poniedziałek, 28 stycznia 2013

Ile można na kasie w markecie? Czyli rzecz o wydajności pracy

Niejednokrotnie podziwiałem w różnych supermarketach w jak zły sposób organizowane są stanowiska kasowe. Ale inspiracją tego wpisu jest doniesienie Gazety Wyborczej: Strajk w Tesco? Nie chcą skanować 1500 produktów na godzinę. Wcześniej na ten temat też już pisano: Pisk czytnika co 2,25 sekundy. Norma tempa skanowania dla kasjerek w Tesco.

Zatem tym razem nie będę pisał o błędach w konstruowaniu i organizacji samych kas a skupię się na organizacji pracy na stanowisku.

W artykule czytam, że przeciętny pracownik ma kasować w ciągu godziny od 1200 do 1500 artykułów. Związkowcy oczywiście są przeciwni, pracodawca dąży zaś do wzrostu wydajności. Jaka powinna być norma? Jest to bardzo łatwo policzyć - o ile zastosowałoby się naukowe metody - chodzi o wykonanie fotografii dnia roboczego na stanowisku kasjerki (ma to drugorzędne znaczenie) oraz badania chronometrażowego.

Podejrzewam, że pracodawca ma dostęp do statystyk z kas fiskalnych i zwyczajnie wyciągnął z nich jakiś wniosek, przyjął normę np. najszybszej lub średniej kasjerki. W pierwszej lub środkowej godzinie pracy. Jest to oczywiście bardzo dobra metoda, o ile wytypuje się wcześniej stanowisko zgodnie z naukowymi zasadami. Raczej nie podejrzewam kierownictwa, by zwyczajnie wzięło "normę z sufitu". Lub, że wybrało najwyższe możliwe wartości i określiło je jako normę, zgodnie z koncepcją: stachanowca. Niemniej firma, która nie chce strajków nie powinna mieć problemów z podaniem np. 5. i 95. centyla wydajności z kas.

Oprócz złej organizacji stanowisk kasowych w supermarketach, bardzo często zatrudnia się w nich osoby przypadkowe, korzysta się z outsoursingu - jest to ewidentnie strategia kosztowa realizowana przez większość sieci sprzedażowych w Polsce. Zamiast stawiać na wypracowanie metod najefektywniejszej pracy oraz dobre szkolenie - optymalizuje się koszty poprzez zatrudnienie gorzej wyszkolonych, czasami przypadkowych osób do relatywnie prostej pracy. Zwalnia to przeciętnego pracodawcę z odpowiedzialności za pracownika, jego zdrowie, etc. Złą jakość obsługi tłumaczy się wyłącznie niskim poziomem pracowników a nie oszczędzaniem na organizacji stanowisk pracy czy szkoleniach.

Wracając jednak do zasadniczego pytania, czy jest to dużo? Z pewnością można mówić, że wkraczamy przy takich wartościach w zakres monotypowości pracy - czyli w karcie oceny ryzyka, którą pracodawca ma obowiązek przedstawić każdemu pracownikowi powinna być szczegółowa analiza w zakresie zmniejszenia monotypowości pracy.
Ponadto 1200 produktów, to średnio 20 produktów na minutę. Ale to nieprawdziwe dane, należy od nich odliczyć czas na skasowanie pieniędzy (płatność terminalem), rozliczenie bonów, etc. Albo sieć wlicza to w normę godzinową, albo liczy tylko średni czas "od pierwszego produktu do ostatniego" i odlicza czas na kasowanie. Z prasowego doniesienia nie sposób tego wywnioskować, a spotkałem się z różnymi standardami liczenia tej normy.
Zatem potrzebne nam kolejne założenie: od normy nie odlicza się czasu obsługi kasowej, a przeciętny klient ma około 30 produktów w koszyku, co znaczy, że w ciągu godziny kasowanych jest ok. 40 klientów. Jeśli kasowanie pieniędzy trwa choćby 30 sekund, to 40 klientów zabiera 20 z 60 minut. Pozostałe 40 minut pozostaje na skanowanie 1200 produktów, tj. 2 sekundy na produkt.
Norma dotycząca np. szybkości ruch rąk zakłada rozłożenie kart z talią 52 kartową w tzw. tempie normalnym pracy w 30 sekund. Ale jest to norma dla jednolitego, lekkiego produktu, który ma zawsze te same parametry a praca wykonywana jest bez precyzji i żadnych przestojów.
Czy zatem takie tempo jest możliwe do utrzymania? Myślę, że mogłoby być teoretycznie możliwe, ale w praktyce jest ono niezwykle wysokie. Żeby móc takiego tempa wymagać należałoby spełnić kilka postulatów, jedynie w części realnych. Zacznijmy od realnych:
  • towar musiałby mieć metki (kody paskowe) wyraźne, zawsze dające się skanować, łatwe do znalezienia
  • towar musiałby być pakowany w nietłukące się lub trudno tłukące się opakowania
  • ważenie towaru musiałoby być zoptymalizowane bezpośrednio "na kasie" lub wykonywane poza kasą
  • w kasach zawsze musiałby być zapas drobnych, żeby kasjer nie musiał dbać o to, jakie monety wydaje
  • wszelkie wezwania pomocy do kasy powinny się odbywać błyskawicznie
  • kasy powinny być zawsze sprawne, absolutnie zoptymalizowane
  • terminale płatnicze działałby bez żadnych opóźnień 
Te mniej realne, to: szybkie pakowanie przez klientów towaru, szybkie wyciąganie pieniędzy lub karty, kupowanie wyłącznie towaru nietłukącego, z którym nie trzeba się delikatnie obchodzić na taśmie i przy pakowaniu.

Czy odpowiedziałem? Nie, zarysowałem jedynie kontekst tej kwestii. Czy można podać realną wartość - tak - trzeba byłoby dokonać kilkudniowej lub kilkugodzinnej (kamery przemysłowe) analizy nagrań z kas oraz pobrać statystyki a w szerszym kontekście zbadać jakość pracy całego sklepu.

Niestety w strategii niskokosztowej trudno sobie wyobrazić, że sieć handlowa zdecyduje się postawić na konieczną do najlepszej obsługi jakość - prędzej będzie się godzić na niski standard obsługi i udawać, że go optymalizuje poprzez podnoszenie norm ilościowych a nie poprzez optymalizację jakości przechodzącą w ilość.

A tu taka ciekawostka o sieci Wal-Mart, szczególnie podoba mi się ten kawałek o programach optymalizujących sprzedaż ze względu na prognozę pogody: Wal-Mart.





AKTUALIZACJA: Poza mobilizacją pracowników do pracy przyjmowanie norm bywa niekiedy pretekstem umożliwiającym zwolnienia. W niektórych firmach wygórowane plany sprzedażowe lub normy wykonania mają być wyłącznie środkiem presji na pracownika i pozwalać pracodawcy w dowolnym momencie uzasadnić zwolnienie pracownika, który nie realizuje niemożliwych do zrealizowania norm. Przykładowo w ten sposób niektóre firmy i instytucje pozyskują rodziny pracowników, jako klientów. Czy tak jest w tym wypadku? Podkreślę raz jeszcze - trzeba byłoby policzyć. Z naukowego punktu widzenia, aż się prosi, żeby to policzyć...  

AKTUALIZACJA 2: Nie wprowadzono, aż tak drastycznych norm, o czym można przeczytać w artykule: Tesco obniża normy dla kasjerek. Mogą skanować 1250 produktów na godzinę, było 1500.

AKTUALIZACJA 3: W Lidlu strajk i 1800 produków na godzinę? Warto też rzucić okiem na komentarz internauty: dyskont w UK.


niedziela, 20 stycznia 2013

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy

Jeśli ktoś chciałby jeszcze wesprzeć WOŚP w tegorocznym graniu na rzecz dzieci i dziadków, to ma do tego jeszcze okazję licytując przedmioty na orkiestrowym portalu allegro: Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Polecam! Zarówno tym, którzy chcą wrzucić jakąś rzecz z własnych zasobów i ugrać coś na szczytny cel, jak i tym, którzy chcą się pobawić i coś wylicytować. Nie zawsze trzeba odbierać towar ;-) Niektóre rzeczy grają już kilka lat z rzędu.

środa, 16 stycznia 2013

Edukacja podstawowa w Polsce... czyli przedszkolaki w MEN



Chyba śmieszne, ale szczerze mówiąc, im dłużej to oglądam, tym robi mi się dziwniej... Lubię humor absurdalny, ale gdy wyobrażę sobie, że tego pokroju myśliciele w MEN mają roztoczyć obowiązkową "oświatę" nad moim dzieckiem, to zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem w tym ministerstwie nie pracują osoby z tzw. negatywnego awansu.
Wyjaśnię dla porządku - awans negatywny, to procedura, w myśl której awansuje się "rzetelnych ćwierćinteligentów", ponieważ nie można im formalnie niczego zarzucić, ale nie chce się z nimi mieć nic do czynienia, bo na danym stanowisku doprowadzają do całkowitego rozkładu pracy. I awansuje się takie osoby na "bardziej prestiżowe" stanowiska, sądząc, że "im wyżej, tym mniej można zepsuć". Mam poczucie, że w Polsce to niezwykle popularna metoda, która jednak prowadzi do degrengolady, w myśl przysłowia, że "ryba psuje się od głowy".
Na poziomie ministerialnym, mimo wszystko - tak mi się naiwnie wydaje - trzeba umieć myśleć, a nie być urzędnikiem "miernym, biernym, ale wiernym", realizującym jakąś koncepcję bezrefleksyjnie.

Swego czasu starałem się dowiedzieć, kto wymyślił reformę oświaty zakładającą, że dziecko w wieku 6-lat ma trafić do szkoły. A załatwić problem statystyk ma samorząd, bo rząd nie uznał za stosowne poprawiając papierowe statystyki (jesteśmy na szarym końcu UE pod względem dostępności szkolnictwa przedszkolnego) zapewnić finansowania swojej "znamienitej" reformy. Niestety, w ministerstwie nie było żadnej imiennie odpowiedzialnej za to osoby. 

Sejm nie pochylił się nad propozycją zmiany ustawy, którą zgodnie z prawem złożyło w Sejmie Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców po uzbieraniu ponad 300 tys. podpisów.  Plusem tamtej sytuacji było odroczenie nieprzygotowanej reformy o dwa lata. Teraz Stowarzyszenie zbiera ponownie głosy pod kolejnym projektem ustawy... 

Badanie, czy reforma ma sens jest prowadzone kilka lat po zapowiedzi, że reforma ma zostać obowiązkowo wprowadzona: Ministerstwo Edukacji "bada" za 4 miliony. A niektórzy się zastanawiają, czy nie powinien się zająć badaniami także prokurator: Rząd bada, czy (zdrowe) 6-latki są zdolne chodzić do szkoły.

AKTUALIZACJA: Polecam artykuł: Bardzo niechciana reforma (RP).

AKTUALIZACJA 2: Polecam artykuł: Profesor pedagogiki ostro o działaniach Pani Minister.



Podyskutuj lub skomentuj - chatroom


Try Relay: the free SMS and picture text app for iPhone.