). Co je łączy?
Choć wydano na nie w sumie kilkadziesiąt milionów, to brak jest kilkudziesięciu tysięcy na utrzymanie w należytym porządku. Zanim więc znajdą się ludzie z pomysłami na zagospodarowanie pieniędzy (z kredytów, bo miasto tonie w długach), to może najpierw należy poszukać kogoś, kto naprawi i posprząta to, co już mają do spłacenia następne pokolenia szczecinian?
1. Jeszcze nie odebrana droga rowerowa w al. Kwiatowej i problem ze źle zaprojektowanymi słupkami, które są nie tylko za niskie, co czarne. W efekcie słupek jest już "potrącony" a nietrudno zgadnąć, że dzięki jego mikremu wzrostowi: parkowanie będzie wolniejsze (blokada newralgicznej ulicy), słupki będą regularnie uszkadzane (koszty dla podatnika) a kierowcy zachwyceni, gdy zniszczą swój samochód (odsyłam z podziękowaniami do inż. Sochanowskiego).
2. Na tej samej ulicy jest już droga rowerowa, która zapewne... zostanie rozebrana a zwężeniu ulegnie ulica biegnąca wzdłuż niej - główna droga wyjazdowa z miasta! Oficjalnie dlatego, że szczecińscy rowerzyści nie znoszą czekania a ta "przestarzała" droga wymagałaby od nich stania na jednych lub maksymalnie dwóch światłach 2 minuty dłużej! W efekcie piesi mają mieć dalej a kierowcy ciaśniej: Kurier Szczeciński.
Na zdjęciu widać też, jak projektant inwestycji za 8 mln zł zapomniał przewidzieć miejsca na kubeł na śmieci i dostawy towaru do kawiarni.
3. "Ludyczne strumyczki" wyśmiewane powszechnie przez szczecinian wyglądają jak bogate w pety rynsztoki. Zaraz po uruchomieniu zaczęły zalewać skrzyżowanie, więc dla świętego spokoju pozostają wyłączone. Szczególnie, że uruchamiają się ręcznie, dwa metry pod ziemią ;-)
4. Architektoniczna odwaga przegrała batalię o funkcjonalność. Gdy skończyło się 8 mln na drogie, nowoczesne szklane lub stalowe sześciany, to esteci miejscy poradzili sobie ustawiając najtańsze możliwe blokady. Dziwi tylko jedno - przeciw komu ustawiono te zapory? Miasto przeciw samemu sobie czy dzierżawca terenu, żeby pamiętać o nie niszczeniu nieodpornej nawierzchni, jaka zastąpiła asfalt?
5. Kubiki ze szkła od kilku miesięcy urozmaica przypalona folia jakiejś naklejki. Szczecin wita!
6. Na pl. Lotników, pod pomnikiem Bartolomeo Colleoniego gniją ławki.
7. Również zabezpieczenie odwodnienia placu grozi połamaniem nóg i trudno uznać je za reprezentacyjne.
8. Ten sam problem, czyli odwodnienia można znaleźć znacznie dalej, bo plac zabaw w Ogrodzie Dendrologicznym, który tonął także rok temu w błocie a któremu wtedy rozkradziono ogrodzenie.
9. "Naprawa po szczecińsku" to byle jakie łatanie - partactwo, jakiej nie powstydziłby się budowlaniec epoki głębokich niedoborów w PRL-u.
10. Słupek solidnie skręcony śrubą. Tak solidnie, że zmienił swój kształt Zabrakło też plastikowego kapsla zabezpieczającego słupek przed wypełnieniem wodą i gniciem od środka. Za to przyspawano nakrętkę niszcząc tym samym zabezpieczenie antykorozyjne. Istnieją "nakrętki zrywalne", które po skręceniu są nie do odkręcenia i nie wymagają spawania naruszającego warstwę antykorozyjną.
11. Podobnie postąpiono spawając blaszkę łączącą dwa sąsiednie panele ogrodzenia. Wandalowi to nie będzie przeszkodą, za to rdza zniszczy kolejny element.
