Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ergonomia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ergonomia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 lutego 2014

Petent w banku, urzędzie, na poczcie - ergonomia stanowiska obsługi klienta

UWAGA, WPIS ZDEZAKTUALIZOWANY

Bezpośrednią inspiracją tego wpisu stały się dwa poniższe zdjęcia. Jednak ergonomią stanowisk biurowych zajmuję się już dłuższy czas (np. oceniając stanowiska komputerowe www.ergonomia.e-ar.pl).

Zagadnieniem do rozważenia jest stanowisko pracy, które ma łączyć możliwość jednoczesnego korzystania z monitora komputerowego, oraz obsługi interesantów przy utrzymywaniu z nimi dobrego kontaktu (w tym wzrokowego). Dodatkowo istotne jest zapewnienie przekazywania materiałów od i do klienta, oraz pełna kontrola nad materiałami na biurku i wykonywaną przez siebie pracą. Można te dylematy rozwiązać na kilka sposobów, ale najpierw kilka zdjęć poglądowych:
  • Nieergonomiczne stanowisko w urzędzie - trudno orzec, co chciał osiągnąć projektant, choć zdjęcia jasno pokazują, że chyba nie został zrozumiany. Być może chciał, aby dokumenty były podawane dołem, a rozmowa prowadzona przez szparę w szybie. Jedyną realną korzyścią jest utrudnienie sięgnięcia do biurka przez petenta podczas nieobecności urzędnika (może nawet odległość jest zgodna z normami stosowanymi dla tzw. odległości bezpiecznych), ale w praktyce jest to pozbawione sensu - na biurku nie powinny być pozostawiane dokumenty a ochronę można zapewnić bardziej cywilizowanymi sposobami. Dolna szpara (sic!) służy być może do przekazywania dokumentów, górna do komunikacji i zarażania pracownika drogą kropelkową. A może to stanowisko dla niepełnosprawnych? Ale niewiele na to wskazuje.

  • Miedzioryt Gottlieba Boettgera na podst. Pugina, l. 1790-1820 (antyk.net.pl) - w czasach, gdy projektanci nie mieli do dyspozycji tanich i prostych szyb musieli korzystać z rozwiązań stolarskich. Pod wieloma względami poniższe rozwiązanie ma zalety. Przede wszystkim doskonale widoczne jest, podawanie i odbieranie dokumentów - co w tamtych czasach mogło być szczególnie ważne. Lada-półka jest na wysokości ramion co pozwala wygodnie wypełniać dokumenty. Krótka czynność podawania nie obciąża nadmiernie. Kolejka, o ile urzędnicza obsługa jest szybka i nie wymaga dużej ilości czynności, przesuwa się bardzo szybko. Pracownicy kontrolują napływ klientów. Oczywiście współcześnie realizują to systemy kolejkowe, tzw. numerkowe.
http://antyk.net.pl/533-5027-thickbox/wielka-sala-w-banku-angielskim-miedzioryt-gottlieba-boettgera-na-podst-pugina-l-1790-1820.jpg




  • Oddział nadawczy urzędu pocztowego. Widoczne podwyższenie stanowiska pracy urzędnika (NAC) - rozwinięciem kwestii podestu i zachowania funkcjonalności stanowiska biurowego połączonej z utrzymaniem kontaktu z klientem i listonoszem jest widoczne poniżej biuro zlokalizowane na podwyższeniu, ograniczone ladą. Lada ma taką wysokość, że stojąca osoba, bez problemu wypełni blankiety i przekaże paczki. Pracownicy siedząc mają pole robocze (biurko) na wysokości lady i twarz na wysokości twarzy klienta. Pewnym mankamentem może być konieczność korzystania ze schodków a także głębszego schylania się, przy podnoszeniu paczek z wózka, jednak sam wózek również dopasowany jest do poziomu podłogi. 


Współczesne stanowisko obsługi klienta w banku, urzędzie, na poczcie
Współczesne rozwiązania techniczne i architektoniczne pozwalają na proste (choć nie zawsze najtańsze) rozwiązania ergonomiczne. Przy tym rzadko są one faktycznie stosowane w sposób konsekwentny. Znacznie częściej widać różnego rodzaju estetyczne, ale nie mające nic wspólnego z ergonomią rozwiązania stanowisk pracy. Niekiedy forma estetyczna na tyle dominuje funkcję, że prowadzi do ich niefunkcjonalności.

W sieci aż roi się od różnych rozwiązań, z podpowiedzią przychodzi google.pl a kilka przykładów znalezionych w sieci omawiam poniżej. Podzieliłem przy tym stanowiska obsługi na te w pozycji stojącej i siedzącej, opisałem ich wady i zalety od strony klienta i obsługi:
  • Obsługa klienta pozostającego w pozycji stojącej - rozwiązanie takie stosować należy w miejscach o dużej liczbie klientów wymagających szybkiej obsługi, ponieważ stojąca pozycja przyśpiesza czas obsługi (zniechęcając, niczym na standing party do przesiadywania i prowadzenia przydługich rozmów z obsługującą osobą). Jest przydatna w kasach, punktach składania gotowych formularzy, wszędzie tam, gdzie szybkość obsługi jest kluczem a budowa relacji z klientem oraz sprzedaż produktów w trakcie obsługi na drugim planie.
    • Klient ma do dyspozycji przydatną półkę na torebkę lub aktówkę zmuszającą jednocześnie do nienaturalnej pozycji ze względu na zbyt wąski profil górnej lady. Pracownik musi zadzierać głowę, by zobaczyć petenta. Obsługa bokiem niekorzystna dla kręgosłupa pracownika.
old.radiobiper.info
    • Klient pozbawiony półki na torbę, wypełniając dokumenty wkracza w przestrzeń biurka obsługującego, oddzielony od niego monitorem. Za to wygodniejsza pozycja do stania. Pracownik siedzi na podeście (w głębi widać schodki), nie musi zadzierać głowy w trakcie obsługi, pozostaje w kontakcie "na wprost".
interiorstudio.pl
    • Realizacja takiego podestu od strony urzędnika możliwa jest z wykorzystaniem takich rozwiązań, jak choćby widoczne na poniższych zdjęciach. Ma też spory potencjał pod względem rozbudowy infrastruktury teletechnicznej, co w dłuższej eksploatacji jest opłacalne.
marshall-tufflex.com
    • Starsza konstrukcja stanowisk, z szybą oddzielającą od klienta. Obecnie rzadziej stosowana, wyszła z mody. Od strony klienta pozycja stojąca, oraz mała, średnio wygodna lada i pewien dyskomfort związany z komunikacją głosową przez szybę. Od strony obsługi ponownie "siedzenie bokiem", konieczne zadzieranie głowy, dodatkowo podkreślony dystans od klienta szybą. Na korzyść z pewnością przemawia pewna możliwość sterowania mikroklimatem i mniejszy kontakt z ewentualnymi chorobami przenoszonymi drogą kropelkową. Niekorzystne mogą być refleksy świetlne odbijające się od szyby a bezpieczeństwo przez nią dawane dość złudne.
bslubniany.pl
  • Obsługa klienta pozostającego w pozycji siedzącej - stanowiska takie stosuje się w miejscach, gdzie obsługa klienta wymaga wypełnienia wraz z nim lub w jego obecności dokumentacji (np. w banku, w trakcie składania wniosku o kredyt) bądź gdy chce się nawiązać lepszy kontakt z klientem, wzbudzić jego zaufanie i przekonać do oferowanych produktów. Korzyścią jest pozorna "równość stron" i pozorne zmniejszenie dystansu w relacji klient-obsługa. Sam proces "siadania", znajdowania miejsca na torebkę czy aktówkę, nawiązywania kontaktu, żegnania się wydłuża zasadniczo proces obsługi. Pojawia się też problem pogodzenia roli biurka i lady.
    • Biurko w jednej płaszczyźnie, strefa dla klienta w ciemniejszych brązach. Brak miejsca na torebkę czy aktówkę a także czapkę czy płaszcz pod kontrolą wzrokową interesanta (przy dłuższej obsłudze). Monitor ustawiony w ten sposób, że przy obsłudze jednoczesnej pary klientów jedna będzie traktowana jako osoba drugorzędna, odgrodzona monitorem od obsługi.
silvan.pl
    • Podobne stanowisko, w którym ukryto monitor pozorując, że stanowi on element zabudowy meblowej. Ustawienie stanowisk wyjątkowo niekorzystne, ponieważ osoba obsługiwana (na zdjęciu brak fotela dla niej) będzie w zasadzie równie blisko pracownika zajmującego się w tym czasie obsługą na innym stanowisku. Będzie to powodować dyskomfort i zakłócać komunikację.
azco.pl
    • Starszy model stanowisk obsługowego, posiadający w zasadzie niemal wyłącznie wady. Widoczne jest, że obsługiwany klient musi siedzieć bokiem, ponieważ biurko od jego strony nie pozwala na schowanie nóg pod blatem. Osoby obsługujące również siedzą po skosie, co jest niekorzystne dla kręgosłupa. Dodatkowo cały blat zajęty jest dokumentami i akcesoriami, które nie są ani chronione, ani nie wywołują poczucia porządku i profesjonalizmu, o wypełnianiu koncepcji 5S w biurze nie wspominając.
bsnamyslow.com.pl
    • Mini lada i biurko. Monitor nadal stoi bokiem, ale nie rzuca się tak w oczy jako przegroda a szklenie oddziela sprawy innych klientów realizowane na drugim stanowisku. Klient ma nieco przestrzeni na nogi, ale niezbyt wygodne miejsce do wypełniania druków. Stanowisko pośrednie między pełnym otwarciem wspólnego biurka a ladą.
    impet-meble.pl
    • Zmodyfikowana wersja wcześniejszego stanowiska. Od strony klienta dodano dodatkową półkę, pozostawiając sztuczną przegrodę w formie lady oddzielającą przestrzeń pracownika od przestrzeni klienta. Taka lada w zasadzie pozbawiona jest praktycznej funkcji, buduje jedynie mentalny dystans i fikcyjny porządek (zamiast wspomnianego standardu 5S). Wygodniejsze fotele, ale pojedyncze. "Własna" półka klienta pozwala swobodnie postawić na niej aktówkę lub torbę.

      impet-meble.pl
    • Jedno z najbardziej typowych, a jednocześnie przykład funkcjonalnego rozwiązania przy zastosowaniu koncepcji wspólnego biurka. Stanowisko pozbawione wielu wad, choć nie pozbawione ich całkowicie. Na uwagę zasługuje maksymalne wykorzystanie przestrzeni m.in. przez meble osłaniające monitor a jednocześnie stanowiące element budujący dystans między stanowiskami (zielonkawe przegrody). Wadą jest płytka przestrzeń na nogi od strony klienta, co będąc wadą jednocześnie kreuje w kliencie poczucie dystansu i bycia "chwilowym gościem" na stanowisku-biurku pracownika.
bnos.pl

Jak powinno wyglądać idealnie skonstruowane pod względem ergonomii stanowisko obsługi?
Na to pytanie dziś nie odpowiem. Może innym razem, w kolejnym wpisie. Jako wniosek niech na razie wystarczy zwrócenie uwagi, że inną funkcję realizują stanowiska obsługi w pozycji stojącej a inną w pozycji siedzącej i to zarówno pod względem specyfiki samego procesu usługowego, co budowania relacji z klientem i kosztów związanych z czasem obsługi.
Widoczne są też rozliczne błędy w kształtowaniu wnętrz i braku funkcjonalności mebli stosowanych na salach obsługowych banków, na poczcie, w urzędach, których należy się wystrzegać biorąc pod uwagę fakt, że wyposażenie przede wszystkim ma być funkcjonalne dla obu stron i przyjazne.

A może znacie przykład idealnego stanowiska i podeślecie mi link? 


AKTUALIZACJA: Na blogu palestrapolska.wordpress.com można przeczytać, jak to było z pierwszym, frapującym zdjęciem. Otóż zdjęcie pochodzi z sądu, który przez dwa lata nie zauważył, że może być petentom niewygodnie, bo "nikt się nie skarżył".

czwartek, 25 lipca 2013

Place zabaw, błędy i dobre rozwiązania: Świnoujście







Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem opisania błędów w wykonaniu placów zabaw dla dzieci. Od razu zastrzegam, że ich ogólny poziom znacząco wzrasta od kilkunastu lat. Są one teraz dość popularnie i często budowane, co wiąże się z końcówką wyżu demograficznego oraz faktem, że po latach zaniedbań poprzednie place przestały spełniać wymogi techniczne, bezpieczeństwa oraz moralnie się zestarzały. Poprzednie place budowano dla akutalnych młodych rodziców, tworzono je dla poprzedniego wyżu demograficznego z lat 70-tych i początku 80-tych.

Niedawno otworzono nowy plac zabaw w Świnoujściu i tak się złożyło, że miałem nieco czasu, aby obejrzeć go, sfotografować i zweryfikować jego bezpieczeństwo i funkcjonalność nie wnikając, czy zauważone problemy wynikają z decyzji projektowych czy wykonania. Ponieważ spostrzeżenia będą dotyczyły wyłącznie dwóch powyższych kwestii, to wiele innych aspektów zostanie pominiętych.

1. Nawierzchnia - największy plus i największa porażka
Na placu założono specjalną nawierzchnię gumową, która zależnie od grubości potrafi doskonale amortyzować upadek dziecka z różnych wysokości. Niestety tę doskonałą i drogą powierzchnię otoczono zupełnie niepotrzebnie wąskimi opaskami wysypanymi otoczakami. W efekcie cała gumowa, bezpieczna powierzchnia pokryta jest przeniesionymi z obrzeży kamieniami i w zasadzie nie tylko przestała być bezpieczna, co w dodatku utrudnia sprzątanie czy choćby koszenie trawy. Jest to największy i bezwzględnie niedopuszczalny błąd w zasadzie dyskwalifikujący ideę bezpiecznej nawierzchni.
Poza niebezpieczeństwem dla dzieci (upadając mogą nadziać się na kamienie a nie upaść na gumę), uniemożliwia ona koszenie maszynowe trawników oraz grę w piłkę koszykową, o ile zawodnicy nie zaczną najpierw od prac z miotłą...





2. Krawężniki - tym razem dobrze oraz... trochę niepotrzebnie
Na duży plus zasługuje użycie gumowych krawężników wokół placu, jednak niepotrzebną komplikacją wpływającą niewątpliwie na twardość nawierzchni i jej trwałość jest wprowadzenie kolorowych pasów rozdzielających różnego koloru okręgi gumowe. Na wcześniejszym obrazie widać, że linie można nanieść na gumę farbą (boisko) zachowując idealną nawierzchnię.




3. Oświetlenie - dziwne, ale dla kogo?
Wokół placu wybudowano dziwne postumenty obłożone płytami granitowymi z wmurowanymi lampami - ich użyteczność dla dzieci pozostaje dla mnie totalną zagadką. Są także bardziej typowe lampy. Niektóre doskonale zakamuflowane między gałęziami drzew.


4. Bramki - najprostsze mocowanie
Istnieją już bramki, które mają wychylne zawiasy. Włożenie ręki między słupek przenoszący ramię bramki a bramkę powoduje, że ręka nie zostaje zmiażdzona a same skrzydło bramki "unosi się". Na placu zamontowano najprostsze zamknięcia, w dodatku niewyposażone w samozamykacze, co w razie niedbałości typowej u dzieci (i częstej u dorosłych) pozwala na wejście na plac zwierząt i zanieczyszczenie placu zabaw.


5. Brak tablic ostrzegawczych i regulaminu placu zabaw
Przed wejściem nie ma żadnych regulaminów, ostrzeżeń, piktogramów. Brak nawet informacji o odpowiedzialnym za teren. Płotek wykonany jest z bardzo łatwego do gięcia metalu, jednak zupełnie niepotrzebnie jego dół stanowią sterczące druty - widoczne jest, że starano się mocno zaoszczędzić przy jego tworzeniu. 


6. INNY PLAC ZABAW W ŚWINOUJŚCIU:
Drugi plac zabaw (w Parku Zdrojowym) zawiera dla odmiany ostrzeżenia w formie piktogramów (bez danych właściela placu) a nawet zakaz wyprowadzania psów. Nie ma za to wokół niego ogrodzenia - dostęp mają zarówno psy, jak i dziki. Ponadto niektóre elementy wymagają pilnej konserwacji.




Przydatne linki:

Listę typowych nieprawidłowości na placach zabaw dla dzieci można znaleźć: na tej stronie (to niemal gotowa prosta lista kontrolna). Można także zajrzeć na stronę Polskiego Komitetu Normalizacyjnego PKN po normy, ich listę można znaleźć także na stronie: normy.  



wtorek, 9 lipca 2013

Chłodzenie mieszkania podczas upałów

Wraz z pierwszą falą upałów w Polsce rozgorzała (sic!) dyskusja nt. sposobów chłodzenia mieszkania. Oczywiście jest o czym dyskutować, jeśli na wstępie odrzuci się kwestię montażu klimatyzacji w swoim mieszkaniu - czy to ze względu na koszty energii elektrycznej czy warunki techniczne budynku albo też przekonania proekologiczne. Jeśli więc upał ma zniknąć z mieszkania, bez inwestycji w klimatyzator, warto rozważyć kilka rad:
  • W przypadku południowej ekspozycji okien warto rozważyć oklejenie szyb folią odbiającą promienie słoneczne. W przypadku nowoczesnych okien z szybą zespoloną należy folię nałożyć na zewnętrzną szybę - inaczej istnieje niskie, ale prawdopodobne zagrożenie, że odbijane światło "zagotuje powietrze" w zespolonej szybie i doprowadzi do jej rozszczelnienia. Okleina ma też tę wadę, że pochłania pewną część światła (choć odbija większą część energii termicznej), czyli może prowadzić do zaciemnienia pomieszczenia - szczególnie przykrego w okresie zimowym.
  • Stosowanie żaluzji bądź rolet jest bardzo wskazane, szczególnie od południowej strony i w dzień. Ma jednak jeszcze większą wadę - może całkowicie zaciemnić pokój w dzień, a nie o to przecież chodzi. Uważać trzeba także na żaluzje lub rolety wykonane z cieńkiego, taniego materiału - mają tak dużą przenikalność światła, że w zasadzie nie sprawdzają się w letnim, bezpośrednim słońcu. Pamiętać też należy, by dobrać nie tylko odpowiednio grube rolety (w przypadku żaluzji im grubsze, tym lepsze - zawsze daje się je lekko uchylić) to jeszcze powinny być białe lub przynajmniej jasne. Biały kolor najlepiej odbija światło i nie nagrzewa się w słońcu. Osobiście stosuję kombinację dwóch różnych rolet na jednym oknie regulując dowolnie ilość światła docierającego do pokoju w ciągu dnia.
  • Markizy - to idealne rozwiązanie - z trzema wadami: nie wszędzie wolno je zamontować (np. bez zgody zarządcy) ponadto brudzą się i niszczą na wietrze czy dzięki ptakom, i są drogie. Niewątpliwą zaletą jest, że nagrzewają się "na zewnątrz" pomieszczenia, a zatem dowolny przewiew chłodzi je a słońce do pomieszczenia dociera pośrednio ( przez odbicie od innych płaszczyzn), z minimalną wartością energii termicznej. 
  • Podsumowując część dotyczącą okien warto podkreślić, że powinny być zasłaniane w dzień, by uniemożliwić nagrzewanie wnętrza przez promienie słoneczne. W nocy, gdy jest chłodniej nie powinny ograniczać ruchu powietrza.

  • Płynnie przechodzimy do kwestii cyrkulacji powietrza i zasad wietrzenia. Generalna zasada, w dobrze izolowanych budynkach brzmi: wietrz w nocy, w dzień pozostaw puste mieszkanie z zamkniętymi, zasłoniętymi jasnym materiałem oknami. W przypadku mieszkań źle izolowanych, o cieńkich ścianach, podłogach i południowej ekspozycji - zamykanie w dzień okien sensu nie ma - bez cyrkulacji powietrza i tak wnętrze szybko nagrzeje się, zatem wietrzyć można i trzeba cały czas uważając jednak, by samemu nie siedzieć w przeciągu, bo to gwarantuje przeziębienie.
  • Powietrze opływające ciało człowieka odbiera ciepło z organizmu (wraz z parą wodną). Cyrkulacja powietrza jest zatem pomocna w odprowadzaniu ciepła. Zbliżone działanie mają komputerowe wiatraki czy powietrznie chłodzone silniki samochodów. Oczywiście w bardzo wysokich temperaturach "ożywczy wietrzyk" nie chłodzi.
  • Przepływ powietrza zaistnieje w mieszkaniu zawsze, gdy mamy do czynienia z mieszkaniem o oknach o różnej ekspozycji. Wynika to z faktu, że nagrzane ściany południowe zawsze będą mieć inną temperaturę niż te wystawione na północ czy zachód. W przypadku zimnego podwórza warto pozostawić otwarte okna i pozyskiwać zimne powietrze. Architekci potrafili nawet zaprojektować kiedyś tak podwórza studni, by powietrze z zewnątrz przechodząc kanałami pod ziemią wychodziło na wewnętrzny, ocieniony dziedziniec schłodzone.
  • Warto też zwrócić uwagę, że wietrzenie powinno być intensywne, tzn. okna nie tyle powinny być uchylone, co po prostu szeroko otwarte. Efektywniejsze jest krótkie a intensywne wietrzenie niż ciągłe, lekkie wietrzenie.
  • Jeśli musimy gotować w dzień i temperatura w mieszkaniu intensywnie rośnie - wtedy wybieramy wietrzenie o ile na zewnątrz jest chłodniej. Warto w ogóle ograniczyć gotowanie potraw w najcieplejszym momencie dania.
  • Wentylatory są dobre, bo zapewniają stały obieg powietrza a zatem mogą wspierać intensywny odbiór ciepła z ciała. Mają też tę zaletę, że ze względu na w miarę stałą temperaturę mieszanego powietrza nie grożą zaziębieniem w takim stopniu, co przeciąg z otwartych okien (przewianie).

  • Wilgotność powietrza i pocenie się ma kluczowe znaczenie dla termoregulacji człowieka. W trakcie upałów należy dążyć do sytuacji, w której powietrze pozostaje możliwe suche a sami spożywamy dużo płynów, co umożliwia nam pocenie się. Wraz z potem, dzięki wilgoci skóry i odparowaniu oraz owiewaniu możemy w pewnym zakresie obniżać temperaturę ciała. Ten proces działa najlepiej w suchym mikroklimacie i u osób, które nie są odwodnione. 
  • Mocne nawilżanie pomieszczenia w upale powoduje, że temperatura odczuwalna staje się jeszcze wyższa. Upał łatwiej znosić w suchym klimacie niż wilgotnym. Kurtyny wodne roztawiane w miastach lub fontanny mają zatem ten cel, że umożliwiają natychmiastowe ochłodzenie człowieka, jednak wilgoć sama w sobie nie podnosi komfortu termicznego w upale.
  • Na tej zasadzie woda nalewana do wanny w sposób nieznaczny (konwekcja) wpłynie na temperaturę pomieszczenia. Podobnie rozłożone po pomieszczeniu mokre ręczniki mogą wręcz wzmóc odczucie gorąca. Zupełnie błędne jest także rozlewanie wody na podłogę, bo nie dość, że niebezpieczne, to kilka minut po uzyskaniu nieznacznego obniżenia temperatury, w wyniku wzrostu wilgotności spowoduje, że temperatura odczuwalana dla mieszkańca będzie jeszcze wyższa.
  • Co warto zatem zrobić? Wykorzystać miskę z wodą do chłodzenia stóp. Założyć lekko wilgotny ręcznik na głowę (dbając o bieżące nawilżanie go) ewentualnie na kark (uwaga na przewianie) czy na ręce. Chłodzenie nas samych letnią wodą pozwala odprowadzić ciepło z ciała.

Inne kwestie:
  • Ponieważ wysiłek fizyczny wiąże się z wytwarzaniem energii cieplnej, nie należy podejmować ciężkich pracy fizycznych w szczycie upału. Stąd na południu Europy powszechna jest siesta w środku dnia.
  • Jeśli możemy skorzystać z dostępu do piwnicy, lub przyziemia, to oczywiście pozwalamy na cyrkulację powietrza i korzystamy w lecie z chłodu, jakie pochodzi z wierzchniej warstwy ziemi. 
  • Na strychach i poddaszach istnieją ograniczone możliwości regulacji temperatury. Przy dobrej izolacji dachu warto w ciągu dnia mieć zamknięte okna, nie gotować i nie wietrzyć. Jeśli strych jest nieużytkowy a wyposażony w możliwość wentylacji - to należy ją w lecie zapewnić.
  • Otwarta lodówka z całą pewnością nie ochłodzi pomieszczenia, bo zamotowany w niej agregat, w tym samym czasie będzie ciepło oddawał do tego samego pomieszczenia. Symboliczne ochłodzenie da wniesiony do mieszkania spoza budynku lód. Nieco większą ochłodę - wentylator ustawiony nawiewem w kierunku miski z lodem. Jednak tutaj efekt chłodzenia ograniczyć może wzrost wilgotności powietrza.
  • Ograniczyć użycie klasycznych żarówek - większość ich energii marnowana jest na grzanie a nie na świecenie. Dotyczy to także wspomnianego gotowania i innych emitujących ciepło urządzeń (np. telewizorów).
  • Warto dbać o czystość otoczenia i powietrza, bo w czasie upałów kurz bywa szczególnie uciążliwy i w połączeniu z wysychaniem błon śluzowych może prowadzić do większej podatności na rozwój różnych chorób przenoszonych drogą kropelkową.
  • Chłodzenie pomieszczeń ulokowanych np. w kontenerach czy samochodach polegać powinno raczej na zwilżeniu zewnętrznej konstrukcji - w żadnym razie rozlaniu wody w pomieszczeniu (porażenie prądem, wilgotna sauna). Jak obniżyć temperaturę w miejscu pracy to temat na osobną dyskusję.

Podsumowując: W dobrze izolowanych mieszkaniach, bez klimatyzacji, wietrzymy intensywnie w nocy a zamykamy okna w dzień. Zasłaniamy okna jasnym materiałem odbijającym promienie słoneczne. Utrzymujemy suche powietrze, ale dbamy o wilgotność skóry przez uzupełnienie płynów. W przypadku zagrożenia udarem termicznym - każdy sposób schłodzenia się jest korzystny. W szczególności wszelkiego rodzaju zimne okłady, niezależnie czy w ich wyniku dojdzie do przeziębienia.

Należy zaznaczyć, że inne reguły dotyczą uzyskiwania komfortu termicznego w warunkach temperatury zbliżonej do pokojowej czy przy temperaturach ujemnych, ale o tym może w zimie lub na jesieni ;-)


piątek, 3 maja 2013

Ruskie rozgildziajstwo: czyli gdzie giną pieniądze szczecińskiego podatnika

W swoim bodaj drugim wpisie wyjaśniałem, co w ergonomii określa się mianem: pracy zbędnej, tj. takiej, której wykonanie nie niesie korzyści. Odróżniłem ją wtedy od pracy pozornej, tzn. pracy, w której pracownik jest, ale w praktyce nie wykonuje swoich zadań, ponieważ nie przejawia gotowości intelektualnej czy fizycznej. Pracownik pozoruje pracę, pozornie wygląda wręcz na przemęczonego... tyle, że nic z tego nie wynika. Tę drugą definicję można, z powodzeniem, rozszerzyć o kwestię motywacji do dobrej roboty, odpowiedzialności za to, co się robi czy wręcz etosu pracy.

Zderzenie działalności niektórych pracowników spółek miejskich (lub firm przez nich nadzorowanych) z tymi pojęciami może przypominać zderzenie dwóch skrajnie różnych rzeczywistości. Nie mam podstaw, żeby dociekać, co leży u przyczyn takiego stanu rzeczy: brak systemu motywacji, nepotyzm, brak odpowiedzialności za powierzoną pracę czy brak efektywnego wpływu na podwładnych. Może to być czysty "tumiwisizm", praca może przekraczać zdolności intelektualne zatrudnionych

Przykłady - większość błędów popełniono przynajmniej dwa lata z rzędu:
  • Ul. Żołnierska w Szczecinie wyłożona jest brukiem, była już kilka razy, w domorosły sposób naprawiana. Najpierw na zapadającą się kostkę lano asfalt - naprawa prosta, ale tymczasowa i niebezpieczna, bo asfalt się kruszył i tworzył nierówności. Ponadto różne tarcie na asfalcie i kostce powodowało, że w razie nagłego hamowania tor jazdy samochodu był zupełnie nieprzewidywalny. Dlatego zaczęto naprawiać nawierzchnię poprzez przełożenie kostki. Jak to zrobiono? Zdjęto część kostki, podsypano cementem z piaskiem i ułożono kostkę ponownie w sposób niezbyt spójny. W pracach kamieniarskich kluczowe jest układanie pracującego granitu tak, aby krawędzie kostki dawały sobie nawzajem oparcie, tzn. zapierały się o siebie i przez to przenosiły nacisk. Kamień jest trwałym materiałem, ale kruszy się i jest nieelastyczny - musi być ułożony tak, aby nacisk rozkładał się równomiernie.
    Te naprawy toczą się kolejn rok, tzn. raz wykonano je źle i teraz ponownie się je wykonuje, ponieważ niemal wszystkie wcześniejsze poprawki wyglądają tak, jakby ich nie wykonano - zapadły się w tych samych miejscach. Pytanie na ile poprawek starczy gwarancji lub pieniędzy podatnika? Dlaczego po takiej naprawie kostka jest ułożona mniej spoiście i nie jest zachowany oryginalny układ kamienia? Dlaczego przejeżdzające ciężarówki nadal będą wytłukiwać spomiędzy kamieni zbyt szerokie fugi z betonu?
    W ten sposob można naprawiać tę drogę bez końca... podatnik zapłaci.
  • Al. Papieża Jana Pawła II, trawnik bezpośrednio przed balkonem Prezydenta, tuż przed rzeźbą Gryfa - dwa lata temu zlecono i wymieniono trawę na tym trawniku. Profesjonalna firma zdjęła całą trawę, wywiozła nadmiar ziemi, dosypała nowej, rozłożyła maty z trawą i przez kilka tygodni regularnie podlewała i kosiła trawnik. Zmiana użytkowania nastąpiła natychmiast po przekazaniu reprezentacyjnego trawnika w ręce "specjalistów" ZUK. Zakorzeniony trawnik przestano regularnie kosić i podlewać, pojawiły się pierwsze chwasty.
    Najgorzej, że w zimie, ułatwiając sobie utrzymanie chodnika i ścieżki rowerowej wzdłuż trawnika posypano chodnik i zgarnięto posolony śnieg na trawnik - w następnym roku wzdłuż chodnika pojawił się półmetrowy pas zasolonej ziemi, na której nic nie rosło. ZUK zlecił (ciekawe na koszt kogo?) odtworzenie trawnika: ziemi nie wywieziono, posypano trochę nowej, rozsypano ziarna i przysypano warstwą - nie podlewano, trawnik nie odtworzył się należycie.
    Następnej zimy zrobiono to samo: znów odśnieżano chodnik jeżdząc po nim ciężarówką i niszcząc trawnik. Znów został on kompletnie zdewastowany i znów "naprawa" ograniczyła się do rozsypania ziarna dla gołębi na suchej ziemi. Uczeń ogrodniczej zawodowki i pierwszy z rzędu działkowiec wie, że zrobiono to drugi rok z rzędu wbrew sztuce.
    Dla porównania dwa zdjęcia: jak się naprawia bezmyślność w Szczecinie i jak się zabezpiecza pasy zieleni w Poznaniu brezentowymi płachtami, przed zasoleniem z solarek:


  • Al. Papieża Jana Pawła II, róg Niedziałkowskiego: zniszczony chodnik przez ciężarówkę z podnośnikiem koszowym demontującą oświetlenie świąteczne - najwyraźniej trudno było zaplanować, że w danym dniu będzie prowadzony demontaż światełek i ustawić znaki zakazu parkowania na pół dnia na ulicy. Prościej przejechać chodnikiem kilku tonowy podnośnikiem koszowym. Może nie byłaby to tragedia dla chodnika, ale rok wcześniej chodnik ten był wyrównywany za pomocą wiaderka z piaskiem i łopaty oraz dzielnego pracownika, którego praca pół roku później poszła na marne.
 


  • Ul. Piotra Skargi: niewidoczne spod śniegu betonowe półkule niszczące samochody mieszkańców miasta. Źle dobrana, zupełnie zbędna w tym miejscu, wręcz szkodliwa nadgorliwość spowodowała straty. Infrastruktura drogowa powinna być tak wysoka, żeby cofający kierowca mógł ją zawsze dostrzec przez tylne okno - w Szczecinie montuje się wszelkiej maści rozwiązania, co bardzo podraża ich eksploatację a dodatkowo, ech...





  • Amfiteatr w Szczecinie (Teatr Letni w Szczecinie im. Heleny Majdaniec) również nie podołał śniegowi tej zimy. A może precyzyjniej byłoby określić, że nikt nie zastanowił się, że należy odśnieżać. Rynny zawsze można wymienić, prawda?



  • Jasne Błonia - żeby zamknąć temat zimy a zaingurować wiosnę, to można pocieszyć się nową atrakcją, czyli 10 zestawami plastikowych kamieni w formie "pływających ogródków" (Głos Szczeciński). Pomysł ciekawy, mam wątpliwości, co do odporności na wandali oraz tego, czy te 22 tys. złotych nie lepiej byłoby przeznaczyć na konserwację już istniejących a połamanych ławek. Co innego łączy te kamienie z poprzednimi obrazkami - otóż ustawiono kamienie na środku trawnika, na błoniach - już teraz widać, że trawa pod kamieniami oraz wokół nich nie ma szans. Jeszcze dwa tygodnie i dzięki tym kamieniom ZUK będzie mógł zlecić kolejną naprawę trawnika. Kilka metrów obok jest dość miejsca na te kamienie, ale widocznie chodzi o spektakularny dla podatnika efekt.
(ZUK Szczecin / Głos Szczeciński)


poniedziałek, 18 lutego 2013

System zarządzania ruchem, czyli o braku ergonomii na ulicach Szczecina (cz. 3)

W Szczecinie wdrażany jest system zarządzania ruchem, wspominałem o nim, jako o przykładzie rozwiązania nieergonomicznego. Moje krytyczne uwagi dotyczyły przede wszystkim nieczytelnych tablic, na których nie stosuje się układu schematycznego a próbuje się odwzorowywać układ rzeczywisty ulic. Przypomnę też, że moim zdaniem cały ten system jest przestarzały koncepcyjnie a sens miałoby wydanie środków na dostęp do internetu na przystankach... ponadto tablice są nieproporcjonalne do wielkości liter i zwyczajnie bardziej reklamują koncepcję "pływających ogródków" niż informują o czymkolwiek. Ponadto konstrukcje w pasie drogowym są zwyczajnie niezabepieczone w razie wypadku drogowego.

Od tego czasu nieco się zmieniło, minimalnie na lepsze. Po pierwsze zrezygnowano z różnego rodzaju cieków wodnych i trzeciorzędnych uliczek. Skupiono się na głównych kierunkach jazdy i 3-4 wyrazach. Niestety tablice nadal są źle zaprojektowane.

1) Nadal starają się odwzorowywać mapę, co jest kuriozalne, sprzeczne z zasadami projektowania informacji i jej percepcji. Żeby nie być gołosłownym przytaczałem już przykład specjalnie zaprojektowanej, do wyuczonej percepcji człowieka, czcionki autostradowej. Teraz inny przykład, sprzed 80 lat (sic!):
Niejaki Pan Harry Beck rozwiązał problem szczecińskich fachowców i to na skalę znacząco większą niż 3 drogi wjazdowe do Szczecina. Otóż opracował w 1933 roku schematyczną mapę połączeń metra londyńskiego, ponieważ dotychczasowa mapa przestała być czytelna (wikipedia.org). Stara mapa wyglądała tak: mapa z 1932 roku. Nowa mapa wyglądała tak: mapa z 1933 roku
Najwyraźniej ta wiedza nie została przetransferowana i zaimplementowana w Szczecinie. Pomyśleć, że wszelkie prawa autorskie przestają obowiązywać zaledwie po 70 latach ;-)

2) Warto też przypomnieć moją uwagę o liczbie możliwych do zapamiętania w trakcie jazdy informacji. Otóż, od połowy lat 50-tych ubiegłego wieku wiadomo, że pamięć krótkotrwała w praktyce przechowuje około 7 informacji. Różne osoby są w stanie zapamiętać od 5 do 9 kategorii pojęciowych. Określa się to mianem liczby Millera. Jeśli ktoś wątpi i uważa, że na tablicy czytanej przy prędkości około 60-80 km/h można umieścić więcej i bardziej skomplikowanych informacji, to proponuje ćwiczenie na zapamiętanie 7 różnych spraw do załatwienia w danym dniu w tempie potrzebnym na podanie tych spraw za pomocą rówoważników zdań lub pojedynczych pojęć. Jeśli się uda w mniej więcej 10 sekund (albo innej, wylicz sobie sam sokole oko), to jesteś albo po kursie z mnemotechnik, albo masz zadatki na Roberta Kubicę.

Rozwiązanie: Zrezygnować z prób odwzorowania mapy na rzecz ujęcia schematycznego. Podawać czas z dopiskiem "min." lub "minut" a nie stosowanych raczej w geografii glifów: glif minuty w edytorstwie.
Dlaczego prawdopodobnie tak się nie stanie? Ponieważ oznaczałoby to w praktyce, że tak gigantyczne, ciężkie, drogie tablice są zwyczajnie mało użyteczne - wystarczyłyby o połowę mniejsze... i tańsze. Choć może ich ukrytą użyteczność poznamy, o ile zdarzy się jakiś wypadek i zaczną wyświetlać krótkie, czytelne i poprawiające organizację ruchu komunikaty?

Dogrywka: Zupełnie odrębną kwstią jest zabezpieczenie praw autorskich do projektu oraz organizacja kolejnego przetargu na to wątpliwej jakości udogodnienie dla pasażerów komunikacji miejskiej i kierowców samochodów. Bo mają zostać wydane kolejne pieniądze a firmy startujące w przetargu już boją się, czy będą mieć te same szanse co obecny operator: Kurier Szczeciński: Przetargowa zmowa.


piątek, 8 lutego 2013

Pierwsza blogowa frustracja...

Jak chyba każdy prowadzący blog zaczynam zastanawiać się, nad jego sensem i oddziaływaniem. Podobno przeciętny pamiętnik lub blog nie żyje dłużej niż 4 lata, zatem te 4 miesiące to bardzo dobry czas, żeby podzielić się pierwszą refleksją.

Najpierw - dlaczego mnie naszła. Otóż w ostatnim tygodniu, ze względu na przeziębienie musiałem ograniczyć pracę, za to posiedziałem nieco przed komputerem robiąc przegląd prasy i poważnie "mi się odechciało". Nie chodzi o wielką politykę, w której toczy się dość zastępcza dyskusja o związkach partnerskich. Chodzi o lokalne doniesienia prasy nt. skali bezsensownych działań podejmowanych zastępczo przez osoby kierujące różnego rodzaju lokalnymi instytucjami czy samorządami.

Przygnębienie nie było jakieś wielkie, ale doprowadziło do pytania, czy ten blog ma dotyczyć szczecińsko-zachodniopomorskiego grajdołka, czy też ma się wyspecjalizować np. wyłącznie w ergonomii, organizacji pracy, polityce społecznej jako takiej? Poważnym argumentem za tym, żeby tak właśnie się stało jest fakt, że trudno na bieżąco śledzić wszystkie śmiesznostki szczecińskiej rzeczywistości a z drugiej strony to niesprawiedliwe jedne komentować a drugie pozostawiać bez refleksji. Z trzeciej strony - wręcz nie chce się czasami cytować lub komentować niektórych wymysłów, pomysłów i wniosków dzielnych radnych, dyrektorów i innyszych innowatorów rzeczywistości.

Zaniechanie pisania o gospodarce regionalnej, to z kolei grzech przemilczenia. Ale też i "święty spokój". Zaczęcie pisania blogu technicznego, organizatorskiego, poświęconego wyłącznie wiedzy, to niestety przenoszenie pracy na blog a w dodatku zupełnie inna grupa odbiorców. W ten sposób - być może bardziej trafię do fachowców, ale nie spopularyzuje specjalnie wiedzy o ergonomii wśród osób, które o niej niewiele wiedzą.

Wszelkie podpowiedzi mile widziane...


poniedziałek, 28 stycznia 2013

Ile można na kasie w markecie? Czyli rzecz o wydajności pracy

Niejednokrotnie podziwiałem w różnych supermarketach w jak zły sposób organizowane są stanowiska kasowe. Ale inspiracją tego wpisu jest doniesienie Gazety Wyborczej: Strajk w Tesco? Nie chcą skanować 1500 produktów na godzinę. Wcześniej na ten temat też już pisano: Pisk czytnika co 2,25 sekundy. Norma tempa skanowania dla kasjerek w Tesco.

Zatem tym razem nie będę pisał o błędach w konstruowaniu i organizacji samych kas a skupię się na organizacji pracy na stanowisku.

W artykule czytam, że przeciętny pracownik ma kasować w ciągu godziny od 1200 do 1500 artykułów. Związkowcy oczywiście są przeciwni, pracodawca dąży zaś do wzrostu wydajności. Jaka powinna być norma? Jest to bardzo łatwo policzyć - o ile zastosowałoby się naukowe metody - chodzi o wykonanie fotografii dnia roboczego na stanowisku kasjerki (ma to drugorzędne znaczenie) oraz badania chronometrażowego.

Podejrzewam, że pracodawca ma dostęp do statystyk z kas fiskalnych i zwyczajnie wyciągnął z nich jakiś wniosek, przyjął normę np. najszybszej lub średniej kasjerki. W pierwszej lub środkowej godzinie pracy. Jest to oczywiście bardzo dobra metoda, o ile wytypuje się wcześniej stanowisko zgodnie z naukowymi zasadami. Raczej nie podejrzewam kierownictwa, by zwyczajnie wzięło "normę z sufitu". Lub, że wybrało najwyższe możliwe wartości i określiło je jako normę, zgodnie z koncepcją: stachanowca. Niemniej firma, która nie chce strajków nie powinna mieć problemów z podaniem np. 5. i 95. centyla wydajności z kas.

Oprócz złej organizacji stanowisk kasowych w supermarketach, bardzo często zatrudnia się w nich osoby przypadkowe, korzysta się z outsoursingu - jest to ewidentnie strategia kosztowa realizowana przez większość sieci sprzedażowych w Polsce. Zamiast stawiać na wypracowanie metod najefektywniejszej pracy oraz dobre szkolenie - optymalizuje się koszty poprzez zatrudnienie gorzej wyszkolonych, czasami przypadkowych osób do relatywnie prostej pracy. Zwalnia to przeciętnego pracodawcę z odpowiedzialności za pracownika, jego zdrowie, etc. Złą jakość obsługi tłumaczy się wyłącznie niskim poziomem pracowników a nie oszczędzaniem na organizacji stanowisk pracy czy szkoleniach.

Wracając jednak do zasadniczego pytania, czy jest to dużo? Z pewnością można mówić, że wkraczamy przy takich wartościach w zakres monotypowości pracy - czyli w karcie oceny ryzyka, którą pracodawca ma obowiązek przedstawić każdemu pracownikowi powinna być szczegółowa analiza w zakresie zmniejszenia monotypowości pracy.
Ponadto 1200 produktów, to średnio 20 produktów na minutę. Ale to nieprawdziwe dane, należy od nich odliczyć czas na skasowanie pieniędzy (płatność terminalem), rozliczenie bonów, etc. Albo sieć wlicza to w normę godzinową, albo liczy tylko średni czas "od pierwszego produktu do ostatniego" i odlicza czas na kasowanie. Z prasowego doniesienia nie sposób tego wywnioskować, a spotkałem się z różnymi standardami liczenia tej normy.
Zatem potrzebne nam kolejne założenie: od normy nie odlicza się czasu obsługi kasowej, a przeciętny klient ma około 30 produktów w koszyku, co znaczy, że w ciągu godziny kasowanych jest ok. 40 klientów. Jeśli kasowanie pieniędzy trwa choćby 30 sekund, to 40 klientów zabiera 20 z 60 minut. Pozostałe 40 minut pozostaje na skanowanie 1200 produktów, tj. 2 sekundy na produkt.
Norma dotycząca np. szybkości ruch rąk zakłada rozłożenie kart z talią 52 kartową w tzw. tempie normalnym pracy w 30 sekund. Ale jest to norma dla jednolitego, lekkiego produktu, który ma zawsze te same parametry a praca wykonywana jest bez precyzji i żadnych przestojów.
Czy zatem takie tempo jest możliwe do utrzymania? Myślę, że mogłoby być teoretycznie możliwe, ale w praktyce jest ono niezwykle wysokie. Żeby móc takiego tempa wymagać należałoby spełnić kilka postulatów, jedynie w części realnych. Zacznijmy od realnych:
  • towar musiałby mieć metki (kody paskowe) wyraźne, zawsze dające się skanować, łatwe do znalezienia
  • towar musiałby być pakowany w nietłukące się lub trudno tłukące się opakowania
  • ważenie towaru musiałoby być zoptymalizowane bezpośrednio "na kasie" lub wykonywane poza kasą
  • w kasach zawsze musiałby być zapas drobnych, żeby kasjer nie musiał dbać o to, jakie monety wydaje
  • wszelkie wezwania pomocy do kasy powinny się odbywać błyskawicznie
  • kasy powinny być zawsze sprawne, absolutnie zoptymalizowane
  • terminale płatnicze działałby bez żadnych opóźnień 
Te mniej realne, to: szybkie pakowanie przez klientów towaru, szybkie wyciąganie pieniędzy lub karty, kupowanie wyłącznie towaru nietłukącego, z którym nie trzeba się delikatnie obchodzić na taśmie i przy pakowaniu.

Czy odpowiedziałem? Nie, zarysowałem jedynie kontekst tej kwestii. Czy można podać realną wartość - tak - trzeba byłoby dokonać kilkudniowej lub kilkugodzinnej (kamery przemysłowe) analizy nagrań z kas oraz pobrać statystyki a w szerszym kontekście zbadać jakość pracy całego sklepu.

Niestety w strategii niskokosztowej trudno sobie wyobrazić, że sieć handlowa zdecyduje się postawić na konieczną do najlepszej obsługi jakość - prędzej będzie się godzić na niski standard obsługi i udawać, że go optymalizuje poprzez podnoszenie norm ilościowych a nie poprzez optymalizację jakości przechodzącą w ilość.

A tu taka ciekawostka o sieci Wal-Mart, szczególnie podoba mi się ten kawałek o programach optymalizujących sprzedaż ze względu na prognozę pogody: Wal-Mart.





AKTUALIZACJA: Poza mobilizacją pracowników do pracy przyjmowanie norm bywa niekiedy pretekstem umożliwiającym zwolnienia. W niektórych firmach wygórowane plany sprzedażowe lub normy wykonania mają być wyłącznie środkiem presji na pracownika i pozwalać pracodawcy w dowolnym momencie uzasadnić zwolnienie pracownika, który nie realizuje niemożliwych do zrealizowania norm. Przykładowo w ten sposób niektóre firmy i instytucje pozyskują rodziny pracowników, jako klientów. Czy tak jest w tym wypadku? Podkreślę raz jeszcze - trzeba byłoby policzyć. Z naukowego punktu widzenia, aż się prosi, żeby to policzyć...  

AKTUALIZACJA 2: Nie wprowadzono, aż tak drastycznych norm, o czym można przeczytać w artykule: Tesco obniża normy dla kasjerek. Mogą skanować 1250 produktów na godzinę, było 1500.

AKTUALIZACJA 3: W Lidlu strajk i 1800 produków na godzinę? Warto też rzucić okiem na komentarz internauty: dyskont w UK.


czwartek, 20 grudnia 2012

Pływające ogródki na prywatnych kamienicach

W Szczecinie, ZBiLK skarży się powszechnie na brak pieniędzy na renowacje kamienic, w których mieści się mieszkaniowy zasób gminny. Gmina m.in. nie dofinansowała ZBiLKu pieniędzmi na remont 500 pustostanów. Ciekawostka: za to, na sypiących się elewacjach, montuje się nieczytelne tabliczki adresowe w konwencji "pływających ogródków" (Floating Garden).

O ile wiem, gmina nie zapytała się (przynajmniej niektórych) właścicieli kamienic, czy wolno jej zdemontować ich własne, prywatne tablice adresowe a w zamian za to powiesić nowe w wątpliwej estycznie i funkcjonalnie konwencji.

Taka sytuacja rodzi kilka wątpliwości:
  1. Dlaczego gmina jednym daje za pieniądze podatników nowe tabliczki a innym nie daje? Gdy była dyskusja o programie rewitalizacji kamienic okazało się, że gmina Szczecin nie może finansować remontów elewacji kamienic, bo to byłaby dotacja dla prywatnych właścicieli. A tabliczki rozdawać może?
  2. Jakim prawem ktokolwiek demontuje prywatną własność i co z nią robi? Jakim prawem ktoś wierci prywatną ścianę wspólnoty, zakłada inną tabliczkę i co się dzieje ze starą, często całkiem dobrą tabliczką?
  3. Znaki reklamowe "pływających ogródków" gmina ma udostępniać odpłatnie. Urząd Miejski twierdzi, że musi pobierać od tego potwornego knota reklamowego opłaty: "Mamy jednak opinie prawne, w świetle których nie możemy udzielić licencji nieodpłatnej". Czy zatem obdarowane wspólnoty zostaną zmuszone do płacenia, czy będzie to odstępstwo od reguły?
  4. A może, zgodnie z prawem, wspólnoty winny obciążyć miasto za reklamowanie się na swojej ścianie marką "pływających ogródków"? Skoro jej upowszechnianie jest wymierne, to może należy za reklamownie marki na ścianie pobierać opłatę?
  5. A może za przechowywanie niezamówionej rzeczy pobierać opłatę? Myślę, że można byłoby jeszcze rozważyć opłatę za wiercenie prywatnych ścian przez najętą przez miasto firmę...
  6. Kto będzie ponosił koszty wymiany tabliczek, ich konserwacji? Kto poniesie koszty ewentualnego złego montażu i wypadku tym spowodowanego?
Zupełnie osobną kwestią - poza wątpliwą estetyką i niską czytelnością tabliczek - jest fakt, że odstają one od ściany. Powoduje to, że w przypadku części oświetleń plafonowych montowanych na ścianach tablica przestaje być oświetlana. Ponadto będzie się na niej osadzać brud a topiący się śnieg będzie spływał po mocowaniach do ściany. Taka tabliczka, na czystej ścianie będzie generowała zacieki zbierając wodę, śnieg, brud. Wypukły kształt będzie utrudniał odczytanie pełnej nazwy (czy wręcz jej odgadnięcie), jeśli będzie się patrzyło na tabliczkę pod ostrym kątem.

Podsumowując: bezsensownie wydane pieniądze na wymianę tabliczek często w doskonałym stanie wyłącznie po to, aby zamanifestować wątpliwej funkcjonalności estetyzację zaniedbanych budynków. Ale remont 6 podwórek po 100 000 zł i przywrócenie godnych warunków życia około 200 rodzinom jest najwyraźniej mniej pokazowym osiągnięciem, niż nieczytelna tabliczka na odrapanej ścianie obok zasikanej bramy (miejska toaleta ma być odpłatna).

Zdjęcie "z sieci", autor nieznany.

AKTUALIZACJA: Wspólnota nie chce tablicy Majdaniec, bo uważa, że dawała zły przykład. Zaangażowana w tę sprawę inicjatorka projektu: www.kamieniceszczecina.pl uważa taki pogląd za zacietrzewienie. Gdy kilka tygodni temu próbowałem podyskutować na forum społecznościowym: www.facebook.com/KamieniceSzczecina nt. tego, czy ważniejsze są tabliczki na obsypujących się elewacjach czy to, żeby zwiedzający nie wdepnął w psią kupę lub nie złamał nogi na krzywym chodniku - podziękowano mi banem za wypowiedzi, ponieważ nie pasowały one do wizjonerskiego samozadowolenia osób stojących za skądinąd sympatycznym projektem i rozbudowywaną skarbnicą zdjęć zapuszczonych lub ratowanych szczecińskich kamienic. Dotąd nie wiem, czy jest to prywatna inicjatywa, czy coś co współfinansujemy z podatków. Nie wiem też, czy na tych tablicach w wersji "pływających ogródków" Szczecin zarabia, czy tym razem udostępnia bezpłatnie?
Cieszy mnie i smuci jednocześnie, że Wspólnota wie, że mury są jej i nie bardzo chce współpracować przy akcji reklamowo-propagandowej, bo jest świadoma kuriozalności sytuacji: przypomniano sobie o ich kamienicy wtedy, gdy ich elewacja była komuś do czegoś potrzebna. Nie dając przy tym kompletnie nic w zamian, co więcej, nawet nie informując, czy np. środki z funduszu Jeremie mogą być dostępne właścicielom kamienic i być tanią alternatywą kredytu hipotecznego. Jeśli ktoś wie, czy Jeremie pójdzie na parkingi NiOL, czy na kamienice - proszę o informację, bo mi się nie udało do niej dotrzeć.


niedziela, 11 listopada 2012

O ergonomii, której nie można zobaczyć na ulicach Szczecina (cz. 2)

Pisałem już o problemie ergonomii na szczecińskich ulicach - dowodziłem wtedy, że tablice z nazwami ulic stawiane w ramach koncepcji "Floating Garden" są drogie i zupełnie nieczytelne. Że są sprzeczne z funkcją informacyjną, że dla przykładu, w Wielkiej Brytani, ponad 60 lat temu znaki (dla autostrad) projektowano biorąc pod uwagę psychologię poznawczą i przetwarzanie informacji przez mózg i możliwości wzroku. W szczególności chodziło o to, by tablice przy drogach były łatwe do odczytania dla mijających je kierowców samochodów: Motorway (typeface).

W Szczecinie wdrażany jest system zarządzania ruchem, niebanalny system, za który miasto zapłaci 24 mln a kolejne 30 mln otrzyma z Unii Europejskiej. Czy tak drogi i skomplikowany system jest potrzebny? Nie wiem, ale dziwnie w tym konkekście brzmią tłumaczenia ZDiTM, że miasta nie stać na wydatek 250 tys. zł na wydłużenie linii nr 80. Można wierzyć, że montaż elektroniki w autobusach spowoduje, że ktoś, kto się na tym zna, w końcu zacznie wyciągać wnioski i zmieniać układ komunikacji miejskiej, która obecnie jest "doskonale zakonserwowana" w rozkładach sięgających - z drobnymi korektami - głębokiego PRL-u.

W ramach tego systemu chciałem skrytykować dwa elementy, które mogłem sam zobaczyć:
  • Tablice informacji "o korkach" ustawiane na wjeździe do Szczecina.
  • Tablice "o spóźnieniach" ustawiane na przystankach autobusowych i tramwajowych.

Informacje "o korkach" wyświetlane są na olbrzymich tablicach m.in. na ul. Gdańskiej czy szosie Stargardzkiej. Problem z tymi wyświetlaczami jest taki, że mimo ich olbrzymich rozmiarów to, co na nich odwzorowało jest zupełnie nieczytelne. Trochę przeszkadza słońce w nich odbijające (mam nadzieję, że są regulowane pod względem natężenia i w nocy będą ciemniej świecić a w dzień jaśniej). Najbardziej przeszkadza to, co "artysta miał na myśli", tzn. w miarę wierne odwzorowanie przebiegu tras - co jest poważnym błędem w sztuce. W tego typu informacji nie chodzi o uzmysłowienie kierowcom, jak wygląda topografia okolicy. Chodzi o wskazanie "lewej bądź prawej". Tyle i aż tyle. Kierowca nie musi nawet wiedzieć ILE jest dróg prowadzących na lewobrzeże. Ma się dostać najprostszą i najmniej zakorkowaną. W przypadku wjazdu od ul. Struga wybór jest oszałamiający...
Generalną zasadą przy projektowaniu dróg jest przestrzeganie, aby kierowca nadmiernie się nie dekoncentrował. Musi także, jadąc z przewidzianą prędkością (na tej trasie 70-80 km/h), bez problemu odczytać znaki i bez zastanowienia móc się do nich zastosować. Oznacza to, że nieczytelny znak pogłębiać będzie dezorientację i dekoncentrować. Czytelny może ułatwić decyzję. W mojej opinii obecne tablice są najgorszej klasy dezinformacją, są nieczytelne.
Osobną kwestią jest bezpieczeństwo użytkowania. Otóż w Niemczech stawia się bariery energochłonne oddzielające od kierowcy drzewa co jeszcze lepiej widać tutaj: drzewa zabezpieczone przed uderzeniem w nie samochodu. W Szczecinie, stalowe wsporniki olbrzymich ekranów są wykonane z dwuceownika o przekroju przynajmniej 20 cm. Zderzenie z nimi samochodu osobowego będzie pociągać w najlepszym razie śmierć lub kalectwo kierowcy, faktycznie zaś katastrofę w ruchu drogowym, ponieważ uderzony słup może się przewrócić i upaść na 3 pasmową jezdnię, a w konstrukcję mogą uderzyć jadące tymi pasami 80 km/h samochody. Założenie barier energochłonnych wokół słupów bramownicy oraz ustawienie znaków ostrzegawczych wcześniej wydaje się absolutnie konieczne. Tym bardziej, że śledzący tablice kierowcy będą starali się jednocześnie dokonywać zmian pasów ruchu. Może więc, należałoby pod tablicami wprowadzić linie ciągłe?
O estetyce tych konstrukcji żal nawet wspominać, lepiej nie myśleć o kosztach ich utrzymania oraz niezawodność. Oględnie mówiąc są one ordynarne, brzydszych (i tańszych wsporników) chyba nie można było ustawić. W dobie smartfonów, nawigacji komputerowych aż prosi się, by taki informacje były dostępne on-line lub za pomocą nieco już przestarzałych SMS-ów...

Informacje "o spóźnieniach" również mają karkołomną konstrukcję: więcej powierzchni jest na nich poświęcone reklamowaniu głupiej koncepcji "Floating Garden" niż przekazywaniu informacji o odjazdach. Ma to jeszcze trwać... bo podobno ma się to poprawić. Temat ten był zgłaszany ZDiTM o czym można poczytać, jednak skutków czego nie można zobaczyć. Niestety, póki co (a obym znów nie był prorokiem, także później), tablice będą służyć poczuciu dobrze wydanych 24 mln złotych z kieszeni podatnika a jedynie dalekowidze będą mogli z nich, w miarę wygodnie, korzystać. Że połowa tablicy to reklama "sukcesu automarketingowego" a nie system informacji komunikacyjnej, na który dała pieniądze Unia Europejska, można zobaczyć na zdjęciu z Gazety Wyborczej.

AKTUALIZACJA: Czytelność informacji na tablicach można podziwiać: tutaj. System zarządzania ruchem na miarę XXI wieku: tutaj. Wątpliwości, czy tablice są czytelne: Pomoc czy gadżet?

piątek, 28 września 2012

Czego w Szczecinie nie powinno się robić

Ponieważ motto strony i bloga brzmi "pracuj mądrze, a nie ciężko", to najwyższy czas napisać o ciężkiej pracy, której efekty są złe. W ergonomii określa się ją mianem pracy zbędnej, tzn. takiej, której wykonanie nie niesie korzyści. Odróżnia się ją od pracy pozornej.

W kontekście szczecińskich wydatków budżetowych można niejednokrotnie odnieść wrażenie, że efekty są pracą zbędną a powody tych efektów leżą w pracy pozornej.

Czego w Szczecinie nie powinno się robić (kolejność przypadkowa - proszę wybaczyć niektóre truizmy, ale najwyraźniej będę musiał je wygłosić):
1. Budować ławeczek obłożonych kafelkami - kafle nie są izolatorem termicznym (!). Siedziska, szczególnie dla dzieci, nie powinny być budowane z materiałów dobrze przewodzących ciepło (Teatr Pleciuga - komentarz).
2. Budować fontanny, na której trzeba naklejać zakazy dotykania (Teatr Pleciuga).
3. Budować fontanny, która moczy osoby siedzące na siedziskach wyznaczonych na jej obrzeżu oraz  nie pozwala na bezpieczne i suche przejście specjalnym mostkiem do tego celu rzekomo zaprojektowanym. Mokry beton jest niebezpieczny i śliski (Plac Zwycięstwa).
4. Budować zegara słonecznego tam, gdzie potrzeba zieleni, na jednym z najbardziej ruchliwych skrzyżowań w Szczecinie (Aleja Kwiatowa - sic!).
5. Budować zegara słonecznego, który pokazuje zły czas (Aleja Kwiatowa).
6. Budować budynku publicznego niedostosowanego dla niepełnosprawnych i z klimatyzatorem widocznym w osi widokowej założenia Złotego Szlaku (Aleja Kwiatowa).
7. Budować naziemnych skrzynek elektrycznych wzdłuż reprezentacyjnego deptaku objętego ochroną konserwatorską (Aleja Kwiatowa).
8. Budować placów zabaw bez ogrodzenia uniemożliwającego wejście psów na teren placu i jego zanieczyszczenie (Teatr Pleciuga).
9. Zbijać gwoździami miejskich placów zabaw - współczesna technologia umożliwia pewniejsze łączenia na wkręty i śruby. Gwóźdź w rozsychającej się miękkiej sośninie to zwykły błąd technologiczny, który jest niedopuszczalny na placu zabaw przeznaczonym dla dzieci (Park przy ul. Kutrzeby w Szczecinie).
10. Łączyć kamiennych płyt granitowych stanowiących pamiątkę balastów statków i będących zabytkiem szczecińskich ulic z wypełnieniem brukiem. Jest to wykonywane w Szczecinie w 99% sprzecznie ze sztuką rzemieślniczą, poza tym nie ma żadnego uzasadnienia funkcjonalnego a bardzo wątpliwe estetyczne.
11. Montować wiat, które nie osłaniają od deszczu, przeciekają i pod które dostają się spaliny (przebudowana Brama Portowa).
12. Montować "klekotów" dla niewidomych, które są zlokalizowane tak blisko siebie, że uniemożliwiają ich rozróżnienie (przebudowana Brama Portowa).
13. Stawiać betonowych półkul na chodnikach. Są niebezpieczne dla niewidomych. W śniegu zupełnie nie widoczne dla kierowców. Zapory na chodnikach powinny mieć kilkadziesiąt centymetrów wysokości tak, aby kierowcy cofając samochodem osobowym mogli je dostrzec.
14. Budować lądowiska dla helikopterów, na którym nie da się bezpiecznie wylądować (Szpital Wojewódzki przy ul. Arkońskiej).
15. Nie należy sadzić roślin, które mają znacząco różne, intensywne przyrosty roczne w bezpośrednim sąsiedztwie skrzyżowań. Jest to szczególnie istotne, jeśli nie umie się zaplanować ich przycinania zgodnie z cyklem wzrostu. Inaczej trzeba ustawiać i konserwować lustra na skrzyżowaniach a kierowcy i tak mają ograniczoną widoczność zza wybujałej "zieleni".
16. Nie należy sadzić drzew na terenie planowanej linii tramwajowej - a jeśli się to już zrobiło warto je jednak podlewać a nie pozwolić im zwiędnąć (skrzyżowanie Mieszka I i Powstańców Wielkopolskich)
17. Nie należy budować infrastruktury cmentarza na terenie, na którym nigdy go nie należało wyznaczyć (grunt gliniasty, ponad 5% węglanu wapnia). Jeśli już się jednak źle zlokalizowało cmentarz, to najpierw należy go zmeliorować a może nawet wymienić częściowo grunt, by zapewnić godny pochówek zmarłych (Cmentarz Centralny w Szczecinie - Bronowicka pod wodą).
18. Budować przystanków autobusowych tak, żeby autobusy dojeżdzały do nich po łuku a nie podjeżdżały "na wprost" ("zajezdnia" na Głębokim, którą trzeba było przebudować po przebudowie, przystanek autobusu przy Urzędzie Miejskim w Szczecinie przeniesiony z bardziej poprawnej lokalizacji).
19. Wykorzystywać do budowy miejskich jezdni kamienia brukowanego, ponieważ przejazd przez niego generuje hałas a ponadto kamień ten po deszczu jest zdecydowanie bardziej śliski i niebezpieczny od asfaltu czy nawet betonu (torowisko na Mickiewicza na skrzyżowaniu z Wawrzyniaka, przebudowana Arkońska i Niemierzyńska).
20. Murować z kamienia brukowego murków na szerokość jednego kamienia (Krzywoustego).
21. Budować chodników wzdłuż budynków w ten sposób, że łączy krawężnik jezdni ze ścianą budynku - powoduje to przenoszenie wibracji z jezdni na ścianę budynku.
22. Ustawiać stojaki rowerowe w ten sposób, że zmniejszają szerokość jezdni lub szerokość drogi ewakuacyjnej (Teatr Letni im. H. Majdaniec, ul. Juliana Fałata 2).
23. Budować wybiegów dla psów wyłącznie na obrzeżach miasta (np. ul. Chopina), zdala od potrzeb zwierząt. Tam należy budować centra handlowe. W centrum należy wyznaczyć miejsca, które regularnie powinny być czyszczone.
24. Budować parkingowca bez zjazdu z głównej drogi dojazdowej i (jeszcze nadal) w osi widokowej z tarasu Zamku Książąt Pomorskich.

Wielkim wyzwaniem było ograniczenie złośliwych komentarzy do ww. "robót", jakie udało mi się w Szczecinie zaobserwować. Teraz czeka mnie jeszcze trudniejsze wyzwanie. Postaram się (kiedyś) napisać co warto robić na przykładach Szczecina. To potrwa...


poniedziałek, 24 września 2012

O ergonomii, której nie można zobaczyć na ulicach Szczecina

Od jakiegoś czasu w Szczecinie, w ramach forsowania wątpliwej koncepcji wizualno-informacyjnej o nazwie Floating Garden, wprowadza się w miarę konsekwentnie tablice i nowe malowanie np. płotów. Czasem jest to operacja kosztowana (gdy wiąże się z przemalowaniem), czasem bezkosztowa (gdy wynika z potrzeby odnowienia lub kupnem nowych w miejsce zużytych). Czasem sensowna (płoty zbiorników wodnych), czasem wręcz przeciwnie. Status bezsensownej i kosztownej ma wymiana tablic z nazwami ulic. Kolejna faza kosztować będzie miasto 600 tys.: Tablice z nazwami ulic w stylu "Floating".

Być może, gdyby faktycznie trzeba było te tablice zastępować, bo stare zostały zniszczone, to jeszcze bym mógł to zrozumieć. Jednak wymienianie w ramach "akcji" masowo niezniszczonych tabliczek stanowi moim zdaniem przejaw niegospodarności. Taką niegospodarnością jest też wkopywanie nowych słupów w miejsce starych, ocynkowanych rur.

W dodatku tablice te są kompletnie nieczytelne. Funkcjonują w całkowitej sprzeczności zarówno z konwencją informacyjną, tj. przypisaniem kolorystyki biało-niebieskiej dla tablic informacyjnych, ale zwyczajnie zostały źle zaprojektowane. Litery nie odcinają się od różnorodnego tła, co utrudnia ich odczytanie. Niecelowym zabiegiem jest też dwustronność wszystkich tablic - ale to jeszcze ewentualnie mogę zrozumieć. Gorzej, że ich czytelność ze względu na źle zrozumianą przewagę estetyki nad funkcjonalnością jest bardzo niska a w słabym oświetleniu nazwy ulic są wręcz niewidoczne.

Przykładowo w Wielkiej Brytanii projektując ponad 60 lat temu znaki dla autostrad brano pod uwagę psychologię poznawczą i przetwarzanie informacji przez mózg. W tym wypadku chodziło o to, żeby informacje na tablicach były możliwie najbardziej czytelne: Czcionka Motorway (wikipedia). W rezultacie zdecydowano się na jednolite tło, ograniczono zastosowanie liter, zdecydowano na pisownię małymi literami rozpoczynając nazwę z wielkiej. Napisy wypełniają możliwie maksymalnie tablice, aby uzyskać największy możliwy stosunek powierzchni litery do tła.

Oczywiście w Szczecinie nie chodzi o to, by przejeżdzający 100 km/h kierowcy mogli odczytać nazwę zjazdu z drogi, ale miłoby było, gdyby przy 50 km/h byli w stanie, o zmierzchu, odczytać cokolwiek z nowych tablic. Szkoda, że zastępuje się lepsze tablice gorszymi a pieniądze, które mogłby pójść na sprzątanie chodników przeznacza na wątpliwej jakości "poprawę estetyki'. Niestety - sprzątaniem chodników trudno się pochwalić, a nowe tablice wyglądają i upamiętniają pomysłodawcę ;-)


Podyskutuj lub skomentuj - chatroom


Try Relay: the free SMS and picture text app for iPhone.