Na blogu www.jerzybielec.blogspot.com stosowane są pliki cookies w celach statystycznych. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa komputerze. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących przechowywania i uzyskiwania dostępu do cookies przy pomocy ustawień przeglądarki.
[Zamknij]
W tekście można znaleźć dwa interesujące spostrzeżenia. Pierwsze dotyczy tego, ile pieniędzy w formie różnych podatków i danin trafia do państwa od zarabiającego średnią krajową i zatrudnionego na etacie. Autorzy twierdzą, że ponad 50% i że w ostatnich latach obciążenia wzrosły.
W drugiej części dowiadujemy się, że tzw. umowy śmieciowe nie są tak złe, jak je malują, bowiem przy obecnym systemie prawnym - oszczędzając na emeryturze a odkładając proporcjonalną kwotę, którą zatrudniony na etacie musiałby odprowadzić do ZUS - mogą liczyć na znaczne świadczenie emerytalne. I z tą drugą informacją nie do końca mogę się zgodzić, i tak:
Wyliczenie opiera się na założeniu, że w zdrowiu uda się przepracować tyle lat oraz, że państwo nie zmieni zasad ubezpieczania w tym okresie - co nie jest w żadnym razie pewne.
Pamiętać trzeba, że w wielu wypadkach tzw. umowy śmieciowe zawierane są przez zleceniodawców w celu obniżenia własnych kosztów i realne stawki wypłacane pracownikom są właśnie niższe o kwotę "ozusowania". W praktyce więc wyliczone kwoty, które mogłyby trafić na prywatne ubezpieczenia nie trafiają do rąk pracujących na umowę śmieciową.
W ekonomii przyjmuje się, że konsumpcja "tu i teraz" dominuje nad "odkładaniem na czarną godzinę" (tezauryzacją). Jest to podstawa koncepcji przymusowych ubezpieczeń społecznych obywateli na starość.
Nieco więcej o kosztach pracy, organizacji i ekonomice pracy można znaleźć pod linkiem: ekonomika pracy. Niestety materiały nie były przeze mnie ostatnio aktualizowane. Może jednak wspomnę o dwóch kwestiach. Powszechnie operuje się "średnią pensją" (brutto), w praktyce jednak lepszą miarą pensji w gospodarce jest pensja środkowa, czyli mediana. Jest ona zazwyczaj niższa co oznacza w praktyce, że w gospodarce występuje więcej stanowisk opłacanych niżej i mniej stanowisk opłacanych bardzo wysoko, przykład: 11 sprzątaczek zarabiających pensję minimalną otrzymuje tę samą kwotę, co 1 prezes ich firmy; mediana przypadnie na 6. pensję sprzątaczki, czyli kwotę minimalną, za to średnia będzie blisko dwukrotnie wyższa.
Na koniec dowcip:
Przychodzi facet do urzędu i pyta: Czy mają Państwo jakąś pracę?
Urzędnik patrzy się na człowieka i po chwili odpowiada: Samochód, komórka, laptop, elastyczne godziny pracy, pensja zaczyna się od 5 tysięcy złotych, coroczne premie po 10 tysięcy.
Zatem tym razem nie będę pisał o błędach w konstruowaniu i organizacji samych kas a skupię się na organizacji pracy na stanowisku.
W artykule czytam, że przeciętny pracownik ma kasować w ciągu godziny od 1200 do 1500 artykułów. Związkowcy oczywiście są przeciwni, pracodawca dąży zaś do wzrostu wydajności. Jaka powinna być norma? Jest to bardzo łatwo policzyć - o ile zastosowałoby się naukowe metody - chodzi o wykonanie fotografii dnia roboczego na stanowisku kasjerki (ma to drugorzędne znaczenie) oraz badania chronometrażowego.
Podejrzewam, że pracodawca ma dostęp do statystyk z kas fiskalnych i zwyczajnie wyciągnął z nich jakiś wniosek, przyjął normę np. najszybszej lub średniej kasjerki. W pierwszej lub środkowej godzinie pracy. Jest to oczywiście bardzo dobra metoda, o ile wytypuje się wcześniej stanowisko zgodnie z naukowymi zasadami. Raczej nie podejrzewam kierownictwa, by zwyczajnie wzięło "normę z sufitu". Lub, że wybrało najwyższe możliwe wartości i określiło je jako normę, zgodnie z koncepcją: stachanowca. Niemniej firma, która nie chce strajków nie powinna mieć problemów z podaniem np. 5. i 95. centyla wydajności z kas.
Oprócz złej organizacji stanowisk kasowych w supermarketach, bardzo często zatrudnia się w nich osoby przypadkowe, korzysta się z outsoursingu - jest to ewidentnie strategia kosztowa realizowana przez większość sieci sprzedażowych w Polsce. Zamiast stawiać na wypracowanie metod najefektywniejszej pracy oraz dobre szkolenie - optymalizuje się koszty poprzez zatrudnienie gorzej wyszkolonych, czasami przypadkowych osób do relatywnie prostej pracy. Zwalnia to przeciętnego pracodawcę z odpowiedzialności za pracownika, jego zdrowie, etc. Złą jakość obsługi tłumaczy się wyłącznie niskim poziomem pracowników a nie oszczędzaniem na organizacji stanowisk pracy czy szkoleniach.