12. Podobne partactwo - zniszczone zabezpieczenie antykorozyjne i wątpliwej jakości spawy. Gdyby jeszcze "fachowcy" mieli pół litra farby i zechcieli zabezpieczyć te miejsca przed korozją... oraz pilnik, by dzieci nie pokaleczyły się i nie zostały zarażone tężcem.
13. Pewnie "nie było zlecenia", więc partacze nie poczuli się w obowiązku wyregulować bramki i naprawić zatrzasku, by zamykał futkę. Naprawić mieli płot a nie bramkę ;-) PRL-owski, połamany domykacz u dołu bramki również nie zasłużył na naprawę po roku straszenia.
Choć wydano na nie w sumie kilkadziesiąt milionów, to brak jest kilkudziesięciu tysięcy na utrzymanie w należytym porządku. Zanim więc znajdą się ludzie z pomysłami na zagospodarowanie pieniędzy (z kredytów, bo miasto tonie w długach), to może najpierw należy poszukać kogoś, kto naprawi i posprząta to, co już mają do spłacenia następne pokolenia szczecinian?
1. Jeszcze nie odebrana droga rowerowa w al. Kwiatowej i problem ze źle zaprojektowanymi słupkami, które są nie tylko za niskie, co czarne. W efekcie słupek jest już "potrącony" a nietrudno zgadnąć, że dzięki jego mikremu wzrostowi: parkowanie będzie wolniejsze (blokada newralgicznej ulicy), słupki będą regularnie uszkadzane (koszty dla podatnika) a kierowcy zachwyceni, gdy zniszczą swój samochód (odsyłam z podziękowaniami do inż. Sochanowskiego).
2. Na tej samej ulicy jest już droga rowerowa, która zapewne... zostanie rozebrana a zwężeniu ulegnie ulica biegnąca wzdłuż niej - główna droga wyjazdowa z miasta! Oficjalnie dlatego, że szczecińscy rowerzyści nie znoszą czekania a ta "przestarzała" droga wymagałaby od nich stania na jednych lub maksymalnie dwóch światłach 2 minuty dłużej! W efekcie piesi mają mieć dalej a kierowcy ciaśniej: Kurier Szczeciński.
Na zdjęciu widać też, jak projektant inwestycji za 8 mln zł zapomniał przewidzieć miejsca na kubeł na śmieci i dostawy towaru do kawiarni.
3. "Ludyczne strumyczki" wyśmiewane powszechnie przez szczecinian wyglądają jak bogate w pety rynsztoki. Zaraz po uruchomieniu zaczęły zalewać skrzyżowanie, więc dla świętego spokoju pozostają wyłączone. Szczególnie, że uruchamiają się ręcznie, dwa metry pod ziemią ;-)
4. Architektoniczna odwaga przegrała batalię o funkcjonalność. Gdy skończyło się 8 mln na drogie, nowoczesne szklane lub stalowe sześciany, to esteci miejscy poradzili sobie ustawiając najtańsze możliwe blokady. Dziwi tylko jedno - przeciw komu ustawiono te zapory? Miasto przeciw samemu sobie czy dzierżawca terenu, żeby pamiętać o nie niszczeniu nieodpornej nawierzchni, jaka zastąpiła asfalt?
5. Kubiki ze szkła od kilku miesięcy urozmaica przypalona folia jakiejś naklejki. Szczecin wita!
6. Na pl. Lotników, pod pomnikiem Bartolomeo Colleoniego gniją ławki.
7. Również zabezpieczenie odwodnienia placu grozi połamaniem nóg i trudno uznać je za reprezentacyjne.
8. Ten sam problem, czyli odwodnienia można znaleźć znacznie dalej, bo plac zabaw w Ogrodzie Dendrologicznym, który tonął także rok temu w błocie a któremu wtedy rozkradziono ogrodzenie.
9. "Naprawa po szczecińsku" to byle jakie łatanie - partactwo, jakiej nie powstydziłby się budowlaniec epoki głębokich niedoborów w PRL-u.
10. Słupek solidnie skręcony śrubą. Tak solidnie, że zmienił swój kształt Zabrakło też plastikowego kapsla zabezpieczającego słupek przed wypełnieniem wodą i gniciem od środka. Za to przyspawano nakrętkę niszcząc tym samym zabezpieczenie antykorozyjne. Istnieją "nakrętki zrywalne", które po skręceniu są nie do odkręcenia i nie wymagają spawania naruszającego warstwę antykorozyjną.
11. Podobnie postąpiono spawając blaszkę łączącą dwa sąsiednie panele ogrodzenia. Wandalowi to nie będzie przeszkodą, za to rdza zniszczy kolejny element.
12. Podobne partactwo - zniszczone zabezpieczenie antykorozyjne i wątpliwej jakości spawy. Gdyby jeszcze "fachowcy" mieli pół litra farby i zechcieli zabezpieczyć te miejsca przed korozją... oraz pilnik, by dzieci nie pokaleczyły się i nie zostały zarażone tężcem.
piątek, 20 marca 2015
Czy pisanie bloga się opłaca?
Czy pisanie bloga, na którym w połowie wpisów, w sposób konstruktywnie krytyczny, omawia się różne kwestie opłaca się? Szczerze wątpię. Trzeba sporo zacięcia, żeby jawnie, pod nazwiskiem omawiać np. miejskie problemy a następnie sugerować rozwiązania. Zawsze znajdą się tacy, którym w ten sposób nadepnie się na odcisk i uznają, że jest to "czepianie się". A gdy się poda zgoła oczywiste (nawet dla kogoś o przeciętnej wiedzy) rozwiązanie, to padnie oskarżenie o besserwisserstwo.
Standardem dyskusji w Internecie jest podważanie prawa do osobistej oceny. Zdarzało się, że odmawiano mi prawa do wyrażania opinii o tym, co mi się podoba lub nie w architekturze, bo o niej mogą pisywać tylko architekci a nie podatnicy finansujący ich pracę. Wspomnienie przeciekającego dachu było traktowane jak osobista zniewaga wobec autorytetu branży... Niektórym wydaje się, że nie wolno mi pisać o korkach na drogach, bo fakt posiadania prawo jazdy to nic wobec fachowców-inżynierów, którzy przez 10 lat nie potrafią wyregulować w mieście świateł. Nie wolno pisać o rozwoju miasta, bo skończenie studiów magisterskich w specjalności gospodarka regionalna jest niczym w porównaniu z brakiem jakiegokolwiek kierunkowego wykształcenia, skoro naród wybrał na radnego czy radną...
Nie chodzi już nawet o to, że wyrażanie niepopularnej opinii jest źle odbierane. Chodzi o to, że autor miewa do czynienia wręcz z dyskryminacją intelektualną, rodzajem szowinizmu na punkcie wykształcenia formalnego. To zresztą świetny, choć obosieczny chwyt erystyczny. Tak się bowiem składa, że staram się wypowiadać na tematy, na które "mam papierek" lub którymi zajmowałem się hobbystycznie nie mniej niż kilkaset godzin w życiu. A miewałem różne doświadczenia: kułem beton i lałem beton, acz nie wykładałem kafelek. Wędrowałem samotnie w górach i organizowałem górskie wypady dla większej liczby ludzi. Zjeżdżałem na linie, ale się nie wspinałem. Gotowałem na ognisku i jadałem w dobrych knajpach, ale kucharz ze mnie żaden. Wiem co to maszyna a co to impulsator kinetyczny o napędzie dynamicznym z celownikiem optycznym. Nic nie wiem o okrzemkach a kiedyś pisałem kod w dBase III+. Można by tak długo...
I nikomu nie zamierzam udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Świadectwem moich kompetencji jest to, że nie wypowiadam się, gdy nic nie wiem i potrafię przyznać do błędu. Świadczy o mnie treść a nie deklaracje. To może wkurzać tych, którzy nie mogąc podważyć treści moich wypowiedzi próbują przynajmniej podważyć moje prawo do ich wypowiadania. Czy mnie to śmieszy? Nie bardzo... raczej męczy i smuci, choć osobiście traktuję jako rodzaj "treningu w ignorowaniu". W sumie zazdroszczę niektórym ignorancji i bezmyślnej pewności siebie, czyli czegoś, co niektórzy próbują mi przypisywać, by deprecjonując rozmówcę "wygrać" w dyskusji ;-)
Po co ten osobisty wywód? Otóż ciekaw jestem opinii czytelników nt. tego, czy warto pisać otwarcie, zgodnie z sumieniem, konstruktywnie krytycznie, czy może opłacalniej jest się podlizywać, uprawiać wazeliniarstwo, schlebiać poprawnym politycznie gustom, egzaltować się choćby pozornymi sukcesami i poklepywać po plecach z ważnymi ludźmi? Krótko mówiąc: czy opłaca się "pisać jak jest, jak się uważa", czy niezgodnie z własną wiedzą, ale bezkrytycznie, podkreślając wyłącznie mocne i dobre strony? Sukces i wazelina kontra wiedza i krytyczność? A może jedno drugiemu nie przeczy?
Zawsze znajdzie się jeszcze ktoś, kto dopatruje się drugiego dna. Uzna, że niezależnie, czy się człek podlizuje, czy krytykuje chodzi mu o to, by cudzym kosztem wspiąć się wyżej ;-) Że w "naszych czasach" nie można robić czegoś bez interesu, a jeśli go nie widać na pierwszy rzut oka, to znaczy że jest ukryty i większa musi być z tego prywatna korzyść... kto by tak po prostu bezinteresownie coś robił! Skoro ktoś coś pisze, to musi chcieć coś na tym zyskać... Mylę się? ;-)
Zapraszam do ankiety u dołu strony.
AKTUALIZACJA: Po dwóch dniach, po 12 głosach, możliwe jest wyciągnięcie pierwszego wniosku z ankiety: są przynajmniej trzy adresy www anonimizujące / serwery proxy pozwalające oddać głosy w ankiecie na stronie ;-) Żeby ta determinacja czemuś służyła :-D
AKTUALIZACJA 2: W dniu 5 kwietnia 2015 roku czytelnik bloga korzystający z usług dostawcy internetowego Espol postanowił wyrazić DOBITNIE swoje zdanie głosując w ankiecie około 30 razy i wybierając za każdym razem 3. opcję z listy. Gratuluję determinacji i żałuję, że kogoś nie stać na to, by wyrazić swoje zdanie w sposób otwarty a jednocześnie jest tak zdeterminowany by manipulować ankietą klikając w nią przez ca. 3 godziny i marnując czas pozostałych czytelników. Najprościej byłoby skasować ankietę po tym, gdy jej wynik stał się niemiarodajny, ale gdybym chciał to zrobić - zwyczajnie nie zamieszczałbym tej ankiety, formularza kontaktowego, czata, możliwości oceniania poszczególnych postów. Robię to zarówno dla czytelników co dla siebie, a informacja pozostaje po prostu informacją.
Rozważając sytuację postanowiłem, że zwyczajnie przerwę badanie opinii, jeśli taka sytuacja się powtórzy, a wyniki zamieszczę wraz komentarzem. Gram na tym blogu w otwarte karty i szkoda mi tracić swój i moich czytelników czas na infantylne zagrywki.
AKTUALIZACJA 3 - WYNIK: W dniu 27 czerwca zakończyła się sonda dotycząca oceny tekstów. Zagłosowano 269 razy, co jest dotąd rekordem. Uzyskano znaczną polaryzację głosów: 51% popierało styl pisania autora, 40% było przeciwnego zdania, przy czym radykalizm ocen był niższy wśród głosów krytycznych.
Nie obyło się bez problemów z głosowaniem, o czym mowa wyżej, ponownie przeprowadzona analiza pozwoliła z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że w jednym dniu z jednego deskopa o tych samych ustawienia odnotowano ok. 28 wejść - w tym samym dniu nastąpiła zmiana ocen w ankiecie. Na tle całego okresu (włącznie z późniejszymi wejściami) była to aktywność ponadstandardowa.
Taki stan rzeczy stanowi tylko jeszcze jedną przesłankę do stwierdzenia, że ankiety zbierane drogą elektroniczną, o ile nie są zabezpieczone tokenami należy traktować z dużą ostrożnością - niezależnie, czy wynik jest wysoki czy niski. Z drugiej strony to także uwaga, by nie badać najbardziej kontrowersyjnych sądów "wprost", czyli nie zadawać pytań, których obserwowany wynik mobilizowałby respondenta do prób wpłynięcia na końcowe odpowiedzi - a dla mnie, jako również socjologa - pewne wyzwanie i praktyczne doświadczenie. Szczególnie, że wcześniejsze sondy, np. polityczne, wykazywały się wynikiem bardzo zbliżonym do wyborczego, a zatem nie wywoływały takich emocji, jak stosunek do autora bloga ;-)
Standardem dyskusji w Internecie jest podważanie prawa do osobistej oceny. Zdarzało się, że odmawiano mi prawa do wyrażania opinii o tym, co mi się podoba lub nie w architekturze, bo o niej mogą pisywać tylko architekci a nie podatnicy finansujący ich pracę. Wspomnienie przeciekającego dachu było traktowane jak osobista zniewaga wobec autorytetu branży... Niektórym wydaje się, że nie wolno mi pisać o korkach na drogach, bo fakt posiadania prawo jazdy to nic wobec fachowców-inżynierów, którzy przez 10 lat nie potrafią wyregulować w mieście świateł. Nie wolno pisać o rozwoju miasta, bo skończenie studiów magisterskich w specjalności gospodarka regionalna jest niczym w porównaniu z brakiem jakiegokolwiek kierunkowego wykształcenia, skoro naród wybrał na radnego czy radną...
Nie chodzi już nawet o to, że wyrażanie niepopularnej opinii jest źle odbierane. Chodzi o to, że autor miewa do czynienia wręcz z dyskryminacją intelektualną, rodzajem szowinizmu na punkcie wykształcenia formalnego. To zresztą świetny, choć obosieczny chwyt erystyczny. Tak się bowiem składa, że staram się wypowiadać na tematy, na które "mam papierek" lub którymi zajmowałem się hobbystycznie nie mniej niż kilkaset godzin w życiu. A miewałem różne doświadczenia: kułem beton i lałem beton, acz nie wykładałem kafelek. Wędrowałem samotnie w górach i organizowałem górskie wypady dla większej liczby ludzi. Zjeżdżałem na linie, ale się nie wspinałem. Gotowałem na ognisku i jadałem w dobrych knajpach, ale kucharz ze mnie żaden. Wiem co to maszyna a co to impulsator kinetyczny o napędzie dynamicznym z celownikiem optycznym. Nic nie wiem o okrzemkach a kiedyś pisałem kod w dBase III+. Można by tak długo...
I nikomu nie zamierzam udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Świadectwem moich kompetencji jest to, że nie wypowiadam się, gdy nic nie wiem i potrafię przyznać do błędu. Świadczy o mnie treść a nie deklaracje. To może wkurzać tych, którzy nie mogąc podważyć treści moich wypowiedzi próbują przynajmniej podważyć moje prawo do ich wypowiadania. Czy mnie to śmieszy? Nie bardzo... raczej męczy i smuci, choć osobiście traktuję jako rodzaj "treningu w ignorowaniu". W sumie zazdroszczę niektórym ignorancji i bezmyślnej pewności siebie, czyli czegoś, co niektórzy próbują mi przypisywać, by deprecjonując rozmówcę "wygrać" w dyskusji ;-)
Po co ten osobisty wywód? Otóż ciekaw jestem opinii czytelników nt. tego, czy warto pisać otwarcie, zgodnie z sumieniem, konstruktywnie krytycznie, czy może opłacalniej jest się podlizywać, uprawiać wazeliniarstwo, schlebiać poprawnym politycznie gustom, egzaltować się choćby pozornymi sukcesami i poklepywać po plecach z ważnymi ludźmi? Krótko mówiąc: czy opłaca się "pisać jak jest, jak się uważa", czy niezgodnie z własną wiedzą, ale bezkrytycznie, podkreślając wyłącznie mocne i dobre strony? Sukces i wazelina kontra wiedza i krytyczność? A może jedno drugiemu nie przeczy?
Zawsze znajdzie się jeszcze ktoś, kto dopatruje się drugiego dna. Uzna, że niezależnie, czy się człek podlizuje, czy krytykuje chodzi mu o to, by cudzym kosztem wspiąć się wyżej ;-) Że w "naszych czasach" nie można robić czegoś bez interesu, a jeśli go nie widać na pierwszy rzut oka, to znaczy że jest ukryty i większa musi być z tego prywatna korzyść... kto by tak po prostu bezinteresownie coś robił! Skoro ktoś coś pisze, to musi chcieć coś na tym zyskać... Mylę się? ;-)
Wyniki sondy u dołu wpisu.
AKTUALIZACJA: Po dwóch dniach, po 12 głosach, możliwe jest wyciągnięcie pierwszego wniosku z ankiety: są przynajmniej trzy adresy www anonimizujące / serwery proxy pozwalające oddać głosy w ankiecie na stronie ;-) Żeby ta determinacja czemuś służyła :-D
AKTUALIZACJA 2: W dniu 5 kwietnia 2015 roku czytelnik bloga korzystający z usług dostawcy internetowego Espol postanowił wyrazić DOBITNIE swoje zdanie głosując w ankiecie około 30 razy i wybierając za każdym razem 3. opcję z listy. Gratuluję determinacji i żałuję, że kogoś nie stać na to, by wyrazić swoje zdanie w sposób otwarty a jednocześnie jest tak zdeterminowany by manipulować ankietą klikając w nią przez ca. 3 godziny i marnując czas pozostałych czytelników. Najprościej byłoby skasować ankietę po tym, gdy jej wynik stał się niemiarodajny, ale gdybym chciał to zrobić - zwyczajnie nie zamieszczałbym tej ankiety, formularza kontaktowego, czata, możliwości oceniania poszczególnych postów. Robię to zarówno dla czytelników co dla siebie, a informacja pozostaje po prostu informacją.
Rozważając sytuację postanowiłem, że zwyczajnie przerwę badanie opinii, jeśli taka sytuacja się powtórzy, a wyniki zamieszczę wraz komentarzem. Gram na tym blogu w otwarte karty i szkoda mi tracić swój i moich czytelników czas na infantylne zagrywki.
AKTUALIZACJA 3 - WYNIK: W dniu 27 czerwca zakończyła się sonda dotycząca oceny tekstów. Zagłosowano 269 razy, co jest dotąd rekordem. Uzyskano znaczną polaryzację głosów: 51% popierało styl pisania autora, 40% było przeciwnego zdania, przy czym radykalizm ocen był niższy wśród głosów krytycznych.
Nie obyło się bez problemów z głosowaniem, o czym mowa wyżej, ponownie przeprowadzona analiza pozwoliła z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że w jednym dniu z jednego deskopa o tych samych ustawienia odnotowano ok. 28 wejść - w tym samym dniu nastąpiła zmiana ocen w ankiecie. Na tle całego okresu (włącznie z późniejszymi wejściami) była to aktywność ponadstandardowa.
Taki stan rzeczy stanowi tylko jeszcze jedną przesłankę do stwierdzenia, że ankiety zbierane drogą elektroniczną, o ile nie są zabezpieczone tokenami należy traktować z dużą ostrożnością - niezależnie, czy wynik jest wysoki czy niski. Z drugiej strony to także uwaga, by nie badać najbardziej kontrowersyjnych sądów "wprost", czyli nie zadawać pytań, których obserwowany wynik mobilizowałby respondenta do prób wpłynięcia na końcowe odpowiedzi - a dla mnie, jako również socjologa - pewne wyzwanie i praktyczne doświadczenie. Szczególnie, że wcześniejsze sondy, np. polityczne, wykazywały się wynikiem bardzo zbliżonym do wyborczego, a zatem nie wywoływały takich emocji, jak stosunek do autora bloga ;-)
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Podyskutuj lub skomentuj - chatroom
Try Relay: the free SMS and picture text app for iPhone.