Wracając jednak do zasadniczego pytania, czy jest to dużo? Z pewnością można mówić, że wkraczamy przy takich wartościach w zakres monotypowości pracy - czyli w karcie oceny ryzyka, którą pracodawca ma obowiązek przedstawić każdemu pracownikowi powinna być szczegółowa analiza w zakresie zmniejszenia monotypowości pracy.
Ponadto 1200 produktów, to średnio 20 produktów na minutę. Ale to nieprawdziwe dane, należy od nich odliczyć czas na skasowanie pieniędzy (płatność terminalem), rozliczenie bonów, etc. Albo sieć wlicza to w normę godzinową, albo liczy tylko średni czas "od pierwszego produktu do ostatniego" i odlicza czas na kasowanie. Z prasowego doniesienia nie sposób tego wywnioskować, a spotkałem się z różnymi standardami liczenia tej normy.
Zatem potrzebne nam kolejne założenie: od normy nie odlicza się czasu obsługi kasowej, a przeciętny klient ma około 30 produktów w koszyku, co znaczy, że w ciągu godziny kasowanych jest ok. 40 klientów. Jeśli kasowanie pieniędzy trwa choćby 30 sekund, to 40 klientów zabiera 20 z 60 minut. Pozostałe 40 minut pozostaje na skanowanie 1200 produktów, tj. 2 sekundy na produkt.
Norma dotycząca np. szybkości ruch rąk zakłada rozłożenie kart z talią 52 kartową w tzw. tempie normalnym pracy w 30 sekund. Ale jest to norma dla jednolitego, lekkiego produktu, który ma zawsze te same parametry a praca wykonywana jest bez precyzji i żadnych przestojów.
Czy zatem takie tempo jest możliwe do utrzymania? Myślę, że mogłoby być teoretycznie możliwe, ale w praktyce jest ono niezwykle wysokie. Żeby móc takiego tempa wymagać należałoby spełnić kilka postulatów, jedynie w części realnych. Zacznijmy od realnych:
towar musiałby mieć metki (kody paskowe) wyraźne, zawsze dające się skanować, łatwe do znalezienia
towar musiałby być pakowany w nietłukące się lub trudno tłukące się opakowania
ważenie towaru musiałoby być zoptymalizowane bezpośrednio "na kasie" lub wykonywane poza kasą
w kasach zawsze musiałby być zapas drobnych, żeby kasjer nie musiał dbać o to, jakie monety wydaje
wszelkie wezwania pomocy do kasy powinny się odbywać błyskawicznie
kasy powinny być zawsze sprawne, absolutnie zoptymalizowane
terminale płatnicze działałby bez żadnych opóźnień
Te mniej realne, to: szybkie pakowanie przez klientów towaru, szybkie wyciąganie pieniędzy lub karty, kupowanie wyłącznie towaru nietłukącego, z którym nie trzeba się delikatnie obchodzić na taśmie i przy pakowaniu.
Czy odpowiedziałem? Nie, zarysowałem jedynie kontekst tej kwestii. Czy można podać realną wartość - tak - trzeba byłoby dokonać kilkudniowej lub kilkugodzinnej (kamery przemysłowe) analizy nagrań z kas oraz pobrać statystyki a w szerszym kontekście zbadać jakość pracy całego sklepu.
Niestety w strategii niskokosztowej trudno sobie wyobrazić, że sieć handlowa zdecyduje się postawić na konieczną do najlepszej obsługi jakość - prędzej będzie się godzić na niski standard obsługi i udawać, że go optymalizuje poprzez podnoszenie norm ilościowych a nie poprzez optymalizację jakości przechodzącą w ilość.
A tu taka ciekawostka o sieci Wal-Mart, szczególnie podoba mi się ten kawałek o programach optymalizujących sprzedaż ze względu na prognozę pogody: Wal-Mart.
AKTUALIZACJA: Poza mobilizacją pracowników do pracy przyjmowanie norm bywa niekiedy pretekstem umożliwiającym zwolnienia. W niektórych firmach wygórowane plany sprzedażowe lub normy wykonania mają być wyłącznie środkiem presji na pracownika i pozwalać pracodawcy w dowolnym momencie uzasadnić zwolnienie pracownika, który nie realizuje niemożliwych do zrealizowania norm. Przykładowo w ten sposób niektóre firmy i instytucje pozyskują rodziny pracowników, jako klientów. Czy tak jest w tym wypadku? Podkreślę raz jeszcze - trzeba byłoby policzyć. Z naukowego punktu widzenia, aż się prosi, żeby to policzyć